O sądach referendarskich

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jędrzej Kitowicz
Tytuł O sądach referendarskich
Pochodzenie Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III
Wydawca Edward Raczyński
Data wyd. 1840
Druk Drukarnia Walentego Stefańskiego
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
§.6.

O sądach referendarskich.

Wszystko się w tych sądach toczyło jedną formą, co i w sądach kanclerskich: ta sama powaga, ta sama władza jako namiestnicza królewska. Był to sąd chłopów królewskich, tak z starostw, jako też dóbr stołowych, aby chłopi królewscy w uciążliwościach swoich, od starostów i ekonomów znajdowali sprawiedliwość i protekcyą. Patronowie i palestra służyła sądom referendarskim, ta sama, co i assessorskim. Pisarz referendarski bywał zawsze człowiek w rzemieśle prawniczem doskonały; że zaś referendarya otwierała się po skończonéj assessoryi i kursu swego nie miała, tylko kilka niedziel; przeto patronowie assessorscy najlepsi przyjmowali ją dla honoru, gdy ten nieodbierał im pożytku z patronizacyi assessorskiéj, z piorem referendarskiem zgodnéj, i gdy akcydensa patronizacyi i w sądach referendarskich opuszczonéj, nagradzał prowent od dekretów równy, albo mało co mniejszy.
Referendarskie i kanclerskie sądy, były ostatnią instancyą; dekret z obu stron kontrowersyi, a po Litewsku oczywisto otrzymany kończył sprawę. Czasem jednak za reskryptem królewskim bywała drugi raz roztrząsana i sądzona, kiedy strona mająca się za pokrzywdzoną, znalazła u dworu mocną protekcyą, lecz jeżeli swoję mniemaną krzywdę popierała bez słusznych przyczyn, w nadzieję tylko wsparcia królewskiego, jeszcze gorzéj przegrała za drugim razem, jak za pierwszym; musiała bowiem odpowiedzieć, i za zatrudnienie sądu i za fatygę Jego Królewskiéj Mości.
Najwięcéj takich reskryptów wychodziło za miastami zaludnionemi sekretarzami, Marcina Lutra i Grafa Brühla. A lubo assessorya i referendarya były sądem najwyższym, jako królewskim, od którego żadna nie szła apelacya; przecież widzieliśmy przykład apelacyi, za Jana Małachowskiego kanclerza. W sądach jego miał sprawę Mniszech, marszałek nadworny koronny, z Karwickiem o wieś Rokitno, tegoż Karwickiego dziedziczną, ale od Mniszcha za królewską do starostwa Białocerkiewskiego prebendowaną. Przegrawszy ją Mniszech, bądź słusznie, lub nie słusznie, nic to do mego zamiaru nie należy, założył mocyą do trybunału; mało na tém, zapozwał samego kanclerza do kary za sentencyą uciążliwą, i stronie sprzyjającą, prawnemi terminami, (takowy text wyraża się w pozwach po łacinie, pro panis ratione sententia gravaminose et parti adherenti) co się tylko pisze sędziom pierwszéj instancyi, ale nie ostatniéj. Passya i żądza zemsty zasadzona na kredycie u króla, tak mocno zaślepiła Mniszcha, iż nieuważał nawet na to, że chcąc obalić powagę kanclerską, tém samem obalał powagę majestatu; lecz przed królem nieznającym praw Polskich, wszystko było na stronę Mniszcha wytłumaczone i jeszcze do tego znalazło wsparcie. Król się interessował za Mniszchem przeciw kanclerzowi, zapozwali się tedy obadwa do trybunału Lubelskiego, jeden jakoby o dekret, drugi o gorszą w saméj rzeczy appelacyą. Wszyscy panowie wezwani na sukurs wdali się w tę sprawę, Czartoryscy przeciwni zawsze dworowi, ujęli się za Małachowskim, ile że głowa Czartoryskich będąc kanclerzem wielkim Litewskim, prócz racyi swoich politycznych sprzeciwiania się dworowi, miał przyczynę nie odpuszczać takowego przesądu, na koledze swoim, kanclerzu koronnym, który przesąd zpraktykowany ina jednym, mógłby