Ostatnie dni Pompei/Rozdział XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Bulwer-Lytton
Tytuł Ostatnie dni Pompei
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1926
Druk Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leo Belmont
Tytuł orygin. The Last Days of Pompeii
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XIII.
Pierwsze chwile nowej ery. Forum Pompejanów.

Nazajutrz już o wczesnej godzinie tłumy pracujących i próżniaków zapełniły Forum. Pompejanie, jak mieszkańcy dzisiejszego Paryża, lubili spędzać życie na ulicy, i gmachy publiczne stanowiły ich prawdziwe mieszkanie. Ale dziś panowało ożywienie większe, niż zwykle, gdyż udzielano sobie uwag na temat wczorajszego trzęsienia ziemi i opowiadano przeżyte wrażenia. Wekslarze, kupcy i żeglarze gromadzili się przy sklepach. Urzędnicy sądowi, adwokaci, patroni i klienci w długich togach zbiegali się, cisnęli się pod doryckiemi kolumnadami gmachu sprawiedliwości. U portyków świątyni Jowisza rozstępowały się tłumy, przepuszczając senatorów. Obstępowano posągi Kaliguli i Cycerona i wodotryski, spacerowano pod łukiem triumfalnym, tłoczono się przed Panteonem. Owdzie pracowały młoty rzemieślników przy budowli, która nie doczekała się wykończenia. Gdzieindziej rozlegały się okrzyki przekupniów, lub piski żebrzących.
Jakiś człowiek lat pięćdziesięciu, z głową łysą, w kapturze opuszczonym na kark i w brunatnej odzieży, z kałamarzem, stylem i tabliczkami, wiszącemi u pasa, stał na stopniach świątyni Jowisza. Ręce skrzyżował na piersiach. W jego ustach i oku można było wyczytać wyraz gorzki, chmurny, niemal wzgardliwy i wyzywający wobec procesji pobożnych.
— Co to za cynik? — spytał ktoś baczny.
— To Olint, ponoć Nazarejczyk — odparł sąsiad.
— Straszna to sekta — wmieszał się trzeci. Słychać, że zwolennicy jej gromadzą się na nocne obrzędy, poczynane zwykle od mordowania noworodków.
— Nędznicy! wyznają także wspólność majątków — zatrząsł się z gniewem jubiler.
— Złorzeczą ozdobom, wyobrażającym węża, ulubionym w naszej Pompei — rzekł rzemieślnik.
— Srożą się przeciw posągom naszych bóstw i gotowi byliby je skruszyć! To ateiści! — zauważył rzeźbiarz.
— Jestem pewny, że ten człowiek natrząsa się teraz z nas i miota złorzeczenia — ozwał się pierwszy z grupy, handlarz-fizjonomista. Nie darmo ziemia trzęsła się tej nocy. Chce ona zrzucić ze swego łona tego ateusza.
— Toć że oni spalili za Nerona Rzym! — rzucił ktoś gniewnie.
Olint zauważył wreszcie, że jest przedmiotem uwagi szepcącej grupy, rzucającej nań nieżyczliwe spojrzenia.
— Ślepi bałwochwalcy! — rzekł głośno. Czyż wstrząśnienie nie ostrzegło was o bliskim dniu Sądu ostatecznego? Jakże mi żal waszych dusz!
Owinął się w płaszcz i odszedł. Ścigały go niechętne oczy, jako nieprzyjaciela rodu ludzkiego. „Co on mówił o jakimś Sądzie ostatecznym?“ — wzruszano ramionami.
Olint spotkał nieopodal Apaecidesa. Ze szlachetnej twarzy młodzieńca, na której wyrył się smutek głęboki, czytał jego tragedję. Nie wierzył, aby mógł on iść w ślady rozpustnego Arbacesa. Zbliżył się doń i rzekł łagodnie.
— Niech pokój ci towarzyszył.
— Pokój! Gdzież go szukać?
— W przymierzu Boga Prawdy z czystem sumieniem człowieka.
— Słuchaj! — nagle zdecydował się Apaecides. Chcę pomówić z tobą. Ale... nie tu. Zbyt wiele oczu śledzi tu nas. Zbyt wiele uszu zaciekawia się rozmową kapłana Izydy z... Nazarejczykiem. Przyjdź za godzinę na ścieżkę nad rzeką — tam, gdzie już raz rozmawialiśmy ze sobą...
— Przyjdę.
Rozeszli się. Apaecides zauważył, jak życzliwie przeprowadzali oczyma ludzie ubogiego stanu oddalającego się w zadumaniu Nazarejczyka.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward Bulwer-Lytton i tłumacza: Leopold Blumental.