Ostatnie dni Pompei/Rozdział ostatni

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Bulwer-Lytton
Tytuł Ostatnie dni Pompei
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1926
Druk Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leo Belmont
Tytuł orygin. The Last Days of Pompeii
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ OSTATNI.
W dziesięć lat po zniszczeniu Pompei! — List Glauka do Salustjusza.

„Glaukus miłemu Salustjuszowi śle pozdrowienie. „Prosisz mnie, abym odwiedził cię w Rzymie. Przybądź ty raczej do Aten. Rozstałem się na zawsze z próżnym zgiełkiem i czczemi rozkoszami stolicy Cezarów. Resztę życia spędzić pragnę w mojej ojczyźnie. Cień zgasłej wielkości, urok wspomnień, wiejący z ruin, głos poezji w oliwnych gajach Illisu —jest mi droższy nad przepych i wspaniałość waszego Rzymu.
„Zmieniłem się. Choć odzyskałem zdrowie i siły — o ile wiek starszy pozwolił — mój umysł nie otrząsnął się i nie otrząśnie się nigdy ź wrażeń dnia ostatniego Pompei.
„Dla nieodżałowanej Nidji wzniosłem godny pomnik, widzialny z okien mej pracowni. Jona zbiera dla jej cienia co dnia świeże kwiaty, a moja ręka splata z nich girlandy i wieńczy jej popiersie.
„Dziwisz się, że tajna sekta Chrześćian stale rozkrzewia się w Rzymie. Zaufam ci tajemnicę. Zastanawiałem się długo nad tą dziwną wiarą i... nawróciłem się. Dziwić się mogą temu tylko ci, którym odmówione jest szczęście jej rozumienia.
„Po zburzeniu Pompei raz tylko widziałem Olinta. Ocalał, aby paść męczeńską ofiarą swojej gorliwości. Jego zgon męczeński nawrócił mnie bardziej może, niż jego nauki. Jona także przyjęła nową wiarę. W jego radosnem śród mąk skonu obliczu ujrzeliśmy uśmiech boskiej nadziei — zapowiedź dla nas nieśmiertelnych ślubów miłości, szczęścia za grobem. Możesz przywieźć ze sobą dzieła Epikura, Pitagorasa i Djogenesa i dyskutować ze mną w gajach Akademu. Nie zachwiejesz mnie. Raczej sam przygotuj się do przegranej.
„Jona jest przy mnie, gdy to piszę, kładzie mi dłoń na ramieniu, wzywa mnie na przechadzkę przez ulice, na których znać rękę Fidjasza i geniusz Peryklesa, w góry Hymetu, gdzie pod jasnem niebem, śród srebrnych potoków, brzęczą roje złotych pszczół. Nie sądź, że gardzę pięknem naszych mytów. Wiem, że ja i Jona wcielamy uroczą bajkę o miłości Erosa i Psyche. Ale miłość naszą prześwietlił duchem melancholijnie — słodki blask religji Jezusa.
„Nie sądź jednak, Salustjuszu, że podzielam fanatyczny żar moich nowych współwyznawców, którzy mają inaczej myślących, niż oni, za potępionych na wieki. Jest to przesąd gminu. Ja nie przeklinam niczyjej szczerej wiary, błagam tylko niebo, aby nawróciło swoją łaską innych. Moja pozorna objętność gorszy moich braci w Chrystusie, ale znoszę to z wyrozumiałym uśmiechem. Umiarkowanie moje jest owocem mądrości i łagodności greckiej. I jeśli przybędziesz do nas, luby i wesoły uczniu Epikura, przyjmiemy cię oboje całem sercem i — jeżeli nie zechcesz — nie będziemy cię nawracali gwałtem! Bywaj zdrów, druhu!...”


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward Bulwer-Lytton i tłumacza: Leopold Blumental.