O rymotworstwie i rymotworcach/Część II/Pieśń o Dyanie
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | O rymotworstwie i rymotworcach | |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym | |
Wydawca | U Barbezata | |
Data wyd. | 1830 | |
Miejsce wyd. | Paryż | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Chwalmy Dyanę, której łowy miłe
I łuk napięty i strzały w kołczanie,
Gdzie gór spadzistych krzewiny pochyłe,
Tam jej zabawa i upodobanie :
Kupią się zewsząd dziewice przybyłe,
I wybierają z nią na polowanie,
A upatrując gdzie zwierząt łożyska,
Idą z boginią na śmiałe igrzyska.
Wówczas gdy jeszcze niemowlęciem była,
A Jowisz pieszcząc trzymał ją na łonie,
Tak do rodzica swojego mówiła :
« Pozwól w dziewiczej zostawać ochronie :
« Pozwól, bym różne nazwiska nosiła.
« Daj łuk i strzały dzielne ku obronie,
« Dzielne i w najściu : ja przestanę na tem,
« Bylem się z moim porównała bratem.
« Skoro pozwolisz, są Cyklopy dzielne,
« Którzy wraz z łukiem wygotują strzały.
« Niech będą dla mnie dziewice oddzielne,
« Któreby usług moich pilnowały :
« Córkito morza będą nieśmiertelne,
« I zawsze ze mną będą obcowały :
« A gdzie są w gajach doliny uboczne,
« Po pracy będziem wiodły tańce skoczne.
« Niechaj sześćdziesiąt Nimf będzie wybranych,
« Wszystkie w dziewiczym stanie, wszystkie młode,
« A te w rozrywkach dla mnie pożądanych,
« Wśród puszcz i gajów krzewistych wywiodę :
« Dwadzieścia innych dobiorę przybranych,
« Równą, jak pierwsze mających urodę :
« Im zdam polowe czasy i wymiary,
« W ich straży będą charty i ogary.
« Ojcze! nie żądam państw mnogich władania,
« Pozwól nad lasy i góry panować,
« Tam będą moje najmilsze mieszkania,
« Gdzie będę mogła swobodnie polować.
« Nie mam ja w zgiełku miast upodobania,
« Przyjdę, lecz wówczas kiedy potrzebować
« Będą niewiasty : przyjdę bez zawodu,
« Abym je wsparła w wydawaniu płodu.
« Dar ten nadały w mojem urodzeniu
« Parki, ludzkiego życia prządki skrzętne,
« Onych względnemu winna urządzeniu
« Latona matka rodzenie pamiętne :
« Wzmogły ją w bolach przy ciężkiem zlężeniu,
« Gdy płody swoje wydawała świętne :
« Pamiętna matki i mojego rodu,
« Przyjdę na pomoc żądającym płodu. »
Rzekła, i rączki swoje niemowlęce
Wzniosła, chcąc ojca swego ucałować :
Nie dosięgały ust dostojnych ręce,
I gdy powtórnie chciała usiłować,
Rozśmiał się Jowisz na żądze dziecęce,
Raczył schylenim córkę uradować,
I rzekł : « Takowym płodem obdarzony,
« Niedbałbym nigdy na skargi Junony.
« Kochana córko! niech ci się to stanie,
« O co mnie tylko prosisz; przydam jeszcze :
« Miast ci trzydzieści daję w panowanie,
« W lasach cię dzikich, górach, nie umieszczę,
« Będą ci wszyscy dawać uwielbianie,
« Stawiać ołtarze i przybytki wieszcze :
« Losy przeciwne nic tam nie dokażą,
« Gdzie kraj pod twoją obroną i strażą. »
Dał wyrok wieczny swej głowy skinieniem :
Szła więc dziewica, gdzie Leukas lesisty
Wznosi szczyt, dumny swojem położeniem,
Gdzie się brzeg morza zniża położysty :
Nimfy zebrane szczęsnem nadarzeniem,
Hołd wówczas pani dały uroczysty.
Cieszą się morza, co im życie dały,
Iż się bogini w opiekę dostały.
W świetnym orszaku Nimf swoich nadobnych,
Do legowiska Cyklopów przybyła.
