<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Nocne pomyłki
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ VI
Nocne pomyłki
Dwaj młodzieńcy nocują w izbie wieśniaka. Jeden z nich wchodzi do łoża córki gospodarza, którego żona przypadkiem kładzie się przy boku drugiego młodzieńca. Ów, który spał z dziewczęciem, wędruje potem do łoża wieśniaka i opowiada o rozkosznej nocy, myśląc, że z towarzyszem rozmawia. Żona gospodarza, poznawszy swój błąd, kładzie się obok córki i wszystkich sprytnemi słowami uspokaja.

Calandrino, tylekroć już towarzystwo zabawiwszy, i na ten raz niepomału je rozweselił. Gdy wreszcie jego przygodę rozważać przestano, królowa wezwała do opowiadania Pamfila, który w te słowa zaczął:
— Imię Nicolassy, kochanki Calandrina, przywiodło mi na pamięć zdarzenie z inną Niccolassą, o którem wam obecnie opowiedzieć pragnę. Poznacie z niego, jakie to czasem burze przytomność umysłu zażegnać może.
Przed niedawnym czasem mieszkał w dolinie Mugnone pewien poczciwy człek, który podróżnym za pieniądze jadła i napoju, a takoż i noclegu udzielał. Tę ostatnią przysługę wyrządzał jednakoż tylko dobrym znajomym, chałupę bowiem miał bardzo małą. Żona jego, bardzo urodziwa białogłowa, obdarzyła go dwojgiem dzieci.
Córka, ładne i delikatne dziewczę, liczyła około szesnastu lat, syn był jednorocznym chłopczykiem, którego matka sama karmiła. Dziewczę wpadło w oko pewnemu urodziwemu młodzieńcowi, który ze znacznych ludzi w naszem mieście ród swój prowadził. Przebywając często w dolinie Mugnone, gorącym afektem do dziewczęcia zapałał.
Dziewczyna, wielce dumna z pozyskania takiego kochanka, żywą wzajemnością mu odpłacała. Miłość ta już dawno lubym skutkiem zostałaby uwieńczona, gdyby nie to, że Pinuccio (takż się zwał ów młodzian) nie chciał sromotą okryć dziewczyny i siebie. Jednakowoż namiętność, która z dnia na dzień silniejszą się stawała, zwyciężyła wreszcie wszystkie jego skrupuły. Pinuccio postanowił zejść się tajnie z ukochaną i dlatego też jął się głowić nad tem, jakiby tu powód noclegu w chacie wieśniaka wynaleźć? Znając dobrze izbę, w której cała rodzina mieszkała, nie wątpił, że znalazłszy się pod dachem dziewczęcia, łatwie i bez zwrócenia niczyjej uwagi cel swoich pragnień osiągnie. Po tem postanowieniu bez zwłoki do dzieła przystąpił. Pewnego wieczora wsiadłszy na koń w towarzystwie jednego z przyjaciół swoich, imieniem Adriano, któremu ze wszystkiego się zwierzył i, objuczywszy konia tłumokami, okrążył całą dolinę Mugnone, tak miarkując, aby późną nocą do niej dotrzeć. Gdy tedy zmrok całkiem zapadł, dwaj przyjaciele, udając, że od strony Romanji przybywają, podjechali pod dom zacnego wieśniaka i zapukali do drzwi, które im natychmiast, jako dobrym znajomym, sam gospodarz otworzył.
— Gospodarzu — rzekł Pinuccio, pozdrowiwszy go dwornie. — Czyńcie, co chcecie, jednakoż będziecie musieli na tę noc do siebie nas przyjąć. Chcieliśmy zdążyć na czas do Florencji, ale oto noc nas w podróży zaskoczyła.
— Pinuccio — odparł gospodarz — sam wiesz dobrze, że nie jest w mojej mocy takich panów jak wy godnie przyjąć, ponieważ jednak już do Florencji nie zdążycie, a innego schronu w okolicy nie znajdziecie, dam wam tedy dzisiaj nocleg, o ile można jaknajlepszy.
Po tych słowach młodzieńcy zeszli z koni, zaprowadzili je pod szopę, a potem, wszedłszy do małej gospody, wyjęli przywiezione z sobą zapasy i powieczerzali w towarzystwie gospodarza.
