Niebezpieczne związki/List CXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Niebezpieczne związki |
Wydawca | E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Les Liaisons dangereuses |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wicehrabia de Valmont do Markizy de Merteuil.
To jest rzecz w istocie niepojęta, moja piękna przyjaciółko, jak łatwo ludzie przestają się rozumieć wzajemnie, skoro tylko oddalą się od siebie. Jak długo byliśmy razem, mieliśmy zawsze o wszystkiem jedno mniemanie, jeden sposób widzenia; dlatego, że blizko od trzech miesięcy nie widujemy się z sobą, nie możemy zgodzić się w zdaniu, nawet co do najmniejszego drobiazgu. Kto z nas dwojga jest w błędzie? ty zapewne nie wahałabyś się w odpowiedzi; ale ja, rozsądniejszy, czy też tylko bardziej uprzejmy, nie chcę rozstrzygać. Odpowiadam jedynie na list i w dalszym ciągu zdaję ci sprawę z mego postępowania.
Przedewszystkiem dziękuję ci, markizo, za ostrzeżenie co do pogłosek, krążących na mój rachunek; ale nie trapię się niemi jeszcze: mam pewność, iż niebawem znajdę środki, aby im koniec położyć. Bądź spokojna; pojawię się z powrotem w świecie głośniejszy jeszcze niż przedtem i coraz godniejszy ciebie.
Mam nadzieję, że mi będzie nawet policzona za coś przygoda z małą de Volanges, o której ty zdajesz się mniemać tak niewiele: tak jak gdyby to było niczem zdmuchnąć, w ciągu jednego wieczora, młodą panienkę ukochanemu przez nią wielbicielowi; rozporządzać nią następnie wedle własnej ochoty, absolutnie jak swoją własnością i to nie zadając sobie najmniejszego trudu; uzyskać od niej to, czego się nie śmie nawet wymagać od dziewczyn, których to jest zawodem; i to, nie mącąc w niczem jej tkliwej miłości, nie przyprawiając ją o niestałość, nawet o niewierność: bowiem, istotnie, jej nie zaprzątam nawet jej główki! tak, że skoro mój kaprys przeminie, oddam ją z powrotem w ramiona czułemu kochankowi, zaledwie świadomą niejako wszystkiego co zaszło. Czyż to jest sztuczka tak pospolita? a potem, wierzaj mi, skoro raz wyjdzie z moich rąk, zasady jakie w nią wszczepię rozwiną się w niej z czasem; i przepowiadam, że nieśmiała uczenica wkrótce zabłyśnie w sposób przynoszący zaszczyt mistrzowi.
Jeżeli jednak ktoś bardziej smakuje w rodzaju heroicznym, ukażę mu prezydentową, ten słynny zbiornik wszelakiej cnoty! szanowaną nawet przez naszych najzuchwalszych! taką, słowem, że nikomu nawet na myśl nie przyszło przypuszczać do niej szturmu! pokażę ją, powiadam, jak zapomina o obowiązkach i cnocie, jak poświęca swoją dobrą sławę i dwa lata przykładnego życia, aby uganiać się za szczęściem pozyskania moich względów, aby upijać się rozkoszą kochania mnie; jak, za tyle ofiar jako jedynej nagrody żebrze jednego słowa, jednego spojrzenia, które nie zawsze uda się jej uzyskać. Zrobię więcej: porzucę ją; i albo wcale nie znam tej kobiety, albo nie będę miał następcy w jej sercu. Oprze się potrzebie szukania pociechy, przyzwyczajeniu do upojeń miłosnych, pragnieniu nawet zemsty. Słowem, będzie istniała jedynie przezemnie; ja jeden będę tym, który rozpoczął i który zamknie jej istnienie. Raz osiągnąwszy ten tryumf, powiem moim współzawodnikom: „Patrzcie na me dzieło i szukajcie w całem stuleciu drugiego takiego przykładu!“
Zapytasz mnie, skąd mi się bierze dzisiaj taki nadmiar zaufania w siebie? to dlatego, że od tygodnia jestem powiernikiem mojej uroczej pani: nie mówi mi swoich tajemnic, ale je podchwytuję. Dwa listy od niej do pani de Rosemonde pouczyły mnie dokładnie w tej mierze, tak że jeżeli będę czytał dalsze, to jedynie przez prostą ciekawość. Aby zwyciężyć, potrzeba mi jedynie zbliżyć się do niej. Środki mam już obmyślone i niezwłocznie wprowadzę je w życie.
