[136]OPOWIEŚĆ O MGŁACH
[138]
Na zbój wyruszyli
Dwaj harnasie młodzi,
Mkną halami, mkną wierchami
Samo zło ich wodzi.
Przypadli z północka
Na Liptowską stronę:
„Tutaj będzie nam się darzyć,
Szczęście znalezione!“ —
Pukają do okna,
Pukają do bramy:
„Otwórzże nam, karczmareczko,
Witamy! witamy!“
„Ja wam nie otworzę,
Ani też nikomu:
Matkę dzisiaj pochowałam,
Jestem sama w domu.
„Matkę pochowałam,
Ojciec padł na wojnie,
A bratowie na Uhersku[1]
Zbijają spokojnie.“
Wytłukli jej szyby,
Potrzaskali wrota:
Włamała się do izdebki
Niesforna niecnota.
[139]
„Hejże miłosierdzia
Nie macie nade mną.
Bodajby was mgła pożarła
W dzień, nie w nockę ciemną!
„Mam-ci ja kochanka —
Panuje nad mgłami,
On mnie pomści i zaleje
Mgławemi falami“.
Wracają harnasie
Ze szczęściem w kieszeni.
Słońce wstaje, aż im oko
Radością się mieni.
A za nimi zdąża
Towarzysz jedyny —
Wolnym krokiem, szybkim skokiem —
Kochanek dziewczyny.
Zwolna się otwiera
Glaźny żleb ponury:
Na czworakach wypełzają
Pokłębione chmury.
Stała rzecz się, stała,
Która stać się miała:
Jeden zginął, drugi zginął,
Przepadły ich ciała.
Tego rozdarł niedźwiedź
W Krywańskiej uboczy,
A tamtemu gdzieś orłowie
Wydziobali oczy.
[140]
Nie wrócili do dom
Harnasiowie młodzi —
Gdzieś po halach, gdzieś po wierchach
Samo zło ich wodzi!