Ostatnie dumania Studenta przy opuszczeniu akademji Krakowskiej 1857
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ostatnie dumania Studenta przy opuszczeniu akademji Krakowskiej 1857 |
Pochodzenie | Poezye Studenta Tom I |
Wydawca | F. A. Brockhaus |
Data wyd. | 1863 |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I |
Indeks stron |
O jakże cicho i spokojnie płyną
W tych starych murach, strojnych lat urokiem —
Godzina jedna, za wtórą godziną —
Dzień za dniem chmurny — czarny rok za rokiem!
A tylko słychać w godzinach samotnych —
Żałobne bicia dzwonów i zegarów,
Co nikną w mroku śród sklepień filarów —
Nikną — jak krople w głębiach niepowrotnych. —
A po tych ścianach zda się widzę czarnych
Cienie Jadwigi, Zygmuntów, Kaźmierza,
Jak suną w ciszy — i w twarzach ofiarnych
Boleść ich czytam, czuję brzemię krzyża!
Suną się cicho jak po dziejów fali
Processją wieków, polonezem duchów —
Jak fale Wisły co się brzegom żali,
Gdy o jej skały bije dźwięk łańcuchów —
Tutaj w tych murach, których głaz węgielny
Władliście wieszczą — namaszczoną dłonią,
Dziś dziatki wasze gorszy duch piekielny:
Głośno im kłamie, waszą rani bronią! —
Tutaj dziś młodej Polski pokolenie
Co tyle, tyle, za glob wycierpiała —
Dzisiaj ta młodzież — jak wygnańców cienie
Zgorszona, tęskna, z bolu oniemiała.
Bo od początku tu w niej zabijają:
Każdy kwiat marzeń i myśli bujniejszy,
Tu jej ojczystej mowy zabraniają
Miana Polaków — w dzień dni najnędzniejszy —
Tu biją serca młode i nieśmiałe,
Jak czyste źródła w poojczystych górach,
Jeszcze śmią marzyć, choć tak oniemiałe
Dzieci dręczone — na ducha torturach.
Bo dziś z tych katedr skąd ich głosy brzmiały,
Szczekają podłych zaprzedane głosy, [1]
Bluźnierstwa dziejów, i kłamstwa zakały,
Które, o pomstę wołają w niebiosy —
Bo dziś my wolim od zdrajczych potworów
Naszego Negra [2], który do ostatka
Szczekał po polsku — od tych profesorów,
Których ta żywi Akademja matka.
Oni te progi swą stopą skalali —
Twe ciche sale napełnili grzechem,
I wiarołomstwa ziarno już zasiali
W serc młodych głębie — z wszetecznym uśmiechem!
Ha! — wy milczycie, wy ponure cienie!
Tak — jam spokojny — bo czuję ich zdrady
I skon ich podły, podłe skowyczenie
I ich przekupne podstępy i zwiady. —
Kiedy wieszcz skonał — to dzieciom nie dali
Wraz się pomodlić w swych ojców świątyni,
I bagnetami swemi osłaniali
Blask jutrzni świętej, śród ducha pustyni —
Lecz młodzież smutna, modliła się duchem:
Adam miał w sercach katafalk wspaniały,
Gdy młode serca milcząc przysięgały,
Ich łby potrzaskać pęt swoich łańcuchem!
I pochodniami łzy młodzieży były;
Śpiewem chorałów żal serca jednego —
A pierś młodzieży — łożem mu mogiły,
Której tu nie ma — aż do dnia onego! —
O! w szpiku kości swoich, w głębiach duszy
I w niebios twoich błękicie o Panie,
O! Boże Piastów! czujem, że się skruszy,
Jarzmo w dzień straszny co z gromem powstanie!
0! próżno sieją te ziarna podłości — !
Próżno! — bo Polskie słabe pacholęta
Spojrzą w swe oczy — i dość — bo w miłości
Każdy przeczuje czem mu Polska święta! —
Ściśnienie młodej, drżącej dłoni
Silniejsze stokroć, w młodej czystej duszy —
Nad wywód fałszów — co po świętej błoni
Sieją szatany śród bolesnej suszy! —
Nie, nie, o Panie! ty nas, swe sieroty
Orlęta Piastów w łańcuchy okute,
Słabe, bezbronne — u twojej Golgoty
Widzisz milczące — i blade i strute!
Ha! strute myślą o swych ojcach, ziemi.
Ale ty dasz nam tych samych aniołów,
Coś dał nad Piasta zagony cichemi
A mieczem ognistym — i walką żywiołów —
Ty nie dasz młodym sercom zwątpić Panie!
Bo w imię twoje ciszy rycerzami,
Niesiem ci smutne serca, a to stanie
Za wszystko! — tegoć nie wydrą szatani!
O! żegnaj — Krakowska Wrzechnico,
Walhallo stara, posiwiała w trudzie,
Tul pod twem skrzydłem śnieżna gołębico,
Młodych serc przędzę — w tej życia obłudzie —
Aby zbudzone, twarz w twarz piekłu światu,
Dowiodły jeszcze — na śmierć swemu katu
Że Bóg na niebie — na ziemi są ludzie!
— — — — — — — — — —
Po raz ostatni chwytam w me ramiona
Kolumny twoje — nędzny, bolejący —
Możeby lepiej potęgą Samsona,
Lub strzaskać czoło, kiedy duch wątpiący —
Pójdę w to życie co stoi przede mną. —
O! precz łachmany młodości pamiątek —
Przekleństwo niosę — w sobie w świątyń szczątek,
I sam jak pająk wśród grobów milczący,
Z wnętrzności moich przędzą, bezimienna! —
O stwórco! tobie — co z ognistej chmury
Ciskasz grom światła w ciemności jaskinie,
Coś wieńcem lasów ozielenił góry,
Za srebrne źródło co z ich głębi płynie,
Co drogi niebios nabiłeś gwiazdami,
A swych maluczkich posiałeś w dolinie,
I gwiazdy duchów olśnił mirjadami —
Tobie śpiewając czołem w proch zaryję
Bom mojej duszy wiano wziął od Ciebie.
Tem wianem zbrojny, depczę podłe żmije,
A kiedy w strony młodej arfy biję,
Dziś Ty mi tylko słuchaczem na niebie!
Gdy w walkach ciężkich sam na sam z naturą
Czoło na chwilę zczernię zwątpień chmurą —
To chwilą tylko — bo mimo mej duszy
Idę ku tobie z roskoszą w katuszy —
Gdy w grobach serce wścieka szal rozpaczy,
Młodością pytam: Boże cóż to znaczy?
Kraków.
- ↑ Jeźli wśród tych ludzi znalazły się jakie wyjątki, to opłaciły wyjątkowość swoją nędzą rodzin swoich i smutkiem młodzieży — dymissją, — A szczupła liczba tych co pozostali, była odtąd ofiarą szyderstw ograniczonych ludzi, któremi ich katedry obsadzono — grobowe kamienie tych zacnych starców zostaną świętością młodzieży.
- ↑ Negro, czarny pies, stróż akademji, i ulubieniec młodzieży, dziwnie przemyślny i śmiały. —