Jesteś ciekawa, jak sądzę, markizo...? Ale nie, aby cię ukarać, że nie wierzysz w mój zmysł wynalazczy, nie powiem ci o niczem. Całkiem szczerze, zasługiwałabyś, markizo, abym ci odebrał moje zaufanie, przynajmniej na czas tej przygody; w istocie, gdyby nie słodka nagroda, jaką związałaś z tym tryumfem, nie mówiłbym ci o tem więcej. Widzisz, że jestem zagniewany. Jednakże, w nadziei, że się poprawisz, gotów jestem poprzestać na tej lekkiej karze; ulegając tedy pobłażliwszym uczuciom, zapominam na chwilę o moich wielkich zamiarach, aby pomówić z tobą nieco o twoich własnych.
Jesteś tedy, markizo, zakopana na wsi, nudna jak uczucie, i smutna jak wierność! I ten biedny Belleroche! Nie zadawalniasz się tem, aby mu dać pić wodę zapomnienia, ale pompujesz ją w niego, jak przy wodnej torturze! Jakże on się tam miewa? czy znosi dobrze nudności miłosne? Wiele dałbym za to, aby on się jeszcze tem więcej przywiązał do ciebie; ciekawy byłbym widzieć, jakie nowe, skuteczniejsze lekarstwo zdołałabyś mu obmyślić. Żal mi cię, istotnie, że byłaś zmuszona aż do tego się uciekać. Jeden raz tylko w mojem życiu uprawiałem miłość z obowiązku. Miałem z pewnością ważne powody potemu, gdyż było to z hrabiną de...; ale, po dwadzieścia razy, w jej ramionach miałem pokusę wykrzyknąć: „Pani, zrzekam się miejsca, o które się ubiegam, ale pozwól mi opuścić to, które zajmuję“. To też, ze wszystkich kobiet, które miałem, to jedyna, o której mówić źle sprawia mi prawdziwą przyjemność.
Co do twoich pobudek, to wydają mi się one, szczerze mówiąc, niewypowiedzianie pocieszne; słusznie przypuszczałaś, iż nie domyślę się następcy. Jakto! to dla Dancenyego zadajesz sobie całą fatygę! Ech! droga przyjaciółko, pozwólże mu ubóstwiać swoją cnotliwą Cecylię, i nie narażaj twej reputacyi dla takich zabawek dziecinnych. Pozwól studencikom zdobywać pierwsze wykształcenie przy pokojówkach, albo też bawić się z pensyonarkami w niewinne gry towarzyskie. Pocóż ci się ubierać w smarkacza, który nie będzie umiał ani cię wziąć, ani cię opuścić i z którym trzeba ci będzie wszystko robić samej? Mówię poważnie, nie pochwalam tego wyboru, i choćby udało się go niewiem jak utaić przed światem, poniżyłby cię przynajmniej w moich i twoich własnych oczach.
Czujesz, jak powiadasz, markizo, coraz więcej skłonności dla niego; cóż znowu! łudzisz się z pewnością i zdaje mi się nawet, iż doszedłem przyczyn twej omyłki. To zdrowe obrzydzenie do Belleroche’a przyszło na ciebie w porze przednowku; a wobec tego, iż Paryż nie nastręczył ci innego wyboru, myśli twoje, zawsze zbyt płoche, zwróciły się na pierwszy przedmiot, który znalazłaś pod ręką. Ale pomyśl, że za twoim powrotem, będziesz mogła wybierać wśród tysiąca; jeżeli zaś tak bardzo obawiasz się bezczynności, która grozi utratą wprawy, ofiaruję ci moją skromną osobę, aby zapełnić twoje wywczasy.
