[165]ODJAZD Z PROWANCJI.
Po tylu pożegnaniach, jeszcze pożegnanie,
I po łzach tylu, nowe łzy w źrenicy!
Znów cząstka duszy mojej tu zostatniezostanie,
Jak już została w każdej okolicy,
Gdzie mnie poniosło wygnanie!
Gdybym żył długo w puszczy bezludnej — to może
Na świat wracając, rzucałbym z wzruszeniem
Każde urwisko i każde bezdroże,
Płakał nad każdem drzewkiem i kamieniem;
A cóż nad ludźmi — o Boże!
Będęż złorzeczył niebu, że mi dało w łono
Serce, co kochać i pamiętać umie? —
Zimny samolub szczęśliwszym jest pono;
Obcy tłumowi, chociaż żyje w tłumie,
Idzie gdzie wiatry powioną!
O! nie — głos mój nie sarkać, błogosławić będzie,
Bom czuł roskosze dla tamtych nieznane,
Bom miał przyjaciół, co w czułym popędzie,
Uścisk uściskiem — i za łzy wylane
Łzami płacili mi wszędzie!
Więc bez skargi wychylę ten kielich goryczy;
Ni serce we mnie ni duch nie upadnie —
Bo pod trucizną jest kropla słodyczy,
Co za cierpienia wytryśnie mi na dnie —
I ból, pociechą odliczy!
[166]
Jednakże smutno rzucać ten ziemi zakątek,
Kędy mi przebiegł spokojny i miły,
Pod pięknem niebem, młodych lat dziesiątek —
Gdzie miłość, przyjaźń — tyle zostawiły
Błogich mi w sercu pamiątek!
Prowancjo! te pamiątki nigdy nie zaginą,
Węzeł mnie z tobą połączył wieczysty;
Choć los się zmieni i lata upłyną,
Ty będziesz zawsze — po ziemi ojczystej
Najmilszą dla mnie krainą!
A ty luba — !luba! — wy wszyscy coście mnie kochali,
Westchnijcie rzewnie nad biednym tułaczem,
Co uniesiony od wygnania fali,
Gdzieś się zatrzyma — aby może z płaczem
Znów iść i błąkać się dalej!
Paryż, 1844.