Oda XX. Do Pawła Kozłowskiego
Przekład: Ludwik Kondratowicz. |
Do Pawła Kozłowskiego.
Jam pridem tepido veris anhelitu... |
Zefir ciepły i łaskawy
Już odetchnął wiosną,
Już na łąkach kwiaty, trawy
Kraśnieją i rosną.
Wilia, niosąc strugi żytnie,
W milczeniu się błąka,
Choć tam w wioskach gdzieś dobitnie
Słychać śpiew skowronka.
Choć tam pasterz przy zatoce
Gra trelik na trzcinie,
Flis po wodzie wiosłem grzmoce
I milczący płynie.
Pawle! folguj twemu czołu,
Co się z nauk poci:
Jutro słońce z nad padołu
Pagórki ozłoci.
Na Łukiskiej siądziem górze,
Tam strumień młodzieńczy
Po murawie i po żwirze
Toczy się i brzęczy.
Stąd przemierzać okiem zacznę
Wilno, jak na dłoni,
Stąd krainy wszystkie znaczne,
Kędy Wilia goni.
Owdzie miasto krzyżem święci
Kopuła wzniesiona,
Tu dwoisty gmach książęci
Ziemi Palemona.
A na górze Gedymina
Kapitol litewski
Aż pod błękit nieba wspina
Głowę baszty rzeźkiej.
Dzień pokoju ludom płynie,
Piękneż ma świtanie!
We trzy lecie trzy świątynie
Dźwignęli Rzymianie.
Czy chcesz widzieć wczasu plony?
Widzieć pokój świeży?
Wnijdź na wzgórek ten zielony,
Co się pięknie jeży.
Lecz choć topól liśćmi szasta,
Mróz ją zlodowaci,
I leszczyna dziś krzewiasta
Jutro liście straci.
Pola pełne krasnej róży
Biały szron zawieje;
Ptak, co wiośnie śpiewem służy,
Zimą zaniemieje.
Więc poniechaj ciężkie troski,
Bo to czas ochoty;
Umiej cenić wieczór Boski
I poranek złoty.