Na około Księżyca/Rozdział XXIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Na około Księżyca
Wydawca Gebethner i Wolf
Data wyd. 1917
Druk W. L. Anczyc
Miejsce wyd. Warszawa — Lublin — Łódź — Kraków
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Autour de la Lune
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXIII.
Zakończenie.

Zapewne przypominacie sobie czytelnicy wielką sympatyę, jaka trzem podróżnikom towarzyszyła przy ich odjeździe. Jeśli odjazd takie wrażenie sprawił na obu półkulach ziemskich, z jakimże zapałem świat powrót ich przyjąć był winien? Czyli te miliony widzów, zalegających półwysep Florydy, nie rzucą się na spotkanie tych odważnych awanturników. Te legiony cudzoziemców, przybyłych ze wszystkich kresów kuli ziemskiej na grunt Ameryki, czyż opuszczą terytoryum Unii, nie ujrzawszy Barbicana, Nicholla i Ardana? Nie, roznamiętnienie publiczności miało godnie odpowiedzieć wielkości przedsięwzięcia. Ludzie, którzy opuścili ziemię, którzy powracali z tej dziwnej wycieczki w przestrzenie powietrzne, nie mogli nie doznać przyjęcia takiego, jakiego dozna kiedyś prorok Eliasz za powrotem na ziemię. Powszechnem pragnieniem było zobaczyć ich naprzód, a potem wysłuchać.
Życzenie to miało się wkrótce urzeczywistnić dla mieszkańców Unii.
Barbicane, Ardan, Nicholl i delegaci klubu puszkarskiego za powrotem do Baltimore przyjęci byli z zapałem nie do opisania. Notatki podróżne Barbicana były gotowe do druku. »New-York-Herald« kupił ten rękopis za niewiadomą dotąd, lecz przypuszczalnie bardzo wysoką cenę. Podczas ogłaszania: Na około księżyca, liczba prenumeratorów tego dziennika wzrosła do 5 milionów. W trzy dni po powrocie podróżników na ziemię znane już były najdrobniejsze szczegóły ich wyprawy. Pozostawało już tylko zobaczyć bohaterów tego nadludzkiego przedsięwzięcia.
Poszukiwania Barbicana i jego towarzyszów naokoło księżyca pozwoliły sprawdzić różne teorye dotyczące satelity ziemskiego. Ci uczeni obserwowali księżyc zblizka i w warunkach całkiem wyjątkowych. Wiadomo teraz, jakie hypotezy można było odrzucić, a jakie przyjąć co do utworzenia się tej gwiazdy, jej pochodzenia i zamieszkalności; jej przeszłość, teraźniejszość, a nawet i przyszłość, zdradziły się we wszystkich swych tajemnicach. Cóż można było zarzucić sumiennym obserwatorom, którzy z odległości mniej jak 40 kilometrów zmierzyli wysokość ciekawej góry Tycho, najbardziej zadziwiającego systemu orografii księżycowej? Cóż odpowiedzieć tym mędrcom, których wzrok zanurzał się w przepaściach góry okręgowej Platon? Jak zaprzeczyć tym odważnym podróżnikom, którzy przekroczyli niewidzialną stronę tarczy księżycowej, której dotąd żadne oko ludzkie nie oglądało? Oni teraz mieli prawo nakreślić granice tej nauce selenograficznej, która odtworzyła świat księżycowy, jak Cuvier szkielet człowieka kopalnego; oni mogli powiedzieć, iż księżyc był światem mieszkalnym i zamieszkanym wprzód niż ziemia, i że teraz jest niezamieszkalnym i niezamieszkanym.
Dla uczczenia powrotu najznakomitszych swych członków, klub puszkarski postanowił wydać wspaniały bankiet w warunkach takich, aby w nim mogli przyjąć bezpośredni udział wszyscy mieszkańcy Stanów Zjednoczonych.