Z noclegiem był kłopot prawdziwy. Całe mieszkanie składało się z jednej izby, w której cudem tylko trzy łoża pomieszczono. Dwa z nich stały przy jednej ścianie, trzecie zasię naprzeciw. Wolnego miejsca pozostawało ledwie tyle, że jako tako przejść można było. Najlepsze łoże kazał gospodarz posłać dla swych gości. Ci, pogawędziwszy jeszcze chwilę, udali się na spoczynek.
Gdy obydwaj już zasnęli, a raczej udawali, że śpią, gospodarz kazał się córce położyć do jednego z dwóch pozostałych łóżek, a sam z żoną zajął trzecie. Żona jego postawiła obok swego łoża kołyskę, w której leżał mały ich synek. Pinuccio, dobrze sobie to wszystko zakonotowawszy, po niejakim czasie, gdy mu się zdało, że już wszyscy posnęli, wstał pocichu, przysunął się do łóżeczka, na którem jego ukochane dziewczę spoczywało, pozdrowił ją i przyjęty równie lękliwie, jak i radośnie, położył się obok niej, aby oddać się uniesieniom rozkoszy, tak pożądanej dla nich obojga.
W tym czasie przypadkiem kocisko domowe przewróciło coś w sieni. Na łoskot stąd powstały zbudziła się gospodyni i niespokojna, co to być może, podniosła się z łoża, pociemku, całkiem naga i skierowała się ku stronie, skąd rumor pochodził. Jeszcze wrócić nie zdążyła, gdy Adriano zbudził się także i wstał dla zaspokojenia przyrodzonej potrzeby. Idąc przed siebie poomacku, natknął się na kołyskę, stojącą obok łóżka gospodarstwa i, nie mogąc znaleźć przejścia, odsunął ją i postawił obok swojego posłania. Za chwilę powrócił i, zapomniawszy o przesunięciu kołyski na dawne miejsce, położył się z powrotem do swego łoża. Ledwie to uczynił, gdy gospodyni, przekonawszy się w sieni, że żadna szkoda się nie stała, i, krzyknąwszy na kota, weszła z powrotem do izby, kierując się ku małżeńskiemu łożu. Nie znalazłszy jednak przed niem kołyski, rzekła sama do siebie z wielką trwogą:
— O ja nieszczęśliwa! Pięknie byłabym się spisała! Jako żywo weszłabym była do łoża naszych gości!
Oddaliła się coprędzej z tego miejsca, postąpiła kilka kroków dalej, gdzie, namacawszy kołyskę, stojącą obok łoża Adriana, położyła się przy nim, w przekonaniu, że to jej mąż. Adriano, który nie spał jeszcze, zmiarkował w jednej chwili rzecz całą i, nie mówiąc ni słowa, pochwycił ten dar bogów w objęcia i ku niewysłowionej uciesze żwawej białogłowy, nie na żarty zabrał się do niej.
Tymczasem, gdy tak dobrze czas przepędzali, Pinuccio, bojąc się, aby go sen w łożnicy kochanki nie zaskoczył i używszy zresztą ile dusza zapragnęła, pożegnał ją i wstał, aby do łoża swego powrócić. Aliści, stanąwszy przed niem, namacał zaraz kołyskę. Sądząc, że to łóżko gospodarstwa, postąpił kilka kroków dalej i położył się obok gospodarza. Ów za dotknięciem jego obudził się. Pinuccio, mniemając, że obok niego Adriano spoczywa, rzekł z uniesieniem:
— O Adriano, powiadam ci, że niema na świecie białogłowy rozkoszniejszej od Nicolassy. Klnę się na ciało Chrystusowe, że żadna kobieta nie upoiła mnie tak, jak ona, dlatego też w czasie mojej bytności w jej łożu conajmniej sześć razy do portu dobiłem.
Gospodarz, usłyszawszy te słowa, niezbyt się z nich ucieszył. W pierwszej chwili pomyślał: „A ten co tu przy mnie robi u djabła“, a potem bardziej gniewem, niż roztropnością powodowany, zawołał:
— To, coś uczynił, Pinuccio, jest rzeczą wielce niegodziwą! Nigdybym się nie spodziewał, że do podobnego plugastwa zdolny będziesz. Na krew Chrystusa, drogo mi za to zapłacisz!
