Pamiętnik (Brzozowski)/5.IV.1911

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Brzozowski
Tytuł 5.IV.1911
Pochodzenie Pamiętnik
Redaktor Ostap Ortwin
Wydawca Anna Brzozowska, E. Wende i S-ka
Data wyd. 1913
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


5. kwiecień.
Coleridge mówi o Sir Tomaszu Brownie, że był on bezwiednym Spinozystą; podobny pogląd wygłasza Saint-Beuve o Montaigne’u. Spinozyzm polega, jak sądzę, na tem, że uważamy kulturę w najogólniejszem znaczeniu tego wyrazu za wynik nieznanej nam wartości, że jest ona dla nas skutkiem i formą istnienia niepoznawalnej istoty; sam punkt widzenia zarówno Heglowski, jak Vica, Newmana, mój etc. uznaje wszelkie wartości i wszelkie właściwości wartości za wyniki i formy istnienia kultury. Swedenborg mówi: — Biada każdemu, kto na początku kładzie naturę. Stosunek do Boga jest sumą i istotą wszystkich tych stosunków, stanowisk, sił, dążeń, które tworzą kulturę. Kultura jest wyjściem poza człowieka aktualnego, by go przetworzyć z poza niego. Nadludzkie tworzy człowieka i określa go. Cała przyroda trzyma się na nadprzyrodzonem. Są to nie poglądy, lecz głębokie i niezaprzeczalne fakty. Stosunek do Boga musi zawierać w sobie moment, który nie pozwala mu stać się częścią, a choćby tylko sumą człowieka aktualnego. Nie może on być pojęciem. Bóg — pojęcie jest tem samem, co natura. Takiem jest znaczenie Trójcy. Czy to widział w ten sposób S. T. Coleridge? Chcąc zrozumieć tajemnicę Trójcy powinniśmy ją wyprowadzić z istoty współżycia ludzkiego. Bóg jest podstawą i źródłem wszystkich stosunków międzyludzkich. Czy wyprowadzić w ten sposób ten dogmat znaczy to odebrać mu walor religijny? Bynajmniej. Życie ludzkie jest religią, jako fakt i usiłowanie zrozumienia go, uświadomienia, ujęcia tworzy religię jako myśl, wiarę, świadomość. Człowiek jest tak zbudowany, że dążąc do poznania siebie odnajduje Boga. Ale wtedy Bóg jest czemś tylko ludzkiem? Nadzwyczajne. Jak gdyby prawda była pozaludzka. Poznając siebie człowiek poznaje budowę bytu, budowę prawdy, wrasta w nią myślą, tak jest w nią wpojony istnieniem.



W powieściach Hardy’ego są komedyowe charaktery, ale niema naokoło nich komedyowego nastroju. To co czyni ich komedyowymi staje się w odczuciu autora poważną rzeczą. Ciąży na nim. Meredith współczuje ze zwycięstwem, solidaryzuje się z niem. Hardy z dźwigającemi barkami. Jest w nim pewna cyklopiczność. Geist der Schwere.



Wells nie ufa doskonałości. Zarówno w poznaniu, jak w etyce. Stąd jego powiedzenie o Chrystusie. Stąd pewna bloatwise(?), obrzękłość w jego powieściach. Jego ludzie są z tłuszczu, mają na sobie i naokoło siebie jego pot i kurz. I w tem wszystkiem »beauty«. To jest niewiadomo dlaczego podoba się to, nie mające właściwie nic coby usprawiedliwiało to podobanie, to astmatyczne, zadyszane, brudnawe istnienie. W Twainie niezrównanie więcej zdrowia. Doznaję wrażenia, że słyszę samo brzmienie głosu, intonacyę tego »beauty« wymawianego przez Wellsa i że jest w tem coś bezradnie zmysłowego, lubieżnego bez namiętności, zadziwionego przez zachód słońca wśród trawienia i łączącego te dwa fenomeny w jedno nawpół-cielesne odczucie.



I know, I know Newmana nie jest dowolnym zwrotem literackim — zresztą u Newmana niema tego rodzaju dowolności, jego pisarstwo jest doskonałym, ścisłym wyrazem myśli. I know, I know jest sformułowaniem niezrównanem faktu trudnego do uchwycenia, lecz niezaprzeczalnego, stanowiącego najgłębszą podstawę naszej istoty. Na dnie naszej duszy jest światło. Pozostaje ono w łączności z słońcem niegasnącem i wie o tem, wie, że wie prawdę o każdej rzeczy, która się jej ukaże, gdyż jedynemi rzeczami, jedynemi rzeczywistościami są decyzye woli, fakty, a raczej akty — czyny moralne. Wiemy, że wiemy całą prawdę o nich i widzimy każdą różnicę, każde odstąpienie, zboczenie, uchylenie od tej prawdy, ale ująć ją wprost, sformułować in abstracto i ex professo nie jesteśmy w stanie.
I know, I know Newmana — to znakomite określenie tego, co tak wspaniale zresztą wypowiedział Pugno w Voce o świadomości religijnej, a raczej o budowie duchowej natur religijnych.
Nie zapomnieć, nie utracać z oczu tego I know I know.
Każda wiara w zbawienie człowieka musi być uniwersalna. Katolicyzm jest nieuchronny.
Nieuchronnym, w samej idei człowieka zakorzenionym faktem jest kościół. Człowiek jest niezrozumiałą zagadką bez kościoła. Życie ludzkie jest szyderstwem i igraszką, jeżeli kościoła niema.



Mental »hinterland« H. G. Wellsa nie zapomnieć i nie stracić z oczu. W gruncie nie myliłem się — jest to przecież coś spowinowaconego z owem »it« Marca Twaina.
Dość ciekawy punkt widzenia w polityce przy czytaniu Wellsa. Każda klasa ma swój sposób życia i wynikające z niego zaspokojone lub niezaspokojone potrzeby. To stanowi nieuniknioną jej ograniczoność, ale poza obrębem tych granic, może istnieć i in potentia istnieje zdolność i wola konstrukcyi społecznej. Konstrukcya ta jest jedynym właściwie przedmiotem polityki. I ona tylko wchodzi w rachubę. Zdolność, lub niezdolność konstruktywna jest tem, co kwalifikuje, lub dyskwalifikuje polityczne klasy. Najczęściej jednak uważa się wprost inny, niż nasz klasowy habitus za źródło wszystkich klęsk i braków naszego ustroju politycznego i bezwiednie uważa się sam brak tylko tego habitus, lub posiadanie habitus sympatycznego za zdolność polityczną i źródło nadziei.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Ostap Ortwin, Stanisław Brzozowski.