Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym/III/b

<<< Dane tekstu >>>
Autor Oskar Flatt
Tytuł Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym
Data wyd. 1853
Druk Drukarnia Gazety Codziennej
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
B) WYROBY BAWEŁNIANE.

W czwórnasób wprawdzie pomnożyła się rękodzielnicza ludność Łodzi w ciągu roku 1824; sukiennictwo zaczęło się coraz śmielej rozwijać, a mimo to oko przemysłowca, bacznie śledzącego rozwój fabryk w kraju naszym, byłoby już wtedy dostrzegło, że nie przemysł sukienniczy jest polem, na którem Łodź ma się wznieść wkrótce do kwitnącego stanu.
W połowie roku 1824, zachęcone licznemi przywilejami rządu tutejszego, oraz powodzeniem swoich ziomków, zgłosiły się do Polski tłumy rękodzielników wyrobów bawełnianych, pragnących tę gałęź przemysłu z Czech i Saksonii przeszczepić na naszą ziemię.
Dla skutecznego popierania przemysłu, tak bogate w przyszłości rokującego nadzieje, poruczył rząd kierownictwo przygotowawczych na ten cel czynności, przybyłemu z Elberfeld technikowi, Thomas, a ten uznał też zaraz całą dogodność położenia Łodzi, która odtąd stała się kolebką nowej gałęzi rękodzielnictwa.
Zaledwie rozeszła się wieść o korzyściach, jakie sama miejscowość, wodna i lesista, przemysłowi nastręcza, wnet też zgłaszać się zaczęli do rządu tutejszego z układami posłannicy rękodzielników czeskich i saskich.
Osadę Łódkę przeznaczono dla samych rękodzielników wyrobów bawełnianych, tam więc zestrzeliły się zachęta i wsparcie władzy z gorliwem usiłowaniem przedsiębierców. Ten ruch nowego przemysłu sprowadził w roku 1824 przeszło pięciudziesięciu tkaczy, z których każdy po kilka zatrudniał warsztatów. Dla podniesienia tej gałęzi i ułatwienia nabycia przędzy, założono obok tkackiej drugą osadę, prządniczą. W osadzie tkackiej wzniesiono trzydzieści parterowych domów murowanych, dachówką krytych i 12 drewnianych; w osadzie zaś prządniczej trzydzieści domków, pobudowanych w tak zwany mur pruski, z kominami wszakże massiv murowanemi. Pomieszczenie to było konieczne dla licznie przybywających z zagranicy tkaczy i prządków, którzy, jako zupełnie niezamożni, nie będąc w stanie własnym kosztem wybudować dla siebie mieszkań, widzieli w tym kroku rządu silne zobowiązanie siebie dla nowej osady i w blizkiej przyszłości nadzieję wejścia sposobem częściowej spłaty we własność zajmowanych przez siebie posiadeł. Myśl więc założenia rękodzielniczej kolonii drobnych właścicieli, była zarazem szczęśliwą rękojmią jej trwałości i dalszego rozwoju.
A przecież już rok 1826 pod względem fabryk wyrobów bawełnianych był smutnem dla rządu doświadczeniem. Jakkolwiek system prohibicyjny zbawiennie zasłaniał tę gałęź przemysłu od niebezpiecznej wtedy jeszcze konkurencyi zagranicznej, jednakże ruch fabryczny w całym kraju zaledwo poczuwszy tętno życia, osłabł i upadał. Liczni tkacze i prządki nie mieli w wielu miastach zatrudnienia, a brak jeszcze było znakomitszych i zamożniejszych przedsiębierców, którzyby silnem ramieniem te pracowitą ludność poparli. Wśród tego powszechnego upadku, sama tylko Łódź utrzymała się na stopie postępu, a nawet już wtedy śmiałym naprzód postąpiła krokiem. Przedsiębierca III objąwszy w posiadanie zakład bielnikowy, znaczne w nim pozaprowadzał ulepszenia; wystawił nadto nową zupełnie maszynę do osmalania i udoskonaloną ługarnię. To też bielnik jego ciągle był zajęty i z odległych nawet stron nadsyłane sztuki, odbierano wszędzie z zadowoleniem. Zaraz jednak w następnym już roku powolność jego działania, nie budząc zaufania w rządzie, ograniczyła jego działalność na drukarni perkalów.
Dalej osiadł w Łodzi Lange, z Chemnitz w Saksonii, i otworzył farbiernię do czerwieni tureckiej, zakład, do owego czasu z powodu zachowywanego sekretu, w kraju naszym jeszcze nie istniejący; oraz fabrykant Potempa, właściciel zakładu drukarnianego, który jednak nie rozwinął tej energii i wytrwałości, jakiej wymaga przewodnictwo celniejszego zakładu. Wreszcie przybył tu Wendisch, ziomek Langego, przedsiębierca przędzalni, rozwijający na rozległą skalę swój zakład, rokujący wielkie, świetne nadzieje. Przedsiębierca ten na istotną zasłużył wdzięczność, przez zaprowadzenie nowych machin w swoim zakładzie, zabudowywanie pustych jeszcze przed tem okolic i wspieranie biednej ludności tkackiej i przędzalniczej.
