[363]NIE-ELEGIA.
(PAMIĘCI RETHLA I ROBERTA SZUMANA.
[1])
O tęskno duszy na ziemskiem wygnaniu!
Smutno jak mewie samotnej nu falach,
Gdy mgły opadnij — i słońca świtaniu
Dech zaprą chwilą... kiedy się w koralach
[364]
I perłach stroi półsenny duch burzy
A serce samo — bite w swej podróży...
I tak mu smutno ... że czasem w tęsknicy
Zerwie się dziko!... i nicość powoła —
Przeklnie głos swojej młodości orlicy,
I przeklnie wiosny swej stróża anioła
I przeklnie gwiazdę swą!... I swe nadzieje
I — niebyć!... dziko jako orzeł w chmurach
Zawoła — za Billi grzmot piekła się śmieje —
I duch upadnie rozesłan w swych górach,
Na progu skały, skąd jak samotnika
Myśl, w otchłań z szczytów spada fala dzika,
Gdzie szumią sosny wieków wychowanki,
A duch w objęciu rozpaczy kochanki
Samotny — czarny — i nad wszystkie sępy
Zasępion, chciałby wyrzucić swe życie
Z siebie, w świat czuciem i miłością tępy,
Jak rdzawy nóż, co więcej nieukroi,
Ale skaleczy przeto!... i w błękicie
Przegląda stal swą zimną i szyderczą
Jak dusza, co się w piękności ustroi,
Lecz pozostanie zimną i bluźnierczą
Jak szkielet trupi — stojący w ustroni,
Coby Eola arfę trzymał w dłoni
A płaczem muzyki, nocą zwiedziony,
Człowiek by myślał — że tam brat natchniony...
O nie! to arfa w szkieletowej dłoni
Wspomnień powiewem — westchnęła w utroni!...ustroni!...
W on dzień w rozmyślań chaosie ogromu,
Duch jest jak orzeł — oślepły ad gromu,
Co choć roztoczy swe skrzydła wichrowe
O skałę własnych gniazd — rozbija głowę!...
O rzuć mi chmurę na czoło ty Boże!...
I daj mi skryć się za nią w sen wieczysty,
Dziki jak otchłań nad którą gra morze,
Czarny jak dusza moja — byle czysty!...
[365]
Bom się niezaparł marzeń mej młodości,
Jak Piotr Chrystusa, i dostoję wiernie —
Do końca!... jeźli jest koniec w wieczności
Wśród węży, z niemym uśmiechem — pancernie!...
I mą miłością przyprawię im skrzydła,
Że się zamienią w dusze miłujące —
Bo złość je tylko zmieniła w straszydła,
Przeto nie kąsa tu — co kąsające...
Czucia me jasne jak gwiazdy błękitu
Rozmiłowane w harmoniach bez końca!
Kochanki światła tylko — a nie szczytu —
I jednej twarzy jasnej nad słońc słońca...
Prawdy! miłością mądrej! pełnej Boga!...
Zmartwychwstającej z między dwóch mórz proga —
Wyprężającej w przestrzeniach ramiona —
W bez sercowego pierś bijącej dzwona —
Młotem — Samsona!...
Wyciągnę szyję — jako żóraw senny,
Popłynę za nią w świat — — co bezimienny...