z czasem potkać i jego. Sołtyk biskup krakowski, i inni przyjaciele dworscy stanęli przy Mniszku; z obu stron przygotowania wielkie poczynione, jakby chodziło o los publicznéj szczęśliwości, lub nieszczęśliwości. Kanclerz przegrał sprawę wstępną, to jest in accessorio przyznano apellabilitatem od sądów kanclerskich, do trybunału. Małachowski kanclerz i Karwicki, po takowéj zadanéj dorozumiawszy się, iż i interes pryncypalny nieposzedłby lepiéj, dali się obadwa ułagodzić, w krótce potem umarł kanclerz, tóż i król, po którego śmierci właśnie przed reassumpcyą trybunału Piotrkowskiego zdarzonéj, że nie było trybunału, Karnicki osiedział się przy wsi, a potem sejm konwokacyjny na nowo podług dawnych praw inappellabilitatem, od sądów kanclerskich deklarował, zkasowawszy uroczyście, wyrokiem swem dekret w téj mierze trybunalski, i żeby śladu takowego bezprawia i gwałtu nie było, kazawszy tak sam dekret, jako też wszystkie relacye i manifesta w téj sprawie poczynione, z ksiąg wymazać. W tych sądach żadne inne sprawy niemiały miejsca, tylko same kurlandzkie; król na nich zasiadł z senatorami, ministrami i urządnikami koronnemi i Wgo Xtwa Litewskiego, którzy podczas nich znajdowali się w Warszawie. Odprawiały one się na zamku w miesiącu Maju, nietrwały dłużéj nad kilka sessyi, dla niewielkiéj liczby spraw, patronowie assesorscy stawali w tych sądach, indukowali z karty i to, co patronowie indukowali, każdy z zasiadających, czytał z podanego sobie exemplarza, oprócz króla, który się czytaniem nie zatrudniał. Stołu żadnego w tym sądzie nie było, majestat królewski postawiony w środku sali, przy jednej ścianie otaczały z obu stron i z przeciwka krzesła senatorów i ministrów; za krzesłami w małym oddaleniu stali patronowie indukujący sprawę, mając przed sobą taborety do położenia dokumentów; induktę zaczynali od tych słów: Najjaśniejszy panie, przy wymawianiu których zchylali się do wpół osoby, a potem wyprostowawszy się, zaczynali induktę miernym głosem, i powolną wymową, na kommatach i peryodach sensu stawając. Wszystkie exemplarze, bądź pisane, bądź drukowane, równą liczbę słów zawierały na każdéj karcie; ztąd wypadło, że kiedy patron przewracał kartę, w tenczas i wszyscy czytający, razem swoję przewracali, co przy cichości dla obecnego majestatu zachowanéj, czyniło rozlegające się po sali chwarszczenie; każdy bowiem, czy czytał, czy udawał czytającego, dla pokazania attencyi na sprawę, zachowywał tempo w przewracaniu. Na jednéj sessyi niepromowano więcéj nad jednę sprawę, a czasem kiedy była długa, po skończonéj indukcie z jednéj strony, kończyła się sessya; jeden z referendarzów, z pomiędzy przytomnych starszy, doniósł przytomnym w kilku słowach, na który dzień Jego Królewska Mość determinował następującą sessyą. Woźnego do tych sądów niezażywano, ani wokandy, czyli regestru spraw. Patronowie wiedzieli między sobą, która po któréj następuje, przystępując po odbytéj pierwszéj, do następującéj drugiéj, tym porządkiem idąc, aż do ostatniego. Choć który z senatorów, albo ministrów, lub urzędników koronnych miał sprawę w tych sądach, niestał, ale siedział na krześle i czytał za równo z drugiemi, proponowane meritum swojéj sprawy; ci co nie należeli do sprawy, tylko z ciekawości znajdowali się na sądach, stali po bokach sali przy ścianach, albo za patronami z wszelką modestyą; wolno jednak było przemknąć się ukradkowym krokiem, z jednego miejsca na drugie, i rozmawiać pocichu, ale zawsze twarzą do krola obróconą.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jędrzej Kitowicz.