W ciągu dwóch lat wystawił Wendisch trzechpiętrową przędzalnię o ośmiu assortymentach, z maszynervą wodną, za summę rs. 14,600; tamto ustawiwszy machine gremplową, wyciągalne i konwiowe, tudzież machiny podprzędne i cieńkoprzędne, ujrzał się w możności dostarczenia tygodniowo, w razie potrzeby po 1,600 funtów przędzy, która to ilość, połączona z przędzą, dostarczaną przez ludność osady prządniczej, oddalała wszelką obawę niedostatku materyału.
Z przyjemnością zatrzymuje się myśl na tej epoce przemysłu fabrycznego miasta: to były zaczątki, to były piękne bogate ziarna rzucone w plenną niwę. Jakie zrodziły owoce i czy długo-trwałe, zobaczymy.
Osiedlenie się w Łodzi przedsiębiercy, mającego odegrać ważną rolę w kronice tego miasta, odznaczyło pamiętny rok 1827.
Wzmagające się potrzeby krajowego przemysłu, bujne plony, jakie początkujące fabryki na nowej dla nich ziemi wydały, a z drugiej strony zmniejszenie się od pewnego czasu napływu fabrykantów zagranicznych, skłoniły Rząd do wysłania za granicę męża, któryby obznajmiony ze stanem przemysłu krajowego, ze światłym poglądem łączył zarazem powagę, stanowić mogącą rękojmię jego orędownictwa. Szczęśliwy wybór ówczesnego Prezesa Komisyi Województwa Mazowieckiego, Radcy Stanu Rembielińskiego, padł na Komisarza fabryk i zarazem Naczelnika sekcyi fabrycznej w Komisyi Województwa Mazowieckiego, p. Benedykta Tykel, który zwidziwszy znakomitsze zakłady fabryczne w Prusach, Saksonii, oraz na granicy Czeskiej, obeznał tamecznych fabrykantów z przywilejami przez Rząd tutejszy udzielanemi, i zachęcił ich do zaszczepienia swego przemysłu na polskiej ziemi. Na taką zachętę, że pominiemy wielu innych znakomitych przedsiębierców, zgłosił się do Łodzi Ludwik Geyer, fabrykant z miasta Zittau i niebawem przystąpił do założenia wielkiej przędzalni.
Możnaż było przewidzić wtedy, do jakiej wysokości wzniesie się zakład tego przedsiębiercy; możnaż było przewidzić, że fabryka Geyera stanie się przewodniczką fabryk bawełnianych całego prawie Królestwa; a Komisarz fabryk, nakłaniając Geyera do wyojczyznienia się z Saksonii, domyślałże się, jak wielką przemysłowi i samemu przedsiębiercy wyświadcza usługę?
Już pierwsze dwanaście lat następne rozwiązały nam te zapytania.
Całość tych ważnych faktów, ustalając z jednej strony byt fabryk bawełnianych, wyniosła niejako Łodź na stolicę tego rodzaju przemysłu, a choć okoliczności czasowe tamująco działały na rozwój bawełnianych wyrobów, przecież rok 1828 nowem życiem natchnął te fabryki. Pierwsza wieść o powodzeniu tutejszych tkaczów, obudziła znowu za granicą ostudzoną już nieco chęć emigracyi: jakoż niebawem nowi napłynęli pracownicy. Przedsiębierczy duch Wendischa nadał świeży polot tym rękodzielniom; jego zakład przędzalniczy rozwinął się na obszerny rozmiar, a pomyślność jego była zachętą dla nowych przedsiębierców, jak np. Geyer i Jörgang. W samym roku 1828 wyrobiono w Łodzi rozmaitych tkanek bawełnianych około łokci 300,000, gdy tymczasem w roku 1827 wyrobiono ich zaledwie 48,000. Tak wielka przewyżka, dowodziła jawnie pożądanego powiększenia się odbytu wyrobów krajowych, i dawała razem chlubne o ich dobroci świadectwo.
W świetnym dla przemysłu roku 1829, Łódzkie fabryki bawełniane wydały wyrobów dwa razy więcej niż w roku 1828, a ośm razy więcej niż w roku 1827; wyczerpanie wszystkich tych wyrobów najdobitniej przemawiało i o ich dobroci i o wzmagających się potrzebach wewnętrznych.
Nowo przybyli tkacze zagraniczni ochoczo osiedlać się zaczęli, chociaż śmierć przedsiębierczego Wendischa zadała ciężki cios tak bujnie wzrastającej jego przędzalni bawełnianej.
Dotkliwe dla całego przemysłu krajowego zaburzenia w roku 1830 i 1831, na gałęź przemysłu bawełnianego nie wywarły szkodliwego wpływu; przędzalnie bawełny nie tylko nie osłabły, ale owszem, utrwaliły się jeszcze w swojej działalności.
Epoka od roku 1833 do 1837 rozwijała siły fabryk bawełnianych w Łodzi, a nowe tam jeszcze osiedlenie się zagranicznych fabrykantów, stało się bodźcem i rękojmią szybszego i tem pewniejszego postępu.
Ale za to w ciągu kilku lat ustała w Łodzi działalność dwóch przemysłowców, którzy złamawszy najuporczywsze, pierwsze przeciwności, wiele na przyszłość spodziewać się kazali: straciła Łodź Wendischa i Langego, który w r. 1830 znikł bez śladu i przez to spowodował upadek swej fabryki.
