Niebezpieczne związki/List I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Niebezpieczne związki |
Wydawca | E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Les Liaisons dangereuses |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Cecylia Volanges do Zofii Carnay w klasztorze Urszulanek w ***
Widzisz, moja droga przyjaciółko, że dotrzymuję ci danego słowa i że czepeczki i stroiki nie pochłonęły tak dalece całego mojego czasu, aby mi go nie zostało zawsze poddostatkiem dla ciebie. A przecież, w tym jednym dzisiejszym dniu, napatrzyłam się więcej strojów, niż w ciągu owych czterech lat, które spędziłyśmy razem w klasztorze. Mama zasięga we wszystkiem mojego zdania; czuję, że jestem w jej oczach daleko mniej pensyonarką, niż poprzednio. Mam swoją własną pannę służącą, mam swój pokój i salonik wyłącznie dla mnie samej i piszę do ciebie na prześlicznem biureczku, do którego dostałam klucz i gdzie mogę chować i zamykać, co tylko mi się podoba. Mama oznajmiła mi, że będę ją widywała codziennie przy wstawaniu, że wystarczy, jeżeli będę uczesana do obiadu, ponieważ będziemy zawsze same i że wówczas uwiadomi mnie codzień, gdzie mam się z nią spotkać popołudniu. Resztą czasu mogę rozporządzać zupełnie dowoli; mam moją harfę, moje rysunki i moje książki, jak w klasztorze; z tą różnicą, że niema matki Annuncyaty, któraby mi sypała bury i że, gdybym chciała, mogłabym nic nie robić od rana aż do wieczora; że jednak niemam przy sobie mojej Zosi, z którąbym mogła śmiać się i gawędzić, wolę przeto skracać sobie czas jakiemś zatrudnieniem.
Jest zaledwie piąta godzina; z mamą mam się spotkać dopiero o siódmej; czasu więc byłoby aż nadto, gdybym tylko miała ci coś do zwierzenia! Ale jeszcze nic a nic mi nie powiedziano i gdyby nie przygotowania, na jakie patrzę codziennie, i nie to mnóstwo robotnic, które kręcą się tu wyłącznie tylko dla mnie, mogłabym myśleć, że nikomu się nie śni wydawać mnie za mąż i że to była zwykła gadanina poczciwej Józefy. Jednakże matka powtarzała mi tak często, że panienka powinna pozostawać w klasztorze aż do chwili swojego zamążpójścia, że skoro mnie stamtąd odebrano, nasza Józefa musiała chyba mieć słuszność.
Jakiś pojazd zatrzymał się przed bramą i mama kazała mnie zawołać natychmiast do siebie. Czyżby to miał być... Jestem nieubrana, ręce mi drżą i serce tłucze się we mnie. Pytam się panny służącej, czy nie wie, kto jest u mojej matki. „Owszem, odparła, pan C *** “. To mówiąc, zaczęła się śmiać. Och, mam jakieś przeczucie, że to on. Wrócę zaraz, aby ci opowiedzieć, jak się wszystko odbyło. Wiem przynajmniej już, jak się nazywa. Spieszę, aby nie dać na siebie czekać zbyt długo. Do widzenia za małą chwileczkę.
Toż ty będziesz sobie żartować z twojej głupiutkiej Cesi! Och, jakżeż się zawstydziłam! Ale i ty byłabyś się złapała tak samo, jak i ja. Wszedłszy do pokoju, ujrzałam jakiegoś pana, czarno ubranego, który stał koło mamy. Ukłoniłam się najwdzięczniej, jak tylko mogłam i zatrzymałam się w miejscu, niby przyrośnięta do posadzki. Możesz sobie wyobrazić, jak mu się przyglądałam! „Pani, rzekł do mojej matki, oddając mi ukłon, córeczka pani jest zachwycająca i tem żywiej przychodzi mi odczuwać łaskę, jaką mnie pani obdarza“. Na to oświadczenie tak wyraźne, poczęłam drżeć na całem ciele, tak, że nie mogłam utrzymać się na nogach; na szczęście spostrzegłam w pobliżu fotel i usiadłam na nim cała czerwona i pomięszana. Ledwiem zdążyła to uczynić, a już ten człowiek znalazł się u moich kolan. Wówczas twoja biedna Cesia straciła do reszty głowę; byłam, jak mówi mama, zupełnie nieprzytomna. Zerwałam się, wydając przeraźliwy krzyk... ot tak, jak wtedy, podczas tej burzy, pamiętasz? Na to mama parsknęła śmiechem, mówiąc: „Co tobie, moje dziecko? Usiądźże i podaj panu swoją nogę“. W istocie, moja złota, pokazało się, że ten pan to był poprostu szewc. Nie umiem ci opisać, jak bardzo się zawstydziłam: na szczęście, nikogo przytem nie było, prócz mamy. Sądzę, iż skoro wyjdę za mąż, nigdy nie zawołam już więcej tego szewca.
Przyznaj, że my doprawdy dużo wiemy o świecie! Do widzenia. Już jest blisko szósta i moja panna służąca mówi, że czas się ubierać. Do widzenia, moja Zosiu droga; kocham cię tak, jak gdybym jeszcze była w klasztorze.
P. S. Nie wiem przez kogo posłać mój list: zaczekam, aż przyjdzie Józefa.