Bywajcie zdrowi! — odjeżdżam daleko,
Aż na kraj świata, — daremnie, daremnie,
Stęsknioną myślą i łzawą powieką,
Będziecie czekać uścisków odemnie.
Odjeżdżam wesół — jak ten co się śmieje
Śmiechem rozpaczy, gdy życie ucieka;
Odjeżdżam wesół — bom stracił nadzieję,
Ostatnie źródło udręczeń człowieka.
Gdzież moje boskie, gdzież są ideały,
O pięknej cnocie, o wzniosłej przyjaźni,
I o miłości? — z chwilą się rozchwiały,
Jak senne mary młodej wyobraźni.
A rzeczywistość, jak śmierci cień blady
Co łzy wycisnął, co szczęście zakłócił,
Dotyka serca i idzie w me ślady
Abym już nigdy do niebios nie wrócił.
Do niebios myśli, do których się wzbiłem,
Do mych przyjaciół, do mojej kochanki,
I do tych krain, gdzie szczęśliwy żyłem,
Gdym nucił pieśni, gdym wił z kwiatów wianki.
Z obrazów zmianą, zmienia się uczucie,
Z inszą harmoniją, insze będą dźwięki;
Może wy kiedyś, tylko w dzikszej nucie,
Słuchać będziecie wygnańca piosenki:
Jak on daleko, pod zaspami śniegu,
W krainie zimy i wiecznego lodu,
Po dziennym trudzie szukając noclegu,
Umierać będzie od zimna i głodu.
I w strony lube źrenicą zaciekłą
Patrząc bez końca, marząc śród zawiei,
Przeklnie to życie co się będzie wlekło,
Na lodowatym brzegu Jenissei.
Bywajcie zdrowi!... lecą bystre konie
Coraz i coraz unosząc mnie dalej...
Ach! nim ma pamięć wraz ze mną utonie,
Wspomnijcie czasem, żeście mnie kochali. 1834 r.