Pamiętnik chłopca/Franti wypędzony ze szkoły
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały styczeń Cały tekst |
Indeks stron |
Jeden tylko był taki, co się mógł śmiać, podczas gdy Derossi mówił o pogrzebie króla — Franti śmiał się. Nie cierpię Frantiego; to zły, niegodziwy chłopiec. Jeżeli jaki ojciec przychodzi do szkoły, aby sprawić, jak to mówią, lanie synowi — on się z tego cieszy; kiedy kto płacze, on się śmieje. Drży przed Garronem, a bije murarczuka, bo mały; dręczy Krossiego, gdyż ten ma uschniętą rękę; szydzi z Prekossiego, którego wszyscy szanują; drwi sobie nawet z Robettiego, tego z drugiéj klasy, co to chodzi o kulach, bo dziecko ratował. Zaczepia wszystkich słabszych od siebie, a kiedy z kim wyjdzie na pięści, to wpada we wściekłość i bije mocno, boleśnie, jakby nie w zabawie. Jest coś, co wstręt wzbudza, w tém jego nizkiém czole, w tych posępnych oczach, które, gdy tylko może, ukrywa, jak pod przyłbicą, pod daszkiem ceratowéj czapki. Niczego się nie boi, śmieje się w twarz nauczycielowi, kradnie co może, kłamie zuchwale, bezczelnie, wiecznie się z kimś sprzecza; przynosi do szkoły duże szpilki, aby kłóć niemi sąsiadów, odrywa sobie i innym od kurtki guziki i gra w nie; jego kajety, książki, papiery — pomięte, podarte. wybrudzone, linia wyszczerbiona, paznokcie poogryzane, odzież poplamiona i poszarpana skutkiem kłótni i bójek. Powiadają, że matka jego chora wskutek zmartwień, jakie jéj sprawia, i że ojciec już trzy razy wypędzał go z domu; jego matka przychodzi od czasu do czasu dowiadywać się, jak się sprawuje, i zawsze odchodzi zapłakana. Nienawidzi on szkoły, nienawidzi towarzyszy, nienawidzi nauczyciela. Nauczyciel udaje czasami iż nie spostrzega jego łajdackich sprawek, a on broi jeszcze bardziéj. Nauczyciel próbował łagodnością go ująć, a on kpił sobie z tego. Mówił mu rzeczy straszne, wyrazy okropne, a on zakrywał sobie twarz rękami, jakby płakał, a śmiał się. Zabroniono mu za karę przychodzić do szkoły przez trzy dni, a on powrócił jeszcze gorszy, jeszcze bardziéj zuchwały niż przedtem. Derossi powiedział mu pewnego dnia:
— Ależ przestań; widzisz, że nauczyciel tak się tem trapi; — a on mu zagroził, iż mu gwoździem brzuch przebije.
Lecz dzisiejszego rana nareszcie doprowadził do tego, że go jak psa wypędzono ze szkoły. Podczas gdy nauczyciel oddawał Garronowi opowiadanie miesięczne: „Mały dobosz sardyński,“ aby tenże przepisał je na czysto, Franti rzucił na podłogę petardę, która wybuchła z takim hukiem, jak gdyby kto w klasie strzelił z pistoletu. Każdy aż się zatrząsł od tego niespodziewanego łoskotu. Nauczyciel porwał się z miejsca i groźnie zawołał:
— Franti! precz ze szkoły!
A on odpowiedział:
— To nie ja! — lecz się śmiał.
Nauczyciel powtórzył:
— Idź precz!
— Ani się ruszę! — odpowiedział.
Wówczas nauczyciela opuściła cierpliwość, rzucił się na niego, chwycił go za ramiona, wyciągnął z ławki. On się szamotał, wyszczerzał zęby; nauczyciel musiał go siłą wywlec z klasy i niemal na rękach zanieść do dyrektora. Po niejakiéj chwili powrócił sam jeden i usiadł przy stole, głowę w obie dłonie ująwszy, zdyszany, z wyrazem takiego znękania i takiej boleści, że litość brała nań patrzeć.
— Po trzydziestu latach, jak uczę dzieci! — zawołał smutnie, kiwając głową.
Wszyscy milczeli. Ręce mu drżały od gniewu, a owa prosta zmarszczka, która mu czoło przedziela, stała się tak głęboką, iż wyglądała jak blizna. Biedny nauczyciel! Wszyscy go żałowali. Derossi wstał i powiedział:
— Panie nauczycielu, niech się pan nie martwi. My pana nauczyciela tak wszyscy kochamy.
Wówczas nauczyciel nieco twarz rozjaśnił i powiedział:
— Wróćmy do lekcyi, dzieci.