Lata 1838 i 1839, były ważnemi dla Łodzi latami przejścia; szybko rozwijały się fabryki bawełniane, a łatwy odbyt miejscowy i przystępność ceny silnego dodawały popędu; zwłaszcza też przy pomnażającej się ciągle ludności fabrycznej. Głównemi wyrobami fabrykantów Łodźkich, które dobrocią, gustem i ceną nie tylko wyrównywają, ale przewyższają jeszcze wyroby zagraniczne, są: perkal, baścik, nankin, pika, muszlin, kort, drelich, chustki, bielizna stołowa. Liczne warsztaty tkackie, drukarnie walcowe, dobór gustownych deseni, utrzymywały Łodź na przodkującem w pośród innych miast fabrycznych stanowisku, pod względem wyrobów bawełnianych.
Rok 1840 rozpoczął najświetniejszą Łodzi epokę; wyroby jej fabryk po całym zaczęły się rozchodzić Królestwie, i nawet za jego granicę wyglądać, a choć ówczesna stagnacya handlu, choć nizkość ceny i w ogromnych rozmiarach rozwinięte defraudacye, nader szkodliwy wpływ wywierały; mimo to przecież już zbyt silnie utwierdzoną była pomyślność Łodzi, aby jej te chwilowe przeszkody ważną tame w rozwoju stawiać mogły.
Nowa regulacya miasta (o której obszerniej w części historycznej opisu wspomnieliśmy), a niebawem też potem wyniesienie Łodzi do rzędu miast gubernialnych, były to dwa kroki Rządu, które potężnie oddziaływały na całą przyszłość fabrycznych osad.
Wszystkich innych przedsiębierców zaćmił już w tym czasie Ludwik Geyer, którego przędzalnia, zatrudniająca machinę parową o sile 60 koni i 180 samo-tkackich warsztatów, zaopatrywała w dostateczny materyał miejscowych i okolicznych fabrykantów.
Odtąd rozpoczyna się walka Łodzi z tamującemi okolicznościami, walka, z której ona tylko sama z pośród innych sióstr świetnie i zwycięzko wyszła. Powiedzieliśmy, że lata 1810 i 1841 były zenitem fabryk tamecznych, ale ta świetność, ten postęp Łodzi zakrywały tylko bolesne rany takichże zakładów w innych częściach kraju; bo w gruncie rzeczy przemysł bawełniany w roku 1842 do znacznego w porównaniu z rokiem 1810 przyszedł upadku. Cena wyrobów względnie do tamtej epoki obniżyła się w tym roku o 40 do 50 procent, wyrabiano mniejszą daleko ilość, a mimo to zapasy leżały w fabrykach, bo nigdzie nie znajdowały kupca.
Rozgałęzione defraudacye i tu znowu głównym dotkliwej klęski były powodem; klassa żydów, opanowawszy handel przemytniczy, zalała kraj cały wyrobami zagranicznemi, które tanio, bez opłaty cła sprzedawane, z wszelkiego odbytu wyroby krajowe wyzuły. Znakomita ludność fabryczna Łodzi znacznie się zmniejszyła, a biedni fabrykanci i rękodzielnicy, nie będąc w stanie znieść tych dotkliwych chwil przesilenia, opuszczali tłumnie swoje warsztaty, innych szukając zatrudnień. Przedsię. biercy znakomitsi jeszcze się trzymali, ale trzeba było wysilenia kapitału: ubożsi zaś fabrykanci jeździli z towarami swemi po kraju, z trudnością propagując ich wyprzedaż.
Szybko wszakże przeszły ciężkie czasy próby. i fabryki Łodźkie wyszły z nich niby z czyszczącego ognia, doskonalsze, zupełniejsze. Fabrykanci poznawszy zalety wyrobów zagranicznych, starali się im wyrównać, aby tym sposobem zastąpić sławione zalety produkcyi zagranicznej. Taniość wyrobów tamtejszych zniewoliła krajowych przedsiębierców do poprzestania na mniejszym zysku; obostrzenie celne ukróciły o wiele defraudacye: a połączenie tych wszystkich okoliczności, postawiło w roku 1843 przemysł bawełniany na stopie postępu i nowego życia. Łódź, od lat kilku zapominana, odżyła handlem i ze wszech stron kraju zjeżdżali się znowu kupcy po kosztowne zakupy udoskonalonych tamecznych wyrobów.
Zmienia się obraz.
Po tej błogiej jutrzence nowe następuje zaćmienie. Fabrykanci, zachęceni nadzieją odbytu i zysku, z nową energią jęli się byli pracy: ożywione warsztaty znakomite przysposobiły zapasy. Ale w połowie 1844 roku ogromny napływ zagranicznych wyrobów zatamował zupełnie ruch wewnętrznego handlu: niezamożni fabrykanci, pozbawieni nadziei rozprzedania poczynionych zapasów, stanowiących całe ich mienie, znowu, jak przed dwoma laty, zabrawszy swój dobytek, jeździli lub chodzili po kraju, rozprzedając owoc całorocznej pracy. I rok 1845 nie zwiastował lepszej doli. Ludność fabryczna zmniejszała się, a odbyt nie wzrastał, bo wyroby krajowe nie mogły sprostać bezcennej konkurencyi zagranicznej. Rząd też, uprzedzając upadek miasta, przewodniczącego na drodze pożytecznego przemysłu, wynikły nie z winy pracowitych fabrykantów, ale ze spekulacyj bandlowych, przyszedł w pomoc tkaczom Łodźkim, otwierając kredyt 4,500 rs., ku obmyśleniu dla nich środków zarobkowania.