Wszelkie końcowe linie dróg żelaznych w Ameryce zostały połączone z sobą za pomocą tymczasowych linii, wiążących je. Na wszystkich dworcach, ozdobionych jednakowemi chorągwiami, jednakowo przybranych, ustawiono stoły jednakowo nakryte i obsługiwane. W pewnych godzinach, obliczonych z góry, a wskazywanych na zegarach elektrycznych, ludność wezwano na biesiadę i zaproszono do zajęcia miejsc przy stole bankietowym.
Przez cztery dni, od 5-9 stycznia, komunikacya na wszystkich pociągach była zawieszona, jak to ma miejsce co niedziela na kolejach amerykańskich.
Tylko jedna lokomotywa z nadzwyczajną szybkością prowadzącą wagon honorowy miała prawo przez te cztery dni krążyć po drogach żelaznych Stanów Zjednoczonych.
Na lokomotywie był palacz, maszynista i wyjątkowo, drogą łaski, szanowny J. T. Maston, sekretarz klubu puszkarskiego.
Wagon przeznaczony był dla Barbicana, Nicholla i Ardana.
Gdy mechanik dał znak odjazdu gwizdnięciem, po licznych hurra! hip! hip! i innych okrzykach zadowolenia, pociąg wyruszył ze stacyi w Baltimore. Pędził on z szybkością 80 mil na godzinę.
Lecz cóż znaczyła ta szybkość w porównaniu z tą, jaką pędzili trzej bohaterowie w swoim pocisku?
Tak przejeżdżali z miasta do miasta, znajdując wszędzie tłumy za stołem siedzące i witające ich wszędzie hucznymi oklaskami i okrzykami radości. Tak przebiegli cały wschód Związku, przez Pensylwanię, Connecticut, Massachussets, Vermond, Maine i Nowy Brunświk; potem przejechali północ i zachód przez Nowy-York, Ohio, Michigan i Wisconsin, a na południe dostali się przez Illinois, Missouri, Arkansas, Texas i Luizyanę; na południo-wschód pędzili przez Alabamę i Florydę, dalej przez Georgię i Karolinę. Środek zwiedzili przez Tennessee, Kentucky, Wirginię, Indyanę, następnie przez stacyę Waszyngton wrócili do Baltimore, a przez całe te 4 dni mogli sądzić, iż Stany Zjednoczone Ameryki przy jednej i tejże samej uczcie, jednocześnie witały ich jednym i tymże samym okrzykiem przeciągłego hurra!
Apoteoza godną była tych trzech bohaterów, którychby mitologia zaliczyła do rzędu półbogów.
A teraz zapytamy, czy ta bezprzykładna próba w dziejach podróży będzie miała jakie następstwa praktyczne? Czy zaprowadzoną będzie kiedyś bezpośrednia komunikacya z księżycem? Czy założą żeglugę napowietrzną, któraby i świat słoneczny obsługiwać mogła? Czy ludzie zdołają kiedykolwiek przejeżdżać z planety na planetę, z Jowisza na Merkurego, a potem z gwiazdy na gwiazdę, z Polarnej na Syryusza?
Trudno odpowiedzieć na te pytania. Znając wszakże pomysłowość rasy anglo-saksońskiej, nikt się nie zdziwi, iż Amerykanie chcieli zużytkować próbę Barbicana.
W jakiś czas po powrocie podróżników, publiczność nader przychylnie przyjęła ogłoszenia Spółki udziałowej z kapitałem 100 milionów dolarów, podzielonych na sto tysięcy akcyi, po 1.000 dolarów każda, pod nazwą: »Towarzystwo narodowe komunikacyi międzyplanetarnych«. Prezesem został Barbicane, wice-prezesem Nicholl, sekretarzem zarządu J. T. Maston, a naczelnikiem ruchu Ardan.
A ponieważ Amerykanie lubią przewidywać w interesach wszystko, więc na wypadek niepowodzenia zamianowano jednocześnie na sędziego komisarza pana Harry Troloppe, a na syndyka Franciszka Dayton.

KONIEC.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: anonimowy.