Od szczytu do otchłani/Część druga/Rozdział VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Od szczytu do otchłani |
Podtytuł | Wspomnienia i szkice z 40 ilustracjami |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1925 |
Druk | Zakł. Druk. F. Wyszyński i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część druga Cały tekst |
Indeks stron |
Generał Iwanow poruszył wszystkie sprężyny, aby wyrok sądu wypadł dla nas jak najniepomyślniej, zakładał bowiem na nim swoją dalszą karjerę służbową.
W tym celu sprowadził z Moskwy jednego z najbardziej surowych prokuratorów wojennych, pułkownika Kuroczkina, któremu dodał za doradcę swego zaufanego pomocnika, pułkownika Fiedorenkę.
Jednak działały jednocześnie inne siły, występujące w naszej obronie.
Przedewszystkiem stary generał Liniewicz. Wezwany do Petersburga i oddany pod sąd, bronił nas jednak, twierdząc, że bez pomocy Komitetu Centralnego nie zdołałby utrzymać w karbach armji, demoralizowanej przez anarchistów i monarchistów, i zachować ładu państwowego na Dalekim Wschodzie.
Drugim głosem, któremu dano posłuch w Petersburgu, było zdanie naczelnika kolei wschodnio-chińskiej, generała D. L. Horwatta. Ten najlepiej wiedział, co dla podtrzymania życia państwowego na wschodzie Syberji uczynił 53-dniowy rząd rewolucyjny, to jest ci, którzy stanęli obecnie przez sądem wojennym w Charbinie.
Generała Horwatta poparł znany w Rosji budowniczy kolei i przyjaciel pierwszego ministra, hrabiego S. I. Wittego, Polak — inżynier Kierbedź, mający rozległe wpływy w rządowych sferach rosyjskich.
Te siły ścierały się ze sobą i walczyły na sądzie, gdyż śród sędziów byli ludzie, ulegający temu lub innemu kierunkowi w naszej sprawie.
Sala była przepełniona publicznością. Przybyli przedstawiciele różnych organizacyj, konsulatów cudzoziemskich, prasy i pism, delegaci od wojska z innych miast. Nastrój w Charbinie był bardzo podniecony. Na ulicach patrolowały oddziały konne i piesze. Szpalery wojska i żandarmów stały od więzienia aż do gmachu sądu.
Na sąd przywieziono nas powozami, w otoczeniu konnych żandarmów z obnażonemi szablami. Tłumy urzędników i robotników witały nas serdecznie okrzykami i kwiatami. Monarchiści i ich partyzanci — wyrzutki społeczeństwa — życzeniami szubienicy.
Wreszcie przybyliśmy i wprowadzono nas na salę.
Usiedliśmy na ławach oskarżonych. Na pierwszej zająłem miejsce ja, jako prezydent prześladowanego rządu, obok mnie siedział siwy, poważny, baczny na wszystko Nowakowski, dalej Lepeszyński, Kozłowski, Sass-Tisowski, Tyczyno — razem 22 podsądnych.
Zaczęła się nudna i długa procedura dochodzenia sądowego, gdyż zmuszeni byliśmy powtórzyć wszystko to, co już mówiliśmy przedtem sędziemu śledczemu.
Potem nastąpiło przesłuchanie świadków. Nasi bronili nas energicznie i zaciekle, świadkowie oskarżenia dali bardzo mało materjału, obciążającego nas, oprócz dwóch jakichś drabów, widocznie dobrze zapłaconych, którzy twierdzili, że Komitet Centralny był organizacją partji socjalistyczno-demokratycznej, co wiązało nas z „Radą robotników i żołnierzy“ w Petersburgu, gdzie wszyscy kierownicy należeli do tej partji. Na sądzie wyjaśniło się, że jeden z członków naszego komitetu istotnie należał do partji socjalistyczno-demokratycznej. Był to adwokat Kozłowski. Ta okoliczność wpłynęła ujemnie na wyrok, który, jak później dowiedzieliśmy się, mógł być znacznie łaskawszy.
Wreszcie 5 kwietnia nastąpił ostatni akt sądu.
Prokurator wygłosił mowę, żądając najwyższej kary, przewidzianej dla nas w artykułach kodeksu, a mianowicie 8 lat ciężkich robót w więzieniu.
Adwokaci nasi zbijali twierdzenia i dowody prokuratora, ten stał przy swojem żądaniu, dowodząc, iż Komitet Centralny był siłą burzącą, anarchiczną, narażającą państwo na wielkie straty materjalne i moralne.
— Panowie sędziowie! — wołał patetycznym głosem prokurator — nie poddawajcie się urokowi tych ludzi, nikomu z nas nieznanych, w większej części — nierosyjskiego pochodzenia. Słyszeliśmy, że obrońcy mówili nam, iż Komitet Centralny utrzymał w swoim ręku ster życia państwowego na Dalekim Wschodzie, a ład, zaprowadzony przez nich, zaoszczędził państwu kilka miljonów rubli. Stwierdzili to świadkowie i główny kontroler kolei. Nie mogę przeciwko temu protestować i powtarzam to. Lecz, panowie sędziowie, pamiętajcie, że Komitet Centralny tem bardziej jest niebezpieczny, gdyż nauczył rewolucjonistów, jak należy się obchodzić bez władz rządu prawomocnego i jak się powinno kierować nawą państwową. Praktyka Komitetu Centralnego będzie szkołą przyszłej rewolucji, wrogiej rządowi Jego Cesarskiej Mości.
