<<< Dane tekstu >>>
Autor Owen Oliver
Tytuł Nazywano ją miłością...
Pochodzenie Ostatnie dni świata
Wydawca Nakładem "Kurjera Litewskiego"
Data wyd. 1910
Druk Druk Józefa Zawadzkiego w Wilnie
Miejsce wyd. Wilno
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. They Called it Love
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.

Pewnego ranka, na wiosnę 2063 roku, przed prostym, szarym stołem, w pustym, szarym pokoju szpitala londyńskiego, stało czterech ludzi. Jednym z nich był siwowłosy starzec, nazywany przez wszystkich „Arcy Radcą“. Drugim był naczelny lekarz — wysoki, smukły mężczyzna lat trzydziestu pięciu. Dalej, dwie kobiety, lekarki — starsza i młodsza. Wszyscy czworo ubrani byli w skromne, szare odzienia, uszyte z jednego kawałka i rozdzielone u dołu, przy nogach, nakształt szarawarów. Twarze ich były szarawe, blade, bez wyrazu, rzekłbyś, gipsowe maski.
Naczelny lekarz mieszał w maleńkich naczyniach jakieś kryształy i esencje, które utworzyły lilipucią szklaneczkę żółtawego płynu. Wypiwszy jedną taką szklaneczkę, podał płyn naprzód kobietom, potem Arcy Radcy.
— Zawiera on życie lub śmierć, — rzekł, mówiać o życiu i śmierci takim głosem, jakby jedno i drugie nie przedstawiało dlań żadnej wartości.
Następnie podeszli do łóżka, na którem spoczywało nieruchomie młode dziewczę. Twarz jej była jakby zastygła, mimo to wszakże tliło się w niej więcej życia, aniżeli w twarzach otaczających ją ludzi. Rzecby można, że rysy te zastygły podczas jakiegoś silnego wzruszenia, a może w jego oczekiwaniu.
Naczelny lekarz szklanemi szczypczykami rozchylił jej usta. Arcy Radca, wsparłszy się ręką o poduszkę, wlał jej w gardło jakieś lekarstwo.
Upłynęło kilka sekund; palce i twarz młodego dziewczęcia zadrgały konwulsyjnie, potem tak samo zaczęły drgać ręce jej i nogi; wreszcie dziewczę poruszyło się. Palce jej wpiły się w suknię, wyrywając kilka drobnych strzępków miękkiej, puszystej tkaniny.
— Życie? — zapytała młodsza z kobiet.
— Odruchy, — poprawił ją naczelny lekarz.
Dziewczę znowuż się poruszyło; nagle chwyciła się rękami za włosy. Starsza z kobiet odjęła je ostrożnie, lecz bez cienia czułości.
Usta dziewczęcia zlekka się uchyliły. Dobywał się z nich z trudnością głuchy jakiś jęk. Z pod przymkniętych powiek stoczyła się łza. Młodsza z kobiet wskazała na nią palcem.
— Co to jest, Arcy Radco? — zapytała cichym, monotonnym głosem.
Głosy wszystkich czworga były stłumione i bez wyrazu, jak ich twarze.
— Nazywano to łzami, — odparł Arcy Radca.
— Służyły im one do usuwania z oczu kurzu, oraz innych obcych ciał, — objaśnił naczelny lekarz.
Słaby rumieniec zaróżowił bladą twarzyczkę dziewczęcia. Naczelny lekarz zbadał puls, osłuchał serce, podniósł powieki i zajrzał w oczy.
— Żyje, — powiedział.
Dziewczę otworzyło oczy i przez łzy spojrzało dokoła.
— Mamo! — szepnęła. — Mamo!
Usiłowała obetrzeć łzy rękami.
— Operacja skończona? — zapytała słabym głosem.
— Skończona, — odrzekł.
Zamknęła oczy i wybuchnęła cichym, nerwowym śmiechem.
— Co ona robi? — zapytała młodsza z kobiet.
— Nazywano to wzruszeniem, — powiedział Arcy Radca. — Przychodziło ono zazwyczaj bez zgóry powziętej myśli.
— Czy długo spałam? — odezwało się dziewczę.
— Sto pięćdziesiąt siedem lat, — odrzekł Arcy Radca.
