Ostatnie dni Pompei/Rozdział XVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ostatnie dni Pompei |
Wydawca | Bibljoteka Groszowa |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Leo Belmont |
Tytuł orygin. | The Last Days of Pompeii |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Kobieta wysokiego znaczenia, jak widać z jej ubioru, i młoda, jak widać z postaci, bo twarz ma zakrytą zasłoną, pragnie widzieć się z Arbacesem — zameldował niewolnik.
Serce Egipcjanina zabiło gwałtownie. Czyżby Jona?!
Nie. To nie była Jona. Wchodząca, jakkolwiek wykwintna, nie miała tej godności i nieporównanego wdzięku w ruchach.
— Przebacz, że nie podniosłem się naprzeciw tobie, piękna pani. Zaledwo wstaję po chorobie — przywitał ją.
— Nie trudź się, szlachetny Egipcjaninie, i przebacz nieszczęśliwej, że szuka pomocy u twojej mądrości, której sława napełnia świat cały.
— Mogą-ż uszom piękności przynieść pożytek moje zimne tajemnice?
— Czyż boleść nie znajdzie ulgi u mądrości, a kochająca bez wzajemności nie jest-że ofiarą boleści?
— Racz podnieść zasłonę, abym przekonał się, czy twarz odpowiada doskonałości kibici, i mógł dać ci odpowiedź trafną.
Ośmielona pochlebstwem, odrzuciła zasłonę. Rzekł:
— Dam ci radę najlepszą. Ukaż twarz niewdzięcznikowi. — Rada nieskuteczna wobec zaślepionego miłością dla innej.
— Dowiedz się, piękna nieznajoma, że miłosne napoje nie znajdą się w liczbie owoców mej pracy i wiedzy.
— W takim razie przyjmij moje pożegnanie! — cofała się ku drzwiom.
— Wstrzymaj się! — zawołał, ulegając jej powabowi — może potrafię ci pomódz, jeżeli okażesz mi otwartość. Czy jesteś niezamężną, jak wskazuje twój ubiór?
— Tak jest.
— Chcesz uwieść bogatego kochanka?
— Jestem bogatsza od tego, który mną wzgardził.
— I możesz kochać tego, który odrzucił... ciebie?!
— Nie wiem, czy go kocham, czy nienawidzę. Chcę go widzieć u stóp swoich!
— Duma godna kobiety. Zawierz mi jego imię.
— Nie zdradź mnie. Jest to pewien szlachetny Ateńczyk, zamieszkały w Pompei i cieszący się sławą piękności u kobiet.
— Glauk! — wykrzyknął.
— Tak, zgadłeś jego imię, czarnoksiężniku.
Zapadł w milczenie. Coś ważył w myślach.
— Młoda dziewico! — ozwał się do oczekującej z natężeniem — prośba twoja wzruszyła mnie i chcę ci pomódz. Sam nie trudnię się temi fraszkami, lecz znam kogoś... U stop Wezwujusza, mniej niż o milę od miasta, mieszka czarownica, która zbiera na nowiu pod złowieszczą rosą zioła, mogące sokiem więzić miłość na zawsze. Udaj się do niej i rzeknij, że przysyła cię Arbaces.
— Jest to droga zbyt odległa i niebezpieczna dla młodej dziewczyny samej. A dobrej sławy swojej nie chcę powierzyć nieznajomym przewodnikom.
— Poczekaj kilka dni, aż powrócę do zdrowia. Sam ci będę towarzyszył.
Powstał, jakby dla doświadczenia sił swoich; przeszedł małą przestrzeń, chwiejąc się na nogach.
— Ale Glaukus rychło żeni się ze swoją Neapolitanką.
— Żeni się?! Rychło?! Wiesz to napewno.
— W pierwszych dniach przyszłego miesiąca. Wiem to od jego niewolnicy.
— To nie nastąpi — odparł żywo. Glaukus będzie twoim małżonkiem. Ale jak zdołasz mu sama podać napój miłosny?
— Mój ojciec zaprosił go z narzeczoną na wieczerzę do nas pojutrze. Znajdę sposobność.
— Jutro wieczorem przybądź tu w lektyce. Powiedz w domu, że udajesz się do gospody, o dwie mile za miastem, odwiedzanej przez Pompejan dla kąpieli źródlanych. Żywy czy umarły towarzyszyć ci będę. Zaczekasz aż konstelacje Kóz i Pasterza skryją się wraz z gwiazdą wieczorną, ażeby mrok osłonił nasze kroki. Teraz wróć do siebie spokojna. Arbaces — Egipcjanin przysięga na Hadesa, że Jona nigdy nie poślubi Glauka!
— I Glauk będzie moim?
— Tak!
Kiedy został sam, wyprostował się z dumą radosną, wzniósł ręce i jakby wzrokiem przebijał mury, rzekł:
— Świetne gwiazdy, których żaden fałsz nigdy nie splamił!... przepowiedziałyście mi, że czeka mnie triumf w walce z wrogami i zwycięstwo w miłości, jeżeli przeżyję wielką katastrofę. Przeżyłem, ale przed godziną błądziłem w pomroce chory i bezradny. A oto wy zsyłacie mi pomoc. Ta kobieta będzie tajną sprężyną zemsty mojej — strasznego dzieła, w którem ręka wielkiego kapłana Izydy może być niewidzialną!