Pamiętnik chłopca/Matka Garrona
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały kwiecień Cały tekst |
Indeks stron |
Wróciwszy do szkoły, zaraz się dowiedziałem złej nowiny. Od kilku już dni Garrone nie przychodził do klasy, bo jego matka była bardzo chora. W sobotę wieczorem umarła. Wczoraj rano, zaledwieśmy weszli do klasy, nauczyciel powiedział do nas:
— Biednego Garrona spotkało największe nieszczęście, jakie może spotkać dziecko: Matka, umarła. Jutro on wróci do klasy. Otóż, proszę was, dzieci, uszanujcie straszną, boleść, która mu duszę rozdziera. Kiedy przyjdzie, powitajcie go serdecznie, ale poważnie; ani z żarcikiem, ani ze śmiechem nie zwracajcie się do niego, pamiętajcie o tém.
I otóż dzisiejszego rana, nieco późniéj niż inni, wszedł biedny Garrone. Coś mnie w sercu ukłuło na jego widok. Był blady, wychudzony, oczy miał zaczerwienione i chwiał się na nogach; zdawało się, jakby miesiąc ciężko chorował; trudno niemal było go poznać; ubranie miał całkiem czarne; wzbudzał niezmierną litość. Nikt słowa nie wyrzekł; wszyscy w milczeniu patrzyli na niego.
Zaledwie wszedł, na widok téj szkoły, do któréj jego matka niemal codzień przychodziła po niego, i téj ławki, nad którą się ona tyle razy pochylała w dniu egzaminów, aby mu udzielić ostatnich rad, i gdzie on tak często o niéj myślał, czekając, prędko téż lekcye się skończą, by już biedz na jéj spotkanie — nieborak wybuchnął głośnym, rozpaczliwym płaczem.
Nauczyciel przyciągnął go ku sobie, przycisnął do piersi i rzekł:
— Płacz, płacz, biedaku, ale nie rozpaczaj.Twojej matki już tu niéma, ale ona ciebie widzi, ona cię jeszcze kocha, ona żyje jeszcze przy tobie i przyjdzie dzień, kiedy się z nią zobaczysz, bo w tobie dusza taka dobra i zacna jak i jéj. Nabierz odwagi, synu.
I to powiedziawszy, odprowadził go sam do ławki, nieopodal ode mnie. Ja nie śmiałem patrzyć na niego. On wydobył swoje kajety i książki, których nie otwierał od tylu dni; a otwierając książkę „Wzór literatury,“ w któréj jest rysuneczek, przedstawiający matkę, prowadzącą syna za rękę, po raz drugi wybuchnął płaczem i pochylił głowę nad książką. Nauczyciel ręką dał nam znak, abyśmy go tak zostawili, i rozpoczął lekcyę. Ja chciałem mu co powiedzieć, ale sam nie wiedziałem co. Położyłem mu rękę na ramieniu i wyszeptałem mu do ucha:
— Nie płacz, Garrone.
On nic nie odrzekł i, nie podnosząc głowy z pulpitu ławki, włożył swoją rękę w moją i trzymał ją czas pewien. Przy wyjściu nikt doń nie mówił, wszyscy przechodzili koło niego z uszanowaniem, w milczeniu. Ja spostrzegłem moją matkę, która na mnie czekała, i pobiegłem, aby ją uściskać; lecz ona mnie odepchnęła, patrząc na Garrona. Na razie nie zrozumiałem powodu, lecz potém zobaczyłem, że Garrone, stojąc na uboczu, patrzył na mnie, a patrzył z wyrazem niewypowiedzianego smutku, jakby chciał powiedziéć; „Ty ściskasz twoją matkę, a ja mojéj już nie uścisnę! Ty masz jeszcze matkę, a moja umarła!“ I wówczas zrozumiałem, dlaczego mnie mama odtrąciła, i wyszedłem, nie podawszy jéj ręki.