Pamiętnik chłopca/Matka Frantiego

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund de Amicis
Tytuł Pamiętnik chłopca
Podtytuł Książka dla dzieci
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki
Data wyd. 1890
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Obrąpalska
Tytuł orygin. Cuore
Źródło Skany na Commons
Inne Cały styczeń
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
MATKA FRANTIEGO.
28, sobota.

Ale Wotini jest niepoprawny. Wczoraj na lekcyi religii, w obecności dyrektora, nauczyciel zapytał Derossiego, czy umie na pamięć te dwie strofki: Gdziekolwiek oczy obrócę, wszędzie Cię widzę, wielki, niepojęty Boże. Derossi odpowiedział, że nie umie, a Wotini zawołał zaraz: „Ja umiem!“ z takim uśmiechem, jakby chciał tém ukłóć Derossiego.
Ale on sam natomiast został w swej miłości własnéj przykro dotknięty, nie mogąc owych wierszy wypowiedziéć, gdyż naraz weszła do szkoły matka Frantiego, zdyszana, z siwym włosem w nieładzie, cała zmoczona od śniegu, popychając na przód syna, który został wydalony ze szkoły na dni osiem. Jakąż to smutną scenę przyszło nam zobaczyć! Biedna kobieta rzuciła się na kolana przed dyrektorem i, błagalnie ręce składając, zawołała:
— O, panie dyrektorze, uczyń pan tę łaskę, przyjm napowrót chłopca do szkoły! Od trzech dni jest w domu, ukrywam go, ale, nie daj Boże, ojciec się dowie o wszystkiém, to go zabije, zabije, panie dyrektorze! Niech się pan zlituje, bo już nie wiem, co pocznę! Błagam, błagam, zaklinam na wszystkie świętości!
Dyrektor usiłował wyprowadzić ją z klasy, ale ona się temu oparła, wciąż płacząc i prosząc:
— Ach, gdybyś pan wiedział, ile mi ten chłopiec zmartwienia przyczynia, tobyś się pewnie ulitował nade mną! Panie dyrektorze, uczyń pan tę łaskę! Ja mam nadzieję, że on się zmieni, że się poprawi. Już ja niedługo żyć będę, panie dyrektorze, tu w piersi śmierć noszę; ale chciałabym przed śmiercią widziéć go lepszym, bo... bo... — i wybuchła płaczem — boć to przecie moje dziecko, bo go kocham, bobym umarła w rozpaczy; niech go pan raz jeszcze przyjmie, panie dyrektorze, aby nie stało się jakie nieszczęście w rodzinie; zrób pan to przez litość dla biednéj kobiety!
I zakryła sobie twarz rękami, łkając gwałtownie. Franti stał ze spuszczoną głową, bez żadnej oznaki wzruszenia. Dyrektor popatrzył na niego, chwilkę się namyślał, potém rzekł:
— Franti, idź na swoje miejsce.
Wówczas kobieta ręce od twarzy odjęła, ucieszona zaczęła dziękować i błogosławić dyrektora, nie dając mu przyjść do słowa, i skierowała się ku drzwiom, ocierając oczy i mówiąc pośpiesznie:
— Synu mój, a pamiętaj! Panowie wszyscy, miejcie cierpliwość. Pan dyrektor, niech mu Bóg nagrodzi, zrobił miłosierny uczynek. Zlitował się nade mną, zlitował! A bądź-że dobry, synu. Do widzenia, dzieci. I niech mi wszyscy wybaczą, mnie biednéj matce.
I z progu jeszcze rzuciwszy ostatnie, błagalne spojrzenie na syna, wyszła, naciągając na plecy chustkę, która się wlokła po ziemi, blada, przygarbiona, trzęsąc głową, a gdy już znikła, usłyszeliśmy jej kaszel na schodach. Dyrektor popatrzył uważnie na Frantiego i, wśród ciszy, która panowała w klasie, rzekł głosem spokojnym wprawdzie, lecz takim, od którego każdy zadrżał:
— Franti, zabijasz matkę!
Wszyscy spojrzeli na Frantiego. Ten łotr się uśmiechnął.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edmondo De Amicis i tłumacza: Maria Obrąpalska.