To też znowu zaraz w latach 1846 i 1847 podwyższyła się produkcya wyrobów, choć się umniejszyła ludność i nie powiększał odbyt; w porównaniu z innemi osadami fabrycznemi, Łodź zawsze stała wysoko, nawet świetnie w swoim przemyśle; a choć nie były to już czasy 1840, 1841 roku; zawsze była ona miastem, w którem najlepiej przyjął się jakby w cieplarni wypieszczony, sprowadzony z zagranicy szczep przemysłowy. Oto i w roku 1846 otworzył tu nową przędzalnię Samuel Lande, i w ciągu drugiego półrocza tego roku dostarczył przędzy do tkanin przeszło 32 tysiące funtów, dziś zas dostarcza jej rocznie już 180,500 funtów.
Zaburzenia w roku 1848 nie wywarły szkodliwego wpływu na byt fabryk Łodźkich, bo wzmocniona straż pograniczna, utrudniając handel przemytniczy, zapewniła zarazem większy odbyt wyrobom krajowym. Nowe nateraz zmiany w organizacyi celnej, zastając Łodź na drodze postępu, powinnyby koniecznie wpłynąć na polepszenie jej bytu, a szczelniejsze jeszcze zamknięcie granicy Austryackiej i Pruskiej, przeciąć główne źródła, ożywiające niewykorzenione defraudacye, będące zgubą drobnych fabrykantów i dyskredytujące wartość krajowych naszych wyrobów.
Głównie też w dwóch latach ostatnich wprowadzenie ubocznemi drogami massy tkanin półwełnianych srogi cios zadało producentom tych wyrobów, produkowanych w pasmie poprzednich lat na kilku tysiącach warsztatów, a dziś zupełnie prawie zaniechanych. Natomiast rzucono się w r. 1851 do produkowania wyrobów mięszanych z przedzą wełnianą krajową i w ciągu jednego kwartału fabrykanci Łodźcy zakupili przeszło 15,000 centnarów wełny, zatrudniając nią warsztaty, oddane poprzednio wyłącznie przerabianiu przędzy bawełnianej. Ten zwrot jest ważnym i charakterystycznym rysem w przemysłowych dziejach Łodzi. Zmniejszenie się obecnie odbytu ogólnego i na Łódź oddziaływa mniej korzystnie, tamując zarazem szybkość dalszego rozwoju; ale wraz z polepszeniem się konjunktur handlowych, spodziewać się także należy zwrócenia przemysłu na tor normalnego, stałego postępu.
Jakkolwiek dotąd wiele innych osad, równoczesnych z Łodzią, upadło, ona jednak w przyszłości czerpie coraz nowe siły; znakomita, bo 1,744,000 rs. wynosząca wartość wyprodukowanych w roku zeszłym wyrobów bawełnianych, jest o połowę prawie wyższą od największej produkcyi w roku 1840.
Obecnie stan fabryk Łodźkich jest następujący:
1. Fabryka Ludwika Geyer, obejmuje najpierwszą w kraju przędzalnię bawełny, która dostarczyła w roku zeszłym przędzy około 580,000 funtów i tkalnię wyrobów półwełnianych o 180 warsztatach mechanicznych; dalej, na wytworną skalę urządzoną drukarnią, produkująca około 23,000 sztuk perkalu i kitaju, i farbiernią tkanin bawełnianych, maszynową i ręczną. Zakład ten, tak pod względem zamożności przedsiębiercy, jak doskonałości swoich wyrobów, znakomitej produkcyi, i kwitnącego stanu, stoi najwyżej nie tylko z Łodźkich, ale śmiało powiedzieć możemy ze wszystkich krajowych fabryk bawełnianych. Świetny stan fabryki Geyera, która od lat 20 założona, pewnym i śmiałym krokiem olbrzymie czyni postępy, najdowodniej świadczy, do jakich rezultatów wytrwałość, praca, duch przedsiębierczy i kapitał doprowadzić mogą. Dziś ten zakład mieści w sobie do 700 pracowników: w tej liczbie 14 majstrów, 85 czeladników, 30 uczniów i przeszło 520 robotników; trzy wielkie machiny parowe (z których jedna w kraju zrobiona) poruszają 88 machin prządniczych, 20,000 wrzecion i roje tkackich warsztatów, ogromną siłą 120 koni. Wartość zeszłorocznej produkcyi rozmaitych wyrobów tego zakładu wynosi przeszło 487,000 rs., wartość zaś machin i sprzętów 412,000 rs.
A któż może powiedzieć, że ten zakład stanął u kresu swojego rozwoju? każdy rok jest krokiem postępu dla przedsiębierczego ducha p. Geyer, a opieka Rządu i znaczne jego kapitały są rękojmią, że jeszcze wiele od jego fabryk spodziewać się możemy. Sam gmach fabryczny o trzech kilkopiętrowych pawilonach otoczony pomniejszemi zabudowaniami, położony odlegle, bo aż w nowej dzielnicy, wydaje się niby oddzielną przemysłową osadą. Wszedłszy do fabryki, odurzenie ogarnie nieprzywykły umysł; ten ruch, ta, że tak powiem, atmosfera przemysłowa, a przy całym pośpiechu, przy całej skrzętności, ten porządek, ten takt, ta harmonia; każdy z robotników jest tylko kółkiem,

