Pamiętniki nieznajomego/Tom drugi/1 Czerwca

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Pamiętniki nieznajomego

Tom drugi

Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1872
Druk Kornel Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom drugi
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

1. Czerwca.

Wczoraj byliśmy razem u podkomorzego. Wrzosek i on, starzy znajomi; to też za pierwszem zetknięciem, zagawędzili się aż do utraty przytomności, nikt z nich na mnie nawet uważać nie chciał. Podkomorzy częstował starem winem, którego sam tylko maleńki kieliszeczek wypić może. Przysłuchiwałem się długo ich ciekawym przypomnieniom ostatniego panowania; gdyby który z nich po trochu spisał co widział i słyszał, książka by to była ciekawa. Jeden z nich, podkomorzy, służył wojskowo, tułał się i po obcych krajach; drugi długo był przy dworze, znał króla i był świadkiem wszystkich przygód Stanisława. Oba jednak teraz, pomimo że dawniej w dwóch przeciwnych partjach mieścili się, jeden mieli sposób widzenia rzeczy, jedno prawie o przeszłości zdanie; pozostały tylko niezgluzowane przekonania o osobach, o które uparty spór wiedli. Dla Wrzoska król był zawsze owym nieporównanej słodyczy i dobroci Augustem, w którym nieszczęścia widząc, wad nie chciał się dopatrzeć.
Widząc ich tak silnie sobą zajