Pamiętnik dr S. Skopińskiej/Jedyny środek na ból palca — odjąć nogę

<<< Dane tekstu >>>
Autor Sabina Skopińska
Tytuł Pamiętnik
Pochodzenie Pamiętniki lekarzy
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Jedyny środek na ból palca — odjąć nogę.

— Jedyny środek na ból palca to odjąć nogę.
Tak oświadczył mi kiedyś jeden z moich pacjentów. Biedak cierpiał na artretyzm, ale niestety cierpienie to było powikłane z innym, mianowicie neurastenią. Najgorsze nawet cierpienia nieraz mijają nadspodziewanie szybko, o ile chory jest cierpliwy i ma zaufanie do lekarza. Stwarza się wtedy bowiem wspólny front antychorobowy. Chory wierzy, że będzie zdrów, o lekarz czegóż innego może pragnąć, jak nie wyleczenia swego pacjenta. Wyrusza się wtedy wspólnie do ataku, jak na wojnę. Jeżeli przyłączą się do tego dobre warunki mieszkaniowe, dobra pielęgnacja i życzliwość otoczenia, to byleby nie rak, byleby nie ostatnie stadium gruźlicy, wychodzi się zwycięsko ze wspólnego boju.
Mój chory, niestety, nie przejawiał żadnej tendencji do stworzenia wspólnie ze mną takiego frontu antychorobowego. Był stale zły. Wymysłom na Ubezpieczalnię nie było końca. Gdy go badałam, przychodziło mi na myśl, właściwie dlaczego wszyscy chorzy w Warszawie tak okrutnie się do nas odnoszą? I to specjalnie w Warszawie. Gdy tymczasem na prowincji istnieje naprawdę, że tak powiem, rzeczowy stosunek do lekarza i do Ubezpieczalni. Być może, że jest to wynikiem tego, iż na prowincji panuje większa bieda i bezrobocie. Człowiek znajdujący się na dnie nędzy, ocenia lepiej dobrodziejstwo ogólnego ubezpieczenia, aniżeli ten, który nędzy mógł nie spróbował, powodzi mu się jako tako i stać go jeszcze na 5 zł, aby zasięgnąć porady u lekarza „prywatnie“ w lecznicy. Jakże w takich wypadkach nie wymyślać na Ubezpieczalnię. Każdemu malkontentowi, który zaczyna przepisową litanię, przerywam zazwyczaj pytaniem.
— Czy rzeczywiście jest pan tak pokrzywdzony przez Ubezpieczalnię? Jakież to krzywdy pana spotkały? Czy odmówiono pomocy lekarskiej, czy nie wypłacono zasiłku, a może nie zabrano pana do szpitala?
Przeważnie malkontent usłyszawszy to milknie. Ponieważ staram jak mogę, załagodzić złe nastroje swych chorych, wysłuchuję tych wszelkiego rodzaju narzekań i staram się ułatwić chorym, co tylko leży w mojej mocy. Tak było i w tym wypadku. Pacjent, który cierpiał na artretyzm i odczuwał silne bóle pierwszego palca lewej stopy, wystąpił raz z propozycją, żebym mu napisała, iż wskazano mu jest leczenie w uzdrowisku.
— Po co to panu? — zapytałam. — Przecież, o ile chce pan wyjechać na koszt ZUS-u czy Ubezpieczalni, to musi pan stanąć na komisję lekarską.
— Wiem o tym, ale zaświadczenie potrzebne mi jest tylko do biura. Chcę wyjechać na koszt własny, bowiem żadne lekarstwa Ubezpieczalni mi nie pomagają.
Napisałam więc choremu na recepcie to, o co prosił.
Za dwa miesiące wezwano mnie do naczelnego lekarza. Musiałam się tłumaczyć, dlaczego postąpiłam niezgodnie z przepisem i dlaczego nie odesłałam pacjenta na komisję, choć chory chciał się leczyć na koszt Ubezpieczalni w zdrojowisku. Jak z tego wywnioskowałam, pacjent wprowadził mnie po prostu w błąd. Obiecałam więc już na przyszłość nie spełniać życzeń chorych, o ile nie będą one zgodne z przepisami. Wkrótce już miałam możność się przekonać, jak dobrze postąpiłam, że złożyłam takie przyrzeczenie. Za dwa miesiące bowiem przyszedł znów do mnie ten sam chory i zażądał kategorycznie, abym mu amputowała nogę, gdyż bóle reumatyczne palca niezmiernie mu dokuczają. Nie spełniłam oczywiście tej „prośby“ i ponowiłam energiczne leczenie przeciwartretyczne, skierowując jednocześnie pacjenta do neurologa. Jakoś Bóg łaskaw — mój chory chodzi dotąd na własnych nogach i wyrzekł się już czynienia propozycji amputowania mu jego kończyny.
Z wypadku tego wyciągnęłam jeden morał. — Nie można nigdy spełniać wszystkich życzeń chorych, choćby w rezultacie nawet obrazili się na Ubezpieczalnię, niewiadomo bowiem nigdy, jak daleko idące propozycje mogą paść ze strony pacjenta.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Sabina Różycka.