Dziewczę wsparło się na łokciu i zdumionem spojrzeniem obrzuciło dziwnych ludzi i dziwny pokój.
— Mamo! — zawołała po chwili wystraszonym głosem. — Mamo!
— Matka twoja nie żyje, — rzekł Arcy Radca.
— Umarła! — krzyknęło dziewczę. — Umarła! To kłamstwo. To nie może być prawdą! Mamo!
Nieruchome twarze zwróciły się ku Arcy Radcy.
— W owych oczach opłakiwano zmarłych, — objaśnił on, — a niekiedy mówiono to, czego wcale nie było. Specjalnie nawet drukowano to w dziennikach. Jeden z takich wypadków zachował się jeszcze w moich wspomnieniach. Działo się to podczas wykonania wyroku śmierci poraz pierwszy za pomocą „somnitu“.
— Mamo! — wołało dziewczę wśród łkań. — Mamo! Elzo! Nianiu! Doktorze! Wszakże to nieprawda, co on mówi. Nieprawda!
— Wszystko, co się teraz mówi, jest prawdą, — rzekł Arcy Radca. — Wasi lekarze doszli do wniosku, że nóż panią nie uzdrowi i że ocalić cię może jedynie natura. Wprowadzili panią zatem w stan kataleptyczny za pomocą „morowitu“, który został wtedy właśnie wynaleziony. Natura utrzymywała cię przy życiu w ciągu stu pięćdziesięciu lat. Znajomi pani umierali w siedmdziesiątym roku życia, — co w owe czasy było zwykłem zjawiskiem. Wymarli wszyscy.
Dziewczę z rozpaczą wyciągnęło ręce ku młodszej z kobiet.
— Umarli? — zawołała z płaczem. — Wszyscy! Czyliż wam mnie nie żal?
Kobieta spojrzała na jej wilgotną od łez, boleśnie skurczoną twarzyczkę, na jej własnem jednak sfinksowem obliczu nie odbiło się najlżejsze nawet wzruszenie.
— Co ona chce powiedzieć, Arcy Radco? — zapytała.

∗             ∗

Arcy Radca siedział w gabinecie naczelnego lekarza, paląc papierosa na długiej rurce, spoczywającej na metalowej podstawce. Podstawka ta zaopatrzona była w dwa cylindry, nasycone antyseptycznemi płynami, a przeznaczone do pochłaniania dymu. Spostrzegłszy wchodzącego lekarza, Arcy Radca odstawił cały przyrząd na stronę.
— Z wycieńczenia zapadła w głęboki sen, — oznajmił naczelny lekarz. — Wszelka działalność wyniszcza organizm. Jej siła żywotna spadła do jedenastu stopni. Nigdy nie sądziłem, żeby wzruszenia mogły być tak groźne dla życia.
— A jednak nie może być inaczej, — odparł Arcy Radca. — Wszelka działalność wycieńcza organizm. Działalność, konieczna do życia rozumnego, wyczerpuje nasze ciała w 130 — 150 roku życia. Działalność, zużyta na bezcelowe wzruszenia, skraca ten czas o połowę. Takie jest prawo powszechne.
Naczelny lekarz przysunął sobie drugą podstawkę, siadł przy stole i zaczął palić.
— Stopniowe wycieńczenie organizmu skutkiem uczuć prymitywnych, niejednokrotnie już opisywano w najrozmaitszych podręcznikach, — powiedział, — nigdy wszakże nie sądziłem, by wywierały one wpływ tak silny. Wzruszenie oddziaływa zapewne na jej serce. Jeśli takie nieracjonalne podniecenie potrwa dłużej, umrze niezawodnie.
Arcy Radca zapalił też papierosa.
— Czy nie może pan temu zapobiedz? — zapytał.
— Mógłbym usunąć te wzruszenia jedynie za pomocą anti-sentient’ów.
— A gdyby dawać anti-sentient’y w małych dozach i przez to zmniejszać wzruszenia tylko ilościowo.
— Nie. Wpłynęłoby to również na ich jakość i nie możnaby uważać ich za wierne wzory uczuć prymitywnych.