litografował z natury W. Walkiewiczw. Litografii Banku Pol.
ZAKŁAD FABRYCZNY GEYERA


sprężyną, cząstką wielkiej całości fabrycznej, a te wszystkie siedmiset żyjących i tysiące nieżywych warsztatów z taką harmonią pełnią swą służbę, zakreśloną jednostajnym ruchem machiny parowej, jakby to wszystko jednej ręki było wykonaniem.
Taki zakład jak Geyera, zasługuje na całą naszą sympatyę i ze wszechmiar godnym jest poznania.
Warsztaty tkackie, przędzalnia i farbiernia, urządzone są według najnowszych ulepszeń; drukarnia bogata w wielkie zapasy deseni gustownych, stoi na stopie wysokiego udoskonalenia, a urządzona na potrzebę zakładu obszerna przyboczna fabryka, obrabiająca na użytek surowe żelazne materyały, wykończeniem wyrobów swoich żadnej z krajowych żelaznych fabryk nie ustąpi[1].





OBRAZ
STATYSTYCZNO-PORÓWNAWCZY ROZWOJU ZAKŁADÓW BAWEŁNIANYCH LUDWIKA GEYER,
od roku 1832 po koniec roku 1851.




Rok



Ludność fabryczna





Machin przędzal.







Wrzecion





Warsztat. tkackich
nieprzezroczystych





Kotłów farbiarskich






Kip
Drukarnie


Machin


Walców


Stołów

1832
1833
1834
1835
1836
1837
1838
1839
1840
1841
1842
1843
1844
1845
1846
1847
1848
1849
1850
1851

75
75
100
600
216
517
420
452
390
579
798
658
616
715
718
750
627
635
645
655







44
44
44
44
44
44
44
60
70
80
80
80
80
88







7,872
7,872
7,872
7,872
7,872
7,872
7,872
10,560
11,724
16,144
16,144
20,384
20,384
20,384

60
60
56
56


179
180
180
180
176
180
180
176
148
180
180
180
170
168


3
6
4
6
4
7
5

19
30
30
12
18
3
18
18
18
18
18


2
18
6
2
8
10
9

24
16
40
10
20

20
20
20
20
20

1

1
1
1
1
1
1
1
1
3
3
4
4
4
5
5
5
5
5

9

26
30
41
48
65
60
70
86
102
132
100
110
110
132
132
132
132
132

11
10
15
17
25
16
40
40
34
24
30
54
40
21
16
16
18
18
18
18

Rok Wydrukowano
perkalu
Wyrobiono
perkalu
białego
Wyrobiono
przędzy
bawełnianej
Wartość
wyrobów
Ilość
Sztuk Łokci Funtów Rubli sr.


Machin




O sile koni


1832
1833
1834
1835
1836
1837
1838
1839
1840
1841
1842
1843
1844
1845
1846
1847
1848
1849
1850
1851

115,000
112,000
682,800
630,000
920,000
70,000
750,000
15,000
19,057
14,783
20,000
11,000
16,500
17,900
— 
18,518
15,000
16,000
23,400
24,750

40,000
12,000




10,000
250,000
600,000
750,000
110,000
793,000
1,056,000
1,200,000
1,250,000




243,000 arsz.








6,000
185,000
153,600
226,000
253,000
234,000
324,000
466,000
436,000
405,000
476,000
520,000
575,000





27,000
105,000
136,000
145,000
186,000
200,370
181,000
147,000
246,000
258,000
270,000
297,000
306,000
415,000
436,000
487,772