Od dzisiaj aż do czasu twego powrotu, moje perypetye będą ukończone w taki, czy inny sposób; a z pewnością ani mała Volanges, ani sama prezydentowa nawet, nie będą mnie zajmowały wówczas w tym stopniu, abym nie był zawsze gotów do twoich usług, ile tylko tego zapragniesz. Być może nawet, do tej pory, oddam już moją małą w ręce tak szanującego ją kochanka.
Pragnąc, aby zachowała o mnie przez całe życie mniemanie stawiające mnie w jej wspomnieniu ponad innych mężczyzn, wziąłem z nią rzecz z tonu, którego nie mógłbym podtrzymywać długo, nie nadwerężając mego zdrowia; toteż wycofałbym się z tej zabawy, gdyby nie troskliwość należna „sprawom rodzinnym“...
Czy mnie nie rozumiesz? Oto oczekuję właśnie drugiej epoki, aby potwierdzić me nadzieje i upewnić się, że zamiary powiodły mi się w całej pełni. Tak, piękna przyjaciółko, mam już pierwszą oznakę, że małżonek mej uczennicy nie będzie narażony na obawę bezpotomnego zejścia ze świata i że głowa rodziny Gercourtów będzie zarazem jedynie młodszą linią rodziny Valmontów. Ale pozwól mi skończyć wedle mojej myśli tę sprawę, którą podjąłem jedynie na twoje prośby. Pomyśl, że jeżeli przyprawisz Dancenyego o niewierność, odejmiesz cały pieprzyk temu wydarzeniu. Zważ wreszcie, że ofiarowując się zastąpić go przy tobie, mam, o ile mi się zdaje, niejakie prawa pierwszeństwa.
Liczę na to tak bardzo, że nie lękałem się skrzyżować twoich planów, przyczyniając się sam do odświeżenia tkliwych uczuć nieśmiałego kochanka dla pierwszego i godnego przedmiotu swojego wyboru. Zastawszy wczoraj naszą pupilkę zajętą pisaniem do niego i przerwawszy jej zrazu to słodkie zatrudnienie dla innego jeszcze słodszego, kazałem jej następnie pokazać sobie list; że zaś wydał mi się zimny i wymuszony, wytłómaczyłem jej, że nie w ten sposób zdoła pocieszyć swego wielbiciela. Nakłoniłem ją, aby napisała inny, pod moim dyktandem, gdzie, naśladując najlepiej jak umiałem jej szczebiotanie, starałem się podsycić miłość młodego człowieka bardziej realnemi nadziejami. Młoda osóbka była zachwycona, jak mi mówiła, iż przyszła bez trudu do tak pięknego stylu: na przyszłość ja mam się zajmować jej korespondencyą. I czegóż ja nie robię dla tego Dancenyego? Będę naraz jego przyjacielem, powiernikiem, rywalem i kochanką! Jeszcze w tej chwili oddaję mu przysługę, ocalając go z twoich niebezpiecznych więzów. Tak, niebezpiecznych; gdyż posiadać ciebie a potem utracić, to znaczy kupić chwilę szczęścia za całą wieczność niedoli.
Do widzenia, piękna przyjaciółko, postaraj się załatwić z Belleroche’m najrychlej jak potrafisz. Daj pokój Dancenyemu i zgódź się sama odnaleźć i mnie dać podzielić z tobą niezapomniane słodycze naszego pierwszego związku.
P. S. Winszuję ci, markizo, blizkiego osądzenia twojego procesu. Bardzo będę rad, iż ten szczęśliwy wypadek wypadnie za mego panowania.