Ostatni film Evy Evard/XXIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ostatni film Evy Evard |
Pochodzenie | trylogia Żółty krzyż tom II |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, Sp. Akc. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Suchy, krótki trzask salwy dwunastu strzałów jeszcze dzwonił w uszach, jeszcze nie rozszedł się w powietrzu czad prochowy, gdy z poza dwurzędu plutonu egzekucyjnego wystąpił sierżant — szef i sztywnemi krokami mierzył dziesięć metrów, dzielących obmurowanie fosy od pierwszego szeregu.
Wśród ciszy, w którą z wyżyny wkradało się tylko dalekie miękkie granie motoru samolotu, szybującego nad Paryżem, stali wszyscy jak skamieniali, bez ruchu, bez jednego drgnienia — żołnierze kompanji asystującej, dowództwo fortu, przewodniczący sądu, komisarz rządowy, lekarz, oficerowie i dopuszczeni dziennikarze... Siostra Melanja z St. Lazare, klęcząca na trawie i szepcąca pacierze za grzesznicę, która umierała bez księdza i Boga... Wszystkie oczy wlepione były w twarz zmarłej.
Skuci oczarowaniem, patrzeli wszyscy w cud piękności tego oblicza. Eva leżała z rozpostarłemi ramionami, z głową, opartą o mur, złociste pasmo włosów opadało naskos przez czoło. Oczy były przymknięte. Ciemne rzęsy, wzniesione ciemne brwi kładły się stygmatem tragizmu na tych rysach już śmiertelnie pobladłych. W kątach ust ledwie dostrzegalny uśmiech krył odmęt zastygłego bólu. Linja ciała skręcona w bezwładnym, martwym upadku... Szary kostjum na piersiach, na ramionach już przesiąkał krwią...
Zdawało się, że pod łukami brwi natychmiast podniosą się posiniałe powieki i zamordowana spojrzy jeszcze raz na ludzi, wówczas wszyscy odgadną jej krzywdę i poznają popełnioną zbrodnię. Z wrzaskiem przerażenia rozbiegną się lub padną na miejscu od ciosu tego spojrzenia mordercy niewinnej, zakamieniali w służbie nieludzkiego bezprawia wojny... Natychmiast rozprzęgnie się asystująca kompanja, która na komendę — „Prezentuj broń!“ — oddaje należne honory przed majestatem tryumfującej sprawiedliwości. Żołnierze nawykli do krwi, żołnierze wielkiej wojny rozsypią się w popłochu, gdy te oczy powiedzą im — co uczyniono...
Koniec filmu — zdawało się, że lada chwila zgaśnie w oczach kobierzec murawy, szary, kamienny mur, zielone gałązki berberysu, zwieszające się z nasypu, i trup Evy Evard. Na sekundę wszystko pochłonie ciemność i za sekundę znów błyśnie światło, umknie z oczu i ujdzie z serc czar i omamienie sztuki...
Ale tak piękną nie była w żadnej swojej kreacji.
Dwanaście kul przeszyło i podarło jej ciało, ani jedna nie ważyła się drasnąć tej radości i chluby świata, rysów oblicza, umiłowanego po wszystkich lądach kuli ziemskiej przez narody ziemi. Ocalała i zastygła teraz w ukojeniu śmierci twarz jedyna, uwieczniona w pamięci miljonów, miljonów ludzi. W niej, jak w żywej księdze, czytali najtajemniejsze dzieje dusz, z niej chłonęli wszystkie wzruszenia serca. Przez nią to — przez Evę Evard kochali, nienawidzili, w nią zapatrzeni dręczyli się jej krzywdą, promienieli od uciechy, gdy zwyciężone było zło. Z nią oddychali pełnią szerokiego, górnego, niezaznanego życia, odmęt rozkoszy i radości czerpały z niej serca, rzeki łez wylano z miljonów oczu, gdy ona zapłakała na ekranie...
Sierżant doszedł. Pochylił się nad leżącą i zasłonił ją od oczu patrzących. Szybko przypadł na jedno kolano. Był on ostatnim człowiekiem na ziemi, który oglądał urodę Evy Evard... Zbliska, straszliwie blisko, twarzą w twarz...
Patrzał i nie wierzył oczom, albowiem widział cud. Patrzał i zawahał się — jakże się porwać na boskość?... Ale regulamin jest wyraźny — prosto w skroń.
Odsunął bezpiecznik, odciągnął, wprowadził nabój w lufę.
Drgnęło wszystko na strzał.
Sierżant powstał, uczynił sztywny zwrot i wracał szybko. Szpada oficera, komenderującego egzekucją, spuszczona ku ziemi, drgała mu w ręku, łyskała ostrzem i mieniła się w słońcu.
Na miejscu Evy Evard z dawnej Evy Evard pozostała zniekształcona, potworna maska, krwawa miazga strzaskanej, rozsadzonej twarzy. Ujrzano obnażoną ohydę śmierci i wojny, ich prawdziwe oblicze — to, z którem polegli zostają na pobojowisku, na polu chwały.
Na polu wielkiej zbrodni.