1
1
1
1
1
1
1
3
3
3
3










60
60
60
60
60
60
60
120
120
120
120

Mówiąc o panu Geyer i o jego fabrykach, nie możemy przemilczeć o nowem jego przedsiębierstwie, nader ważne dla kraju rokującem korzyści. Założył on cukrownią na wielką skalę we wsi swojej Ruda, o milę od Łodzi, już w powiecie Sieradzkim położonej. Budowa cukrowni olbrzymim naprzód postępowała krokiem i w połowie listopada 1851 r. w ruch puszczoną została. Aby mieć wyobrażenie o rozmiarach nowego zakładu, nadmieniamy, że poruszają fabrykę dwie machiny parowe, jedna o sile 30, druga 16 koni; nadto dwie maszyny do mycia buraków, dwie do mlenia i tarcia buraków (Reib-Maschinen); dwanaście prass hydraulicznych, ośm wielkich kotłów defikacyjnych, ośm filtrów, po dwadzieścia jeden stóp wysokości; trzy tak zwane Wakun-faune do rafinowania cukru, maszyna do mielenia kości; dwie maszyny Tajlor-filtry do czyszczenia soku. Wreszcie rocznie przerabiać będzie ta fabryka sto kilkadziesiąt tysięcy korcy buraków.
Niepodobna zaprzeczyć, że zakład taki musi koniecznie i krajowi niepospolity pożytek i przedsiębiercy odpowiedni zapewnić procent; zwłaszcza dziś, gdy cukrownictwo stało się żywotną kwestya, jednym z najgłówniejszych przemysłów naszych gospodarzy; gdy w krótkim przeciągu czasu dźwignęło się prawie z nicości do wysokiego stopnia powagi; gdy może wkrótce doczekamy chwili, że krajowa produkcya cukru wewnętrznym zadość uczyni potrzebom. Ale co głównie i najwięcej zajęcia obudza przy tym zakładzie, to myśl, że wszystkie machiny i przyrządy nie są zagraniczne, ale nasze, krajowe, na miejscu w Łodzi pomyślane i po większej części tamże wykonane. Jestto szczęśliwa przepowiednia! Dotąd wyroby żelazne z fabryki bankowej na Solcu i braci Ewans w Warszawie, celowały już dokładnością i sumiennem wykończeniem. I to pole szerzej się niebawem roztoczyć powinno, a cała ważność jego żywo stanie nam przed oczy, gdy bliżej ocenimy stanowisko i znaczenie, jakie zajmuje Machina w dzisiejszym systemacie handlowo-przemysłowym.
Dziś już, gdy wzorem Anglii, każdy naród dla wyrobów swoich otwiera handlowe z całym światem stosunki; Machina stała się niejako ogólnie obowiązującem prawem i warunkiem wszelkich udoskonaleń. Bez machin pozostalibyśmy w tyle w pośród ogólnego ruchu, i przy najlepszych chęciach nie mogąc sprostać olbrzymiemu postępowi przemysłu, tracilibyśmy zwolna wszelkie korzyści, jakieby nam wyższość naszych wyrobów lub ich taniość nastręczały.
Machiny są dziś tak popularne, tak powszechne, tylu mają przyjaciół i obrońców, ale i przesądnych przeciwników tylu, że dotykając tu dziedziny przemysłowej, i machinom słów kilka poświęcić musimy.
Machiną, w ścisłem znaczeniu, nazywamy, jak wiadomo, wszystkie czynniki pracy, wszystkie narzędzia: dźwignia, koło, pilnik, dłóto, pług, prasa, to wszystko są machiny: dopiero kapitał i rozum rozwinęły je, i nadały im polot i szersze działanie. Dziś, kolej żelazna jest machiną względem traktów bitych, parostatki względem statków żaglowych, omnibusy względem fiakrów i t. d. Otóż nieprzyjaciele machin zarzucają im, że stały się głównym powodem zmniejszenia pracy, ztąd ubóstwa i nędzy klass robotniczych. Mimo przykładów, jakiemi usiłują stwierdzić to aforyzma, śmiało mu wszakże jednostronność zarzucimy. Wszystkie niedogodności, jakie dotąd z machin wypłynęły, słusznie przypisuje Blanqui zbyt nagłemu, niespodzianemu pojawieniu się ich i szybkiemu, olbrzymiemu rozwojowi; koniec dopiero XVIII wieku wywołał machiny; matkami innych były: machina parowa i przędzalnia, a stwórcą prawie i udoskonalicielem — nieśmiertelny w dziejach przemysłu Watt. Chwilowe są i przemijające, a w obec przyszłości pozorne tylko, owe groźne objawy nędzy, jakie machiny wywołać miały. Machiny wyzuły wprawdzie zrazu z pracy znaczną liczbę robotników, ale niebawem też pomieszczenie im zapewniły: bo, przez znaczne zniżenie ceny wyrobów, w odwrotnym stosunku do zmniejszenia się liczby pracowników, wzrastały potrzeby konsumcyi krajowej, a tem samem potrzeba odpowiedniego zwiększenia liczby fabryk, w których nie sami już tylko robotnicy, ale i żony ich i dzieci pracę i zarobek znalazły; a to wyzwolenie z bierności kobiet i dzieci, jako ważny krok w dziedzinie cywilizacyi, stanowi już wielką machin zasługę. Machiny więc strasząc początkowo pozorem ubóstwa, wiodą w rezultacie do polepszenia losu klassy robotniczej i do bogactwa narodowego. Anglia przebyła już przesilenie i dziś tylko korzyści z machin w udziele jej pozostały, a biedna, nieprzemysłowa Irlandya, ma tylko głód. Porównajmy Belgię z dawną jej metropolią — Hiszpanią. Belgia, 16 razy mniejsza od Hiszpanii, a mająca jednak trzecią część jej ludności, żyje wyłącznie przemysłem; machiny to hieroglif jej potęgi; przeciwnie Hiszpania, ściślejszym niż wszystkie inne kraje kordonem odcięta od nowości przemysłowych, od machin, przedstawia obraz ogólnego wycieńczenia, długów, zaniedbania i ubóstwa klass niższych. Gdyby machíny miały pociągać za sobą ubóstwo i nędzę klass robotniczych, cóżby się dotąd było stało z Anglią i Belgia, a czem powinny być Irlandya i Hiszpania? Anglia i Hiszpania: jednej niebo wszystkiego odmówiło; drugą w pełni wszystkiemi obsypało dary. A jednak ten odepchnięty pasierb natury dziś potężny, bogaty i poważany; a to pieszczone dziecię — słabe, ubogie, wycieńczone, nędzne.
U nas jeszcze zbyt słabo tętni życie przemysłowe, to też u nas jeszcze machiny groźnego nie zbudziły niebezpieczeństwa, a gdyby nawet kiedy miało już być dosyć rąk przemysłowi fabrycznemu oddanych, do czego jeszcze bardzo daleko, to i wtedy zbyteczne siły nie zmarnują się, bo wszak tyle mamy ziemi i tak błogosławioną glebę, że gdyby nawet i wiele bardzo rąk, przez machiny od przemysłu odsuniętych, do jej się uprawy rzuciły, jeszczebyśmy może za wielu rolników nie mieli. A cóż dopiero, gdy tyle gałęzi przemysłu czeka na rozwój lub zaszczepienie skuteczne na naszej ziemi! To też ziomkowie nasi nie potrzebują wyprawiać się do złotodajnych kopalń nowego świata, bo w kraju pracę i chleb znajdą. Co innego w Niemczech: tam już z ziemi ciągną wszelkie korzyści, jakie tylko w drodze rozumowanego gospodarstwa osiągnąć można przemysł zaś stanął na wysokiej stopie rozwoju; przy nadstosunkowej więc ludności dobroczynny nawet jest ten popęd wychodźtwa, przez który, niby przez upust, przelewają się siły, co marnując się w miejscu, pod innem niebem i dla siebie i dla społeczności korzystniej pracować mogą. Dziś jednak zbawienne to, że ten prąd emigracyj z Niemiec, nie już zwykłym torem za nasze granice, ale za Atlantyk się wylał[2]. Poprzednie,

