Pamiętnik chłopca/Zazdrość
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały styczeń Cały tekst |
Indeks stron |
Dosyćbym go lubił tego Wotiniego, pomimo że nieco jest próżny i tak się wiecznie muska; ale cóż, skoro teraz, gdy w jednej z nim siedzę ławce, zraża mnie do niego ta zazdrość, tak widoczna, którą czuje dla Derossiego. I chciałby z nim współzawodniczyć — uczy się, pracuje, lecz dorównać mu nie może w żaden sposób; tamten go przewyższa w każdéj rzeczy, więc téż Wotini palce sobie gryzie ze złości. Karol Nobis także zazdrości Derossiemu, ale przynajmniéj tyle ma dumy, że stara się nie dać tego poznać po sobie. Wotini, przeciwnie, zdradza się, skarży się w domu na niesprawiedliwe stopnie, mówi, że nauczyciel jest stronny; a kiedy Derossi odpowiada na zapytania tak prędko, przytomnie i dobrze, jak to on potrafi, — on się zachmurza, spuszcza głowę, udaje, że nie słyszy, i usiłuje uśmiechać się, ale uśmiecha się kwaśno. A przecież wszyscy to wiedzą; więc kiedy nauczyciel chwali Derossiego, wszyscy zaraz patrzą na Wotiniego, który wygląda tak, jakby żółć przełykał, zaś murarczuk zaraz stroi mu swoją śmieszną minę.
Dziś z rana, naprzykład, taką brzydką rzecz zrobił: Nauczyciel wchodzi do szkoły i objawia wynik egzaminu:
— Derossi dziesięć dziesiątych i pierwszy medal.
Wotini kichnął, czy téż parsknął głośno. Nauczyciel spojrzał na niego: niewiele było potrzeba, aby go zrozumiéć.
— Wotini — powiedział, — nie daj do siebie przystępu wężowi zazdrości; jest to wąż, co mózg gryzie i serce wysysa.
Wszyscy spojrzeli na niego, oprócz Derossiego; Wotini chciał odpowiedziéć i nie mógł, siedział jak skamieniały, blady jak chusta. Potem, w czasie gdy nauczyciel lekcyę odbywał, zaczął pisać wielkiemi głoskami na ćwiartce papieru:
— Ja nie jestem zazdrosny o tych, którzy zdobywają pierwszy medal przez protekcyę i niesprawiedliwość.
Była to kartka, którą chciał przesłać Derossiemu. Lecz tymczasem widziałem, że sąsiedzi Derossiego nad czemś się naradzają, szepcząc sobie do ucha, a jeden z nich wycinał scyzorykiem wielki medal z papieru, na którym narysowany był czarny wąż. I Wotini również to spostrzegł. Nauczyciel wyszedł na chwilkę. Natychmiast sąsiedzi Derossiego powstawali, aby wyjść z ławki i wręczyć uroczyście medal Wotiniemu. Cała klasa przygotowywała się na to widowisko. Wotini trząsł się już cały. Derossi zawołał:
— Dajcie mnie!
— Tak, dobrze! to będzie najlepiéj — odpowiedzieli tamci, — ty sam powinieneś mu go zanieść.
Derossi wziął medal i podarł go w drobne kawałki. W téj chwili wrócił nauczyciel i lekcya się rozpoczęła na nowo. Ja nie spuszczałem z oka Wotiniego: — poczerwieniał jak burak; wziął papier powoli, powoli, niby z roztargnieniem, ot tak sobie, bez myśli, zmiął go w ręku ukradkiem w gałeczkę, włożył go sobie do ust, przeżuwał przez czas jakiś, potem wyplunął pod ławkę... Przy wyjściu ze szkoły, mijając Derossiego, Wotini, który był trochę pomieszany, zawstydzony, upuścił na ziemię bibułkę. Derossi podniósł ją uprzejmie, włożył mu ją do tornistra i jeszcze dopomógł do zapięcia rzemienia, Wotini nie odważył się podnieść czoła.