W wyspach Liparu strasznych i osobnych,
Czeladź się sroga Wulkana mieściła,
Do stajen wówczas Neptuna ozdobnych
Kuli narzędzia, miedź zewsząd się śklniła.
Pryskają iskry, a ogromne miechy
Hucząc gwałtowne dawały oddechy.
Nie zdumiała się na te widowiska,
Na jednookie patrząc dziwotwory :
Jęczy kowadło, młot tęgi połyska,
Straszliwe zewsząd okazują wzory :
Wznosi się odgłos w dzikie stanowiska.
Brzmią ciemnych pieczar podziemne zapory.
Ponad szczyt Etny i Tynakry skały,
Grzmotnie się nadal echa wydawały.
Strach zdjął dziewice, co z Dyaną były,
Matek powieścią zdawna przerażone.
Gdy je przybyciem Cyklopów straszyły :
Więc wskroś przejęte i nieukojone,
Wszystkie się razem do pani skupiły :
A ta wzmagała śmiechem, przytulone,
Jednak choć skryte w bezpiecznej uboczy,
Przed Cyklopami zasłaniały oczy.
Latona, która na łonie trzymała
Miłe swe dziecie, szła w one pieczary,
I gdy do siebie Wulkana przyzwała,
Wyszedł, a za nim straszliwe poczwary :
Wziął dziecko z łona, a dziecina mała
W oczekiwaniu na szacowne dary,
Igrając z brodą starca zarosłego,
Tak się ozwała naówczas do niego :
« Rozkaż Cyklopom łuk zrobić z strzałami,
« I jak najprędzej niechaj go oddadzą;
« Żebym się mogła potkać z zwierzętami,
« I nękać, które się tylko przydadzą,
« Nie masz różnicy żadnej między nami,
« Wraz z Apollinem mamy je pod władzą.
« A wam Cyklopy, ku dziełu wybrane,
« Dam na użycie zwierze pokonane. »
Skrzętni w robocie sprawili narzędzie,
Zaraz je na się bogini przywdziała :
Szła zatem zbierać lotne charty w pędzie,
Kondle, ogary, skrzętnie dobierała.
Wiedząc, do pieczar iż jego przybędzie,
Bożek pasterzów, gdy tam zawitała,
Dał wyżłów sworę w tropieniu obrotnych,
Trzy smycze chartów, jak wiatr w pędzie lotnych.
Przyszła do wzgórków Parrazyjskich wdzięcznych,
Myślistwo swoje gdzie zaczynać miała,
A zaufana w gońcach swoich zręcznych,
Ponad brzegami Anaura ujrzała,
W tej porze lata, w tych chwilach miesięcznych,
W których się żywość zwierząt wydawała.
Wznioślejsze jeszcze nad żubry wspaniałe
Jelenie, rogi swemi okazałe.
Pięciu ich było, a każdy z nich dzielny,
Każdy i wzniosły i giętki i hoży :
Pasły się społem na łące oddzielnej,
Gdzie się zbujała trawa cieniem mnoży.
Godzien ten połów ręki nieśmiertelnej,
Rzekła; i lot swój gdy pędem przymnoży,
Czterech ubiegła i w jarzmo wprawiła,
Piątego w dalszą zdobycz zostawiła.
Tobie te względy były uczynione,
Następco w czynach, dzielny Herkulesie :
Wiedziała dobrze, iż na łąki one,
W tymże, gdzie wówczas polowała lesie,
Przyjdziesz korzyści zyskać przeznaczone,
Tam gdzie cię zdobycz i chwała uniesie :
A ten co innym stawiał się dokładnie,
Zwierz znakomity, łupem twoim padnie.
Wprzęgła w swój powóz zwierza nieużyte,
Schyliły karki dotąd nieskłonione :
Zwiedziła kraje szronami okryte,
Traków, Boreasz gdzie nieposkromione
Zapędza wichry, śnieżnice obfite,
Stanowi w biegu rzeki zamrożone.
Aby mieszkańce nędzne ożywiła,
Tam z smolnych krzewin płomień wydobyła.
Jęłaś się broni i strzały żartkiemi,
Godziłaś naprzód w drzewa wybujałe.