litografował z natury W. Walkiewiczw. Litografii Banku Pol.
ZAKŁAD FABRYCZNY GROHMANNA



litografował z natury W. Walkiewiczw. Litografii Banku Pol.
ZAKŁAD FABRYCZNY PETERSA


jak już nie raz wspomnieliśmy, emigracye niemieckie zaszczepiły na ziemi naszej krzew przemysłowy, a rozwinąć go i nadal utrzymać, to już naszą po. winno być rzeczą; naszym obowiązkiem, w którym nas żadna obca ręka wyręczać nie powinna.




Po fabrykach p. Geyera, następujące jeszcze zakłady zasługują na szczegółową wzmiankę, ze względu na znaczną ilość zatrudnianych robotników i odpowiednią massę przygotowywanych corocznie, a dobrocią celujących wyrobów.
2. Przędzalnia bawełny Traugota Grohman, poruszana siłą wody o 9 machinach przędzalniczych i 1632 wrzecionach, oraz tkalnia wyrobów bawełnianych o 42 warsztatach ręcznych, zatrudnia ludzi 122; produkuje różnych wyrobów za rsr. 55,462. W r. z. wyrobiono tu przędzy bawełnianej 97,500 funtów, drelichu 15,000 arsz., perkalu białego tyleż, kortu 9,000, baściku 28,000, barchanu 4,000. Do wyrobów tych użyto przędzy bawełnianej 9,350 funtów; wartość sprzętów, machin i narzędzi fabrycznych wynosi rsr. 13,500. Wyroby tej fabryki odznaczają się doborowym gustem, a szczególnie dobrym gatunkiem materyału, o czem przekonywa nas skład wyrobów tej fabryki, z wielkiem powodzeniem tu w Warszawie przy ulicy Bielańskiej utrzymywany.
3. Przędzalnia bawełny Samuela Lande, świeżo w r. 1847 założona, poruszana maszyną parową o sile 30 koni, zatrudnia ludzi 148, produkcye wyrobów za rsr. 70, 395. W zakładzie jego znajduje się machin prządniczych 30, wrzecion 6, 292. W r. z. wyrobił przędzy bawełnianej 180,500 funt. Wartość machin i narzędzi fabrycznych wynosi 78,000 rs.
4. Fabryka Jakóba Peters, dawniej T. Kopischa, obejmuje przędzalnię o 5 machinach i 674 wrzecionach, dostarczająca rocznie przeszło 48,000 funtów przędzy; dalej udoskonaloną farbiernię wyrobów bawełnianych, o 20 kotłach i 18 kipach, z której w r. z. wyszło 35,000 sztuk krajowego perkalu farbowanego i kitaju; wreszcie znakomity bardzo zakład bielnikowy o dwóch spadkach wodnych, poruszających jeden magiel cylindrowy i dwa skrzyńczaste. Blich jego zarzucony jest płótnami ze wszystkich okolic kraju. Fabryka ta zatrudnia 78 ludzi, a oprócz płócien i bielizny stołowej, za szczególnem bielonych wynagrodzeniem, wartość corocznie produkowanych przez niego wyrobów, przechodzi 86,000 rs.
5. Fabryka Fryderyka Karola Moes, świeżo przed dwoma laty otworzona, zatrudnia ludzi 62; obejmuje przędzalnię o 7 machinach z 2,856 wrzecionami; obracana wodą. W ciągu r. z. wyrobiła 85,700 funtów przędzy bawełnianej; wartość produkowanych wyrobów wynosi 34,280 rs.; a wartość machin i sprzętów fabrycznych 30,000 rs.
6. Fabryka Adolfa Freimund obejmuje farbiarnię o 9 kotłach i 6 kipach, oraz drukarnię o 18 stołach; nadto dwa magle cylindrowe i jeden skrzyńczasty. Zakład, poruszany siłą 7 koni, zatrudnia ludzi 68. W r. z. wyrobiono w tym zakładzie 3,070 sztuk perkalu drukowanego i 7,210 sztuk krajowego perkalu farbowanego i kitaju. Wartość wyrobów zeszłorocznych, wynosiła przeszło 23,600 rs.; a wartość machin i narzędzi fabrycznych 6,375 rs.
