Pamiętnik chłopca/Walka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały marzec Cały tekst |
Indeks stron |
Było to do przewidzenia: Franti, wypędzony przez dyrektora, chciał się zemścić i czekał na Stardiego na rogu pewnéj ulicy, kiedy po skończonych lekcyach Stardi przechodził tędy ze swoją siostrą, którą odprowadza do domu codzień z pensyi przy ulicy Dora Grossa. Moja siostra, Sylwia, wychodząc ze swego wydziału, widziała wszystko i wracała do domu mocno przestraszona. Oto co zaszło. Franti, w swojej ceratowéj czapce, włożonej na bakier, pobiegł na palcach za Stardim i, aby go zaczepić, pociągnął za warkocz jego siostrę, a szarpnął tak silnie, iż omal jéj nie obalił na ziemię. Dziewczynka krzyknęła, jej brat się obejrzał. Franti, który o wiele jest wyższy i silniejszy od Stardiego, musiał sobie pomyśléć: „albo się nie odezwie, albo go zbiję na kwaśne jabłko.” Ale Stardi, nie namyślając się długo, choć taki mały i krępy, rzucił się jednym skokiem na tego drągala i zaczął go okładać pięściami. Lecz trudno mu było z przeciwnikiem poradzić i, co prawda, więcéj sam odbierał, niż dawał. Na ulicy nie było nikogo, oprócz dziewczynek, — nikt ich nie mógł rozdzielić. Franti powalił Stardiego na ziemię, lecz ten się porwał natychmiast i rzucił się powtórnie na niegodziwca, a Franti daléj go okładać pięściami i mordować co siły; i minuty nie upłynęło, gdy już nadkręcił ucha Stardiemu, podbił mu oko, ciął go w nos tak, że krew poszła. Ale Stardi się nie cofnął.
— Zabijesz mnie — ryczał, — ale cię to drogo będzie kosztowało!
A Franti z góry pięściami wali, policzkuje, a Stardi z dołu szarpie, rwie, kopie nogami. Jakaś kobieta zawołała z okna:
— Zuch mały!
Inne mówiły:
— To chłopiec, co broni siostry. Śmiało! A zbij go dobrze! Nie daj się!
A na Frantiego krzyczały:
— Ty zbóju jakiś! ty ladaco!
Frantiego również coraz większa ogarniała wściekłość; podstawił nogę Stardiemu, Stardi padł, on rzucił się na niego:
Poddaj się!
— Nie!
— Poddaj się!
— Nie!
I ruchem szybkim, niespodzianym, Stardi się wyśliznął, zerwał na nogi, pochwycił w pół Frantiego i, wszystkich sił dobywszy, powalił go na bruk, a sam kolanem przygniótł mu piersi.
— Ach! łotr! nóż ma w ręku! — zawołał jakiś człowiek, nadbiegając, aby rozbroić Frantiego.
Lecz już Stardi, odchodząc od zmysłów z gniewu, pochwycił go oburącz za ramię i tak silnie w zaciśniętą pięść Frantiego ugryzł, że nóż wyleciał mu z ręki i krew się z niéj sączyć zaczęła.
Tymczasem kilku ludzi nadbiegło, — rozdzielono, podniesiono zapaśników; Franti uciekł co tchu, zbity; a Stardi pozostał na miejscu, podrapany, okrwawiony, z podbitém okiem — ale zwycięzca, — obok siostry, która płakała rzewnie, podczas gdy kilka dziewczynek zbierało książki i kajety, rozsypane po ulicy.
— Zuch mały! — mówiono dokoła — dobrze bronił siostry!
Ale Stardi, który już więcéj myślał o swoim tornistrze, niż o tak świetném zwycięztwie, zaczął zaraz oglądać każdą z osobna książkę, potem kajety, aby się przekonać, czy się nie popsuły, czy kartek nie braknie, wygładził je rękawem, obejrzał piórnik, poukładał wszystko porządnie, a następnie, spokojny i poważny jak zawsze, powiedział do siostry:
— Chodźmy prędko, bo mam rachunkowe zadanie trudne i długie na jutro.