Była to wielka pomyłka prokuratora. Zagalopował się zbytnio i wypowiedział zdanie, które było dla nas najskuteczniejszą obroną. Odrazu wykorzystał to nasz adwokat, p. Tomaszewski, i zręcznie zbił dowodzenie prokuratora o anarchizmie i o stratach materjalnych, które rzekomo przynieśliśmy Rosji.
Za stołem sędziów siedziało pięciu członków sądu wojennego z prezesem na czele. Zaczęli się nieznacznie uśmiechać i drwiąco spoglądać na prokuratora, który, zmieszany, schylił się nad swojemi papierami i czegoś w nich szukał, przewracając arkusz po arkuszu.
Ztytu, za sędziami, pod portretem cara Mikołaja II, w wygodnych fotelach siedzieli generał Iwanow ze sztabem i pułkownik Fiedorenko. Ten obrzucił pogardliwem spojrzeniem prokuratora i coś szeptać zaczął do Iwanowa. Generał spochmurniał, poczerwieniał i zaczął gładzić swoją długą brodę.
— Więcej nic nie mam do powiedzenia, — wybełkotał wreszcie prokurator, kładąc papiery do teki.
— My też! — oznajmili nasi adwokaci.
— Podsądni, — rzekł prezes sądu — przysługuje wam prawo ostatniego słowa przed wyrokiem sądu. — Proszę!..
Z porządku rzeczy wypadało mi mówić pierwszemu.
Mówiłem niedługo, a zakończyłem swoją mowę słowami:
— Prokurator był tyle uczciwy, iż wydał tu poświadczenie państwowego kierunku naszej działalności. Teraz odwołuję się do uczciwości panów sędziów i panów generałów tu obecnych, prosząc ich o stwierdzenie, że, gdyby w dobie wybuchu rewolucyjnych namiętności Komitet Centralny nie potrafił ująć pełni władzy w swoje ręce, panowie zginęliby niezawodnie od kuli swoich żołnierzy lub na latarniach, powieszeni przez rozbestwionych anarchistów. Tylko tego żądam od sądu i od sumienia tych, którzy posłali nas na ławę oskarżonych!
Jeden po drugim wygłaszali mowy moi koledzy.
Wysłuchano z wielkiem zainteresowaniem mowy Nowakowskiego, który dał szczegółową analizę stosunków, panujących na Dalekim Wschodzie. Dla sędziów, którzy przybyli do Mandżurji z Rosji europejskiej, było to zupełną nowością, gdyż w Petersburgu i Moskwie nikt nie miał najmniejszego pojęcia o tem, co się działo przed rewolucją na tych kresach i jak się tu formowały zupełnie odrębne warstwy społeczne i tworzył charakter i ideologja miejscowej ludności.
Około 8-mej wieczór posiedzenie sądu było zakończone, i sędziowie udali się na naradę, która trwała prawie do północy, a przechodziła nadzwyczaj burzliwie. Nareszcie sędziowie znów wyszli na salę i prezes odczytał wyrok.
Prezydent rewolucyjnego rządu, czyli Komitetu Centralnego, a więc ja, otrzymał 1½ roku twierdzy, bez zaliczenia jednak dwóch miesięcy, które spędziłem już w więzieniu wojskowem. Nowakowski został skazany na jeden rok, reszta na krótsze terminy. Sąd wydzielił z pośród nas Kozłowskiego i Lepeszyńskiego, jako należących do określonych partyj rewolucyjnych i socjalistycznych, i poza zasadniczem osądzeniem na 1 rok — dostali jeszcze: pierwszy — dodatkowo dwa lata, drugi — jeden rok więzienia w twierdzy.
Był to wyrok nadzwyczaj łagodny, jeżeli wogóle można tak mówić o sprawie, która nie podlegała prześladowaniu i karze z wyroku sądu.
Powróciliśmy do naszej celi już więźniami innego gatunku, niż reszta siedzących w więzieniu wojskowem.
Więzienie w twierdzy miało w kodeksie rosyjskim specjalną nazwę „straży honorowej“, a z tą nazwą były związane pewne przywileje. Do nich należało prawo noszenia własnego ubrania, otrzymywanie pożywienia i książek z domu i codziennej przechadzki godzinnej w obrębie więzienia.
Jednak zastanawialiśmy się, gdzie będziemy więzieni, gdyż Charbin nie posiadał fortecy. Na to poradził generał Horwatt, zaprojektowawszy natychmiast urządzenie specjalnego więzienia politycznego w Charbinie, motywując to tem, że w mieście zebrało się dużo więźniów tej kategorji. Rzeczywiście, generał Iwanow bardzo się o to starał, tworząc coraz to nowe procesy sądowe różnych grup rewolucyjnych.
Wynajęto przeto na skraju miasta, niedaleko od cmentarza, dom prywatny, zakratowano w nim okna, urządzono mocne drzwi i lokal dla komendy żołnierzy i dozorców i otoczono cały dom i dość duże podwórze wysokim płotem z desek.
W kilka dni po wyroku byliśmy już na nowem miejscu, gdzie zaczęliśmy się urządzać na długi czas pobytu przymusowego. Zażądaliśmy pozwolenia na przysłanie z domu ubrania i zapasu bielizny, książek, papieru, zorganizowaliśmy dostarczanie nam pożywienia i pomału wciągaliśmy się do nowego życia.