[31]PĘKNIĘTY DZWON
Skądś się niesie dzwon spiżowy
w zielonkawą ciszę błoń.
Tak pęknięte brzmią okowy,
gdy je zrywa mocna dłoń.
Gdzieś się ból z rozpaczą słowi.
Z ust to czyich, jakich stron?
Tak, to bije skargą dzwon,
dzwon pęknięty Norbertanek,
jak żelaznych pogłos bron
z wyoranem prochów dzbanem,
martwym światem, wszystkiem, krom
trosk na zmarszczki nanizanych.
[32]
Niechaj sam przemówi dzwon,
w jakim ogniu miał początek,
kto był twórcą, kim był on,
czy łzy mieszał w stopu wrzątek,
kto go wezwał, jaki tron
wplótł w legendę swych pamiątek?
Był wytrawnym ludwisarzem,
co natchnienie topił w dźwięk,
robił to, co zwyczaj każę.
Dzwon wydaje tylko brzęk,
który z zbrojnym chrzęstem w parze
o zachodzie niesie jęk...
Dwakroć rozczyn w formę lał,
usta drżały niepokojem,
w oczach kłębił ból i szał...
Sobą samym go nastroję,
bo ból z piersi będzie ssał,
tak wśród myśli szeptał rojeń —
[33]
Dzwon w obsłonach twardo spał,
jak w udręce twór poczęty,
chociaż klosz miał twardość skał
jak i serce był pęknięty,
przebudzony gorzko łkał
pożegnalnych słów tętenty.
Modły dzwoni za Umarłych,
kto w głębinach wodnych padł,
nad dzwonnikiem się zawarły,
fale zmyły po nim ślad,
rzeczny go pogrzebał barłóg...
dzwon legendzi już od lat...