Najnowsze tajemnice Paryża/Część trzecia/XXXIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aurélien Scholl
Tytuł Najnowsze tajemnice Paryża
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1869
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les nouveaux mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXIX.
W szpitalu Salpêtriére.

— Obecny tu nasz przyjaciel Robert Kodom, — mówił dalej Riazis, uczuł nieuleczoną słabość serca, dla jednej piękności, jakiej od lat 20-tu niewidziano salonach europejskiej arystokracyi. Dama o której mowa miała nieszczęście (zależy to od zapatrywania się moralistów) albo popełniła błąd, oddając się w posiadanie męża, który przez jakieś wybiegi nam niewiadome, zdołał zamknąć swoją żonę jako waryatkę w zakładzie obłąkanych. Zakład Salpêtriére, nie należy do tych domów, w którychby rozłączeni kochankowie smakowali, chociaż on mężom bardzo się podoba. Szukamy więc rozwiązania awantury. Nadto podejrzywam, że twoja przenikliwość, oznajomienie się z dobremi książkami, naprowadziły cię na właściwy trop i że już pojęłaś, iż nam tu idzie o wyswobodzenie z tej szkaradnej pułapki damy naszych myśli. Sposoby są wskazane we wszystkich podręcznikach na bulwarach; jedyny i najlepszy jest ucieczka. To zrozumiawszy teraz ci powiem, że potrzebujemy małej smukłej osóbki, zmyślnej a razem silnej jak ty jesteś, ażeby dotrzeć do więzienia, dla podtrzymania odwagi i nadziei biednej uwięzionej. Co więcej, ponieważ ona nie umie gimnastyki, przeto w czasie ucieczki wypada jej podać rękę.
— Lecz trzeba jakiegoś pozoru ażeby tam się dostać, — rzekła Maryanna, słuchając z żywem zajęciem, bo dla niej każde niebezpieczne przedsięwzięcie miało niezmierny powab.
— Pozór trzeba wynaleść, odpowiedział lodowato Riazis. Ułożemy plan po widzeniu się z dozorcą tego zakładu w części już przekupionego. Dla tego przygotuj się piękna damo do wyjścia z nami. Ubiór skromny jest konieczny, nic coby zwracało uwagę, zostawmy więc falbany w garderobie.
Maryanna ukłoniła się tym panom i wyszła do swej szatni. Przemiana pięknej profanki szybko nastąpiła. Wróciła nie do poznania, z uszanowaniem à la vierge włosami i w ciemnej wełnianej sukience:
— Naprzód panowie rycerze damscy! zawołała tonem gryzetki na bal wychodzącej.
Robert Kodom ścisnął jej rękę ukradkiem, a w uścisku tym znać było serdeczną podziękę. Nasi trzej wspólnicy wsiedli do niepozornego fiakra, a Riazis rozkazał woźnicy jechać do zakładu Salpêtriére, dokąd dobrym kłusem pospieszono. Kiedy wysiadano na bulwark, Kodom patrzał ze wściekłością na mury ponure, za któremi rozpaczała jego dumna bogini. Rzeczywiście zewnętrzna powierzchowność budynku nie była pocieszającą.
Salpêtriére najobszerniejszy szpital w Paryżu, ponieważ obejmuje trzydzieści hektarów powierzchni i może pomieścić aż cztery tysiące pensyonarek, zachował charakter imponujący i zimny z epoki swego założenia, mimo rozmaitych przeróbek, których budownictwo dzisiejsze bynajmniej nie szczędziło. Bankięr boleśnie wstępował na swoją Kalwaryą; dla tego kazał zatrzymać się woźnicy z wielkiem zadowoleniem jego szkapy i następnie z swojem towarzystwem poszedł piechotą aż do rogu ulicy des Deux Moulins, zkąd tylko kilkanaście było kroków do szpitala.
W tem miejscu Riazis naznaczył schadzkę dozorcy zakładu. Była to garkuchnia ulubiona przez oficjalistów szpitalnych, którzy obrali ją dla tego, że znajdowała się oddalona, od oka urzędników, czuwających zawsze nad niższą służbą. Robotnicy używani do reparacyi w Salpêtriére, także tam uczęszczali. Dostojnik szepnął kilka wyrazów gospodarzowi, a ten dał znak potwierdzający i rzekł:
— Za minutę służę państwu. Wasz protegowany zamówił gabinet Nr. 8 i tam was oczekuje. Zaprowadzę tam panów.
Piękną miał minę człowiek, kiedy szumnie wymienił: gabinet Nr. 8. Po sprawiedliwem rozdzieleniu kwarty wina dla sześciu robotników na to oczekujących, oddał się pod rozkazy nowo przybyłych.
— Raczcie panowie i pani pójść za mną, oraz powiedzcie czem mam służyć.
— Biszof z szampana, — powiedziała stanowczo Maryanna, która od wyjazdu z domu ani słowa nie wyrzekła.
Gospodarz otworzył z grzecznością drzwi i wskazał schody dość niewygodne. Dozorca już oczekiwał, według obietnicy danej Riazisowi. Był to młodzieniec około lat trzydziestu, łagodnego wejrzenia przy herkulesowej postaci.
— I cóż mój chłopcze, zapytał Riazis, — czy już przestałeś się namyślać. Czy rozważyłeś dobrze że za twą usługę, czeka cię majątek i niezależność aż do końca twojego życia.
— Już się namyśliłem panie. Rozporządzaj mną, pod jednym wszakże warunkiem, ażebyś pan nie wymagał odemnie tego, coby było przeciwnem honorowi, jak mówią u nas uczciwi ludzie.
— Wiadomo już jest, że nie żądają od pana nic poniżającego. Oddać ciasto i zostawić tej nocy drzwi otwarte, są rzeczy niewinne i nic więcej. Niepodobna upatrzyć w tem zbrodni, oprócz zobowiązującej grzeczności. Teraz jakie są pana warunki?
— Panie! to będzie gruba summa. Mój brat wyciągnął los roku zeszłego, a był ulubieńcem całej rodziny. Nasi rodzice są starcy blizko 80 letni, jesteśmy biedni, więc chłopak poszedł do wojska. Cały ciężar utrzymania rodziców spadł na mnie, pragnę im nieść pomoc, albo umrzeć. Kto u nas nie ma ziemi, to nieraz dnie przepędza o głodzie, a wstawieniem się naszego deputowanego otrzymałem posadę w Salpêtriére, oszczędności moje posyłam starym, co im ulgę przynosi. Ale ja widocznie niszczeję z tęsknoty zdala od rodziny. Otóż panie marzę o posiadaniu roli dobre korzyści dającej, nie daleko leżącej za naszą chałupą, — o tak mam ją przed oczami.
— A ile ta rola może kosztować? zapytał Kodom, któremu pilno było skończyć interes!...
— Tysiąc franków dobry panie.....


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aurélien Scholl i tłumacza: anonimowy.