Jawory wzniosłe konary swojemi,
Pierwsze doznały, jak puszczałeś strzałę :
Nie ocalały te, co były z niemi,
Buki cieniste, dęby wiekotrwałe.
I miast mieszkańce, a działacze zbrodni,
Mściwych postrzałów ręki twojej godni.
Nędzni! na których jesteś zagniewana,
Zemsty niszczącej skutków doznawają :
Stratą majątku niedość ubłagana,
Sprawiasz, iż w troskach ulżenia nie mają.
Złość ojców w synach bywa ukarana :
Nieszczęsne matki płacząc narzekają;
Płaczą rodzice, gdy z swojego rodu,
Zyskać nie mogą żądanego płodu.
Na kogo spojrzysz okiem litościwym,
I okazujesz twarz twoję przyjemną,
Nazwać się może takowy szczęśliwym,
Nie ujrzy w skutkach pracę nadaremną;
Łaskawa dobrym, surowa złośliwym,
Nagrodę czynom nadajesz wzajemną.
Mnoży się korzyść prawego człowieka,
Zuchwałe zbrodnie pewna zguba czeka.
Zdarz łaski twoje tym, co mi sprzyjają,
Których się chlubię czynnemi względami.
Niech z ciebie wsparcie i szczęśliwość mają,
Gdy prośbę wznoszę za przyjaciołami :
Niech ci się razem ze mną podobają,
A ja cię wielbić mojemi pieśniami
Będę ustawnie z Jowisza spłodzoną,
I z bratem twoim, i matką Latoną.
Będę ci śpiewał i matczyne gody
I dzieła brata twego Apollina :
Będę uwielbiał wspaniałe zawody
Twoje, o dzielna myślistwa sprawczyna!
Jak pędzisz w kniejach pierzchające trzody,
Jak się przed tobą uczaja zwierzyna,
Jak gdy zapuszczasz ogary po lesie,
Dobranej zgrai odgłos echo niesie.
Sprzęgłe, coś sama znękała jelenie,
Powozu twego lotni nosiciele,
Służą ci wówczas, gdy w niebios przestrzenie
Wznosisz się, niemi powodując śmiele,
Zdobycz oddajesz w Olimpu podsienie,
Zdobycz obfitą ku niebian podziele :
Przyjmują bogi, a połowem juczny
Alcyd lwioskórny i Apollo łuczny.
Nimfy wyprzegłe jelenie puszczają
Na nieśmiertelne Junony pastwiska :
Po miękkiej trawie swobodnie bujają,
Czują szczęśliwość swego stanowiska :
Czystą je potem wodą napawają,
Wodą co z źródła obfitego pryska.
W złocistych żłobach obroki złożone,
Rzeźwią gwałtownym biegiem osłabione.
Wchodzisz w dóm ojca, ten przyjmuje mile,
Wraz z Apollinem, twym bratem sadowi.
A gdy w Olimpie zabawiwszy chwilę
Chęć się wrodzona do myślistwa wznowi,
Rzucasz niebiosa dla tej krotofile,
Ku Egipskiemu spuszczasz się brzegowi :
Tam otoczona dziewic twoich gronem,
Coraz się nowym ubogacasz plonem.
Gdzie na przemiany zwykłaś osiadywać,
Liczne są twoje udzielne osady.
W Arafalidzie raczysz nie raz bywać,
W Lemnie sprawujesz niekiedy biesiady :
W Taurze, choć twoim, nie chcesz przesiadywać,
Obmierzłe tobie są Scytów gromady :
Gdy cię śmią błagać okrutnemi dary,
Odrzucasz z gniewem zabójcze ofiary.
Objaw bogini! którą z wysp nadanych
Nad twoje inne własności przenosisz?
Jakie są z jezior szeroce rozlanych,
Ponad któremi rada się unosisz?
Które są gaje z twych upodobanych,
Gdzie polowania i biesiady głosisz?
Która z Nimf hożych szczęśliwsza nad inne,
Zyskała względy twoje dobroczynne?
Z miast była Pergo, a z wysep Dolicha,
Chlubna Gortyna śmiałem polowaniem,
I ta co nader wdzięcznie się uśmiecha,
Brymarys sławna Minosa kochaniem.