7. Farbiernia i drukarnia Władysława Müller, ma 1 machinę drukarską, 21 walców, 24 stoły drukarskie i magiel cylindrowy. Zakład obracany siłą 2 koni, zatrudnia ludzi 54. W r. z. wyprodukował 9, 975 sztuk perkalu drukowanego; wartość wyrobów zeszłorocznych wynosiła około 30,000 rs, wartość zaś machin i narzędzi fabrycznych 4,800 rs.
8. Dwanaście mniejszych drukarń tkanin bawełnianych, zatrudnia 76 stołów drukarskich, ośm maszyn walcowych do drukowania i 260 ludzi; wyrobów, produkuje rocznie przeszło za 103 000 rs.
9. Pięćset czterdzieści ręcznych fabryk tkanin bawełnianych, zatrudnia 2,381 warsztatów i 3,336 ludzi. Roczna ich produkcya ma wartości 845,000 rs.
10. Jedenaście fabryk tasiemek, obejmuje 41 warsztatów, zatrudnia 58 ludzi i wyrabia rocznie tasiemek za rs. 3,300.
11. Dwanaście fabryk pończoch o 28 warsztatach, zatrudnia czterdziestu dwóch ludzi, produkuje rocznie wyrobów za rs. 3,600.
12. Dwadzieścia dwie farbiarń tkanin bawełnianych i wełnianych, zatrudnia ludzi dziewięćdziesięciu, którzy zajęci są jedynie farbowaniem przędzy, przez pojedyńczych tkaczy dostarczanej.






litografował z natury W. Walkiewiczw. Litografii Banku Pol.
ZAKŁAD FABRYCZNY MOESSA



litografował z natury W. Walkiewiczw. Litografii Banku Pol.
ZAKŁAD FABRYCZNY FESLERA





  1. Okazywano nam tu między innemi wyrabiane w tejże fabryce amerykańskie młyny ekscentryczne, z uproszczonym mechanizmem. Cena takiego młyna siedmdziesiąt talarów.
  2. Podajemy tu niektóre ciekawsze daty co do zamorskiej emigracyi Niemców. I tak: w początku bieżącego stulecia, wychodźtwo do nowego świata nieznane było w Niemczech; nawet do r. 1820 pojedyńcze tylko zdarzały się w tej mierze wypadki. Od tej wszakże epoki duch emigracyi coraz głośniej odzywać się zaczął. Niebawem zaś dostrzeżemy, że postęp wychodźtwa zamorskiego zostawał w ścisłym związku i w odwrotnym stosunku do emigracyi, która przez Polskę i Rossyę przeciągnęła. W epoce od r. 1820 do 1842, to jest w czasach bujnego napływu ku wschodowi kolonistów i fabrykantów niemieckich, wychodźtwo amerykańskie u Niemców było prawie podrzędne; w roku bowiem 1820 wyszło ich z Europy 2,200, w r. 1829: 8,000, w r. 1842: 20,000; ale w ostatniem dziesięcioleciu, istna mania wychodźtwa owiała cale Niemcy; już wschodnia strefa, dość nasiąkniona niemieckim żywiołem, nie tyle nęciła wychodźców, ile obszerne, niezaludnione amerykańskie łany i złotodajne kopalnie St. Sacramento i Bathurst. To też już w r. 1846 odpłynęło 106,662 emigrantów; w r. 1847: 110,434, w r. 1848 z naturalnych bardzo przyczyn liczba ich zmniejszyła się do 83,511, ale za to w r. 1851 wróciła zaraz do 113,199; a w ciągu trzech kwartałów 1852 r. odpłynęło już do Nowego świata przeszło 200,000. W ogóle wyojczyźniło się dotąd z Europy przeszło 800,000 Niemców. Hamburg i Liwerpool, to dwa naczelne upusty wychodźtwa niemieckiego. Według Rocznika Statystycznego Hübnera, od r. 1846 do 1851 wyszło z Niemiec w ogóle 580,000 mieszkańców, zabierając z sobą kapitał 116,012,000 talarów: w przecięciu wywożą oni corocznie z Niemiec kapital 19,370,333 talarów.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Oskar Flatt.