— A więc musi umrzeć, — rzekł z zimną krwią Arcy Radca. — Próbki wzruszeń są mi niezbędnie potrzebne do moich badań. Nie kieruje mną bynajmniej próżna ciekawość poznania barbarzyńskiej przeszłości; ale przeszłość poucza nas o przyszłości. Przyszłość zawiera w sobie miljony istnień, tutaj zaś jest jedno tylko.
— Całkiem słusznie — rzekł naczelny lekarz. — Chcesz pan otrzymać sankcję Rady?
— Tak.
Arcy Radca utkwił wzrok w ścianę, tak samo szarą, jak i większość przedmiotów w tym racjonalnym świecie. Szary ton ów zdobyli oni dzięki długim i uciążliwym eksperymentom, sądząc, że barwa ta, a właściwie bezbarwność, w najmniejszym jeszcze stopniu rozprasza umysł, wpływ jej zaś na wrażenia zewnętrzne jest prawie żaden.
— Ile dni może być zdatna do obserwacji naukowych?
— Trzy, lub cztery. Bardzo cierpi.
— Cierpi cała ludzkość, nie ona jedna. Czy nie możnaby osłabić napięcia jej wzruszeń i tem przedłużyć jej życie... To bardzo ważne... za pomocą symulowania uczuć przez tych, którzy ją dozorują? Jestem pewien, że wzruszenia te wywołane są brakiem podobnych objawów wśród otoczenia.
Naczelny lekarz podniósł do oczu małą, kryształową kulkę z napisem: „Przyrząd do myślenia“ i uważnie w nią zajrzał.
— Obawiam się, że za mało jesteśmy obznajmieni z uczuciami i że trudno nam je będzie symulować, — rzekł po chwili. — O wiele łatwiej byłoby odtworzyć niektóre fizyczne warunki dawnego jej życia. Czytałem, że barwa i zapach wywierają pewien określony wpływ na uczucia. Trzeba koniecznie wydostać z Muzeum parę barwnych przedmiotów do jej pokoju.
— Owszem, — odparł Arcy Radca. — Może pan też zrobić próbę z kwiatami. W ogrodach Muzeum rośnie ich nieco. Z ciekawych okazów starożytnej literatury, znanych pod nazwą „poezja“, dowiedziałem się, jakoby wzruszenia ściśle były związane z zamiłowaniem do kwiatów, jakkolwiek niedojrzała filozofia epoki Wiktoriańskiej przypisuje je przedewszystkiem wrażliwości. Powiedz pan dozorczyni, by od czasu do czasu obejmowała ręką ramiona tej kobiety. Za spełnianie takich infekcyjnych i nieprzyjemnych czynności, rada wyznacza dodatkowe wynagrodzenie. Dalej, obstaję przy tem, że możnaby osiągnąć pewne rezultaty za pomocą symulowania wzruszeń. Należałoby, naprzykład, zastosować niektóre z dawnych form rozmowy. Słowo „droga“, należało, o ile mi się zdaje, do najzwyklejszych wyrażeń. Powiem naczelnemu lektorowi nauk starożytnych, by zbadał tę kwestję i o wynikach poinformował pana. Tymczasem użyj pan wszelkich środków, by podtrzymać jej życie i wrażliwość przynajmniej w ciągu miesiąca. Będzie pan zwolniony od wszystkich swych obowiązków. Ta kobieta jest jedynym obiektem, który może udzielić nam wiadomości, że tak powiem, z pierwszej ręki. Pamiętaj pan o tem.

— Wiadomości z pierwszej ręki, — mruknął naczelny lekarz po wyjściu Arcy Radcy. — By jednak otrzymać te wiadomości z pierwszej ręki, trzeba samemu je poczuć. Gdybym tak, naprzykład, zmniejszył dozę zażywanych przez siebie anti-sentient’ów, mógłbym na sobie samym doświadczyć wpływu niektórych wzruszeń. Nikt się o tem nie dowie... zaryzykuję!
Pięć minut spoglądał w „przyrząd do myślenia“. Potem podszedł do telefonu, połączył go z Muzeum i poprosił o dostarczenie kilku okazów starożytnych dywanów i kwiatów. — Nie zbyt jasnych, — dodał, — i żeby zapach kwiatów nie był zbyt mocny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Owen Oliver i tłumacza: Anonimowy.