Daremnie ściga i jęczy i wzdycha,
Nie zmiękczył serca czułem przywiązaniem.
Do puszcz i gajów krzewistych przywykła,
Jak łań lękliwa z oczu jego znikła.
Nie przesiał ścigać, choć w pędzie ubiegła
I w cieniu dębów rozłożystych skryła.
Nie ochroniły; a gdy to postrzegła,
Rzucała lasy, w krzaczkach się taiła.
Nieraz w bagnistej zaroślinie legła;
A gdy się nie dość i tam uczaiła,
Chyża w ucieczce, a śmiała w odporze,
Z nadbrzeżnej skały rzuciła się w morze.
Byłaby cnoty ofiarą dziewiczej,
Gdyby ją szczęsne nie w zmogło zdarzenie :
Wyrwał z rąk śmierci kunszt rybołowniczy,
W sieciach znalazła swoje wybawienie.
Wpółobumarłą zyskali w zdobyczy,
A na wieczyste dzieła przypomnienie,
Mieszkańcy brzegów Dyktyjskiego kraju,
Nimfie świątnicę stawili wśród gaju.
Cyrena, Lepis, towarzyszki twoje,
W miłych igrzyskach, gdy idziesz na łowy :
Ostatniej względna dałaś szczeniąt dwoje,
Aby gdy wzrosną, był połów gotowy.
Szły one w puszcze na zwierzęce boje,
Tam gdzie Hypsea jest kamień grobowy.
Tam się oparły, i znak wdzięcznej dani,
Łup dościgniony przyniosły do pani.
Cefalis wdzięczna, Antyklea miła,
I te niekiedy z tobą polowały.
Użycia luku tyś im pozwoliła,
Strzał bystrolotnych aby używały.
I Atalanta liczbę pomnożyła,
Ta, którą uwiódł Hypomen zuchwały,
Jej dzielny przemysł w pokonaniu plonu,
Sławią dotychczas puszcze Kalidonu.
Krain, wysp, gajów i puszcz niezliczonych,
Bądź uwielbiona wielowładna pani,
Wzywali ciebie w przygodach zdarzonych,
Ateńczykowie na morze wysłani :
Przeciwko Troi Greków oburzonych,
Gdy sprawą twoją byli zatrzymani,
Modły zmiękczona, zmieniłaś gniew nagle,
Kazałaś wiatrom dąć w rozpięte żagle.
W twojej opiece były Amazony,
Naśladownice sianu dziewiczego,
Nad morskim brzegiem od nich wyznaczony,
Powstał w Efezie gmach zboru twojego :
W cieniu jaworów gęstych umieszczony,
Pod strażą Hippa tobie oddanego :
Tam przyjmowałaś wielbicielów modły,
Tam się dla ciebie zbrojne tańce wiodły.
W pierwiastkach swoich dzika okolica,
Ozdoby żadnej nie okazywała :
Powstała w czasiech następnych świątnica,
Ozdobna kunszty, a szczytem wspaniała.
Tam gdy obrządku nastaje rocznica,
W odgłosach ludu brżmi bogini chwała.
Z odległych krajów znoszą drogie dary,
I winne bóztwu oddają ofiary.
Śmiał dumny Scyta powstać na te gmachy,
I wiódł za sobą wojska niezliczone :
Jednem spojrzeniem zgnębiłaś zamachy,
Miejscu twojemu nadając obronę.
Takowe zbrodniów przejęły postrachy,
Iż wódz nie wiedząc w którą miał iść stronę,
Straciwszy wojsko, wśród nędzy i trwogi,
Poznał, co to jest targać się na bogi.
Odbieraj chwałę brzegów morza pani,
Nikt ci bez zemsty nagłej nie uwłoczył;
Onej i Opis, przykładnie skarani,
Sam Alcyd, co ty możesz, nieraz zoczył,
Hippas, że nie chciał dać w ofierze dani,
Ledwo ostatnim snem się nie zamroczył.
Szczęśliwy! chwałę twoję kto pomnożył :
Miej wzgląd na tego, co tę pieśń ułożył.