Gdzie mi się wiodło na lirze pastuszéj,
Kędy z niczego miałem radość wielką,
Z przędzy wysnutéj na pociechę duszy.
Dziwna to sprawa czemu w śród niedoli,
Człowiek nie czuje że go serce boli,
Jeżeli kocha i jeżeli wierzy;
Wiedząc że wszystko od Boga zależy
I od natchnienia jakie w serce poda,
Płynie przez życie spokojnie jak woda.
A jeśli czasem na piasków mieliźnie
Po wierzchu rzeki chmura się prześliźnie,
I barwy niebios na chwilę posarzy,
Z cichą pokorą przyjmie co Bóg zdarzy.
Bo i cóż robić gdy tak Bóg przeznaczy
Że żadną miarą nie można inaczéj?
Pracować szczerze i żywić nadzieje,
Że przecie ziarno nie próżno się sieje,
I że da Pan Bóg po biedzie latosiéj
Polska pszenica pięknie się wykłosi.
Że gdy przeminie dopuszczenia zima
żadna moc polnéj runi nie powstrzyma.
Ale siać trzeba kmieciu, ty Adamie,
Bo nie na próżno Pan Bóg dał ci ramie,
I nie na darmo różne dzieli dary,
W miarę zasługi i w miarę ofiary.
Przy tém okienku, za którém się słania
Płacząca wierzba, drzewo pożegnania,
Jakież to myśli snuły się o wierze,
Złote w poczęciu, szare na papierze!
Bo gdzież to można sposoby ludzkiemi
Oddać po ziemsku, to, co nie ze ziemi.
A tu w ogrodzie, pod starą jabłonią
Gdzie kwiaty pachnią i pszczoły się gonią,
Czegom nie marzył za szczęsnym powrotem,
O dużym dzbanie i o miodzie złotym;
O dobrych kmieciach i szlachcie poczciwéj,
Także o pewnéj Hannie urodziwéj,
Która szczęśliwa, jak to każda młoda,
Lirence mojéj chętne ucho poda,
I do napoju co serce pociesza,
Jeszcze i uśmiech życzliwy domiesza.
Bywaj mi zdrowe spokojne ustronie!
Szerokim światem znowu wiatr pogonię,
To com ukochał za chwilę porzucę,
Zaczętéj nawet pieśni nie donucę.
Nutę serdeczną przerwałem w pół-brzęku,
Lira kochanka wypadła mi z ręku,
A szemrząc w duszy niedograne słówko,
Patrzy się na mnie z żałośną wymówką.
Zostań, lirenko moja ty pieściwa!
Poranny wietrzyk niech na tobie grywa,
Poranny wietrzyk ojczystéj dąbrowy,
I ten szumiący długi liść wierzbowy,
Którym znajome wszystkie moje troski,
Miłość Ojczyzny, tęsknota do wioski,
I spokój, spokój, który miłość wlewa;
Zostań lirenko pod opieką drzewa,
A ja po czasie powrócę do ciebie,
By znowu śpiéwać o Polsce i niebie.