Pinuccio, młodzieniec nieco lekkomyślny, nie wiedząc, jak się wywikłać, odparł w pomieszaniu:
— Za cóż mam ci zapłacić? Co ty mi zrobić możesz?
Gospodymi, słysząc tę sprzeczkę i będąc pewna, że obok męża w łożu spoczywa, szepnęła:
— O dla Boga! Słyszysz, jak nasi goście o coś się ze sobą kłócą?
— A niech im tam kat świeci! — odrzekł tym samym tonem Adriano. — Musieli wczoraj zbyt wiele wina wypić.
Ledwie jednak te słowa wyrzekł, gospodyni poznała po głosie, że to nie jej mąż. Nie krzyknęła jednak, ani nie zawahała się, ale jak na roztropną białogłowę przystało, podniosła się coprędzej, pochwyciła kołyskę swego synka i, szczęśliwym trafem wiedziona, przysunęła ją do łóżka swojej córki, obok której się położyła. Poczem dopiero, jakby przebudzona hałasem, jaki mąż jej uczynił, spytała z kim się tak i o co kłóci?
— Zali nie słyszałaś — odrzekł mąż — jak się Pinuccio chwalił, że tę noc przy Nicolassie przepędził?
— Co? — zawołała żona — łże jak pies, jeśli podobne wyznania czyni. Wcale nie był u Nicolassy. Wczoraj wieczorem jeszcze w obawie o nią, położyłam się przy niej i od tej pory oka nie zmrużyłam. Kłamie tedy, albo oszalał, jeszcze raz powtarzam — a ty głupcem jesteś, jeśli mu uwierzyłeś. Aliści, czemu się tu dziwować? Wy mężczyźni opijecie się tak zawsze na noc, że potem śnią się wam różne androny; tłuczecie się przytem po komnacie, jak Marek po piekle, i Bóg wie, co wyprawiacie! Szkoda tylko, że przy tej sposobności nie złamiecie sobie karku. Aliści co robi Pinuccio przy tobie? Dlaczego nie leży w swojem łożu?
Adriano, usłyszawszy, jak mądrze gospodyni sromotę swoją i swojej córki pokryła, postanowił do rozmowy się wmieszać:
— Przestrzegałem cię już sto razy, Pinuccio, abyś przez sen nie chodził. Ta haniebna wada błąkania się po nocy i opowiadania baśni, które ci się przyśniły, jeszcze cię kiedy o nieszczęście przyprawi. Chodź tu, do stu szatanów, i pozwól spać tym zacnym ludziom.
Gospodarz, usłyszawszy słowa żony swojej i Adriana, uwierzył święcie, że Pinuccio przez sen bredzi, chwycił go tedy za ramiona, potrząsnął nim i krzyknął silnym głosem:
— Obudź się, Pinuccio, i wracaj do swego łoża!
Pinuccio, który przez tę krótką chwilę oprzytomnieć i wszystko zrozumieć zdołał, począł naprzód bredzić coś bez związku, tak że gospodarz serdecznie śmiać się począł, a potem udając, że się budzi, mruknął coś niewyraźnie i wreszcie rzekł rozespanym głosem:
— Daj mi spokój, Adriano! Cóż to, zaliż już dzień, że mnie budzisz?
Pinuccio, dalej swoją sztukę prowadząc, wstał niby pół nieprzytomny i powrócił do Adriana.
Gdy rozedniało i wszyscy z łóżek powstawali, gospodarz opowiedział Pinuccio ze śmiechem o jego nocnej wędrówce, poczem zaczął drwić dobrodusznie z jego snów.
Wszyscy mu w tych żartach sekundowali, nawet i sam Pinuccio. Następnie po krótkiej pogawędce, młodzieńcy osiodłali rumaki swoje, zabrali tłumoki, przepili do gospodarza i, pożegnawszy się z nim, odjechali, wielce ukontentowani z tak szczęśliwego obrotu rzeczy.
W biegu czasu Pinuccio wynalazł inne sposoby częstego widywania się z Nicolassą, która zaręczała matce przy każdem wspomnieniu o owej nocnej przygodzie, że Pinucciowi śniło się to wszystko niewątpliwie. Aliści, gospodyni, dobrze pamiętna uścisków Adriana, myślała sobie w duszy, że co się jej samej tyczy, to żadne złudzenie miejsca nie miało.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.