[161]Skan zawiera grafikę.
NA ULICY.
Ulica długa, pusta i otwarta
Pod nieśmiertelnych gwiazd surowym wzrokiem...
Dokoła cisza. Błyskają nad mrokiem
Światła latarni czerwone i krwawe,
Jak rozstawiona na widetach warta.
Powoli, lekko, i bez odpocznienia
Kobieca postać po bruku się snuje;
Idzie, w ulicę patrzy, nasłuchuje,
A cień jej, w świetle gdy na mury pada,
Ma coś ze żmii jadowitej cienia.
To białe ciało, pod czarną osłoną,
Martwą jest tylko, ślepą gliny bryłą
I po za głodu zwierzęcego siłą
Niema w niej nic już, nic! I żadna nędza
Nędzniejsza nie jest, nad tę — zatraconą!
Budząż się kiedy sumienia jej głosy?
Jakiż ją dramat rzucił bez pomocy
[162]
Na bruki, chleba szukającą w nocy?
Ogromna litość drży nad nią i leci
Gdzieś, w te milczące, ogromne niebiosy.
Cisza. Dokoła tragedya tajemna
Nocy się mroczy, bez tchu, bez miesiąca,
Jakowąś trwogą i rozpaczą drżąca...
— A pod czerwonych latarni pręgierzem
Idzie, przechodzi, wraca — postać ciemna.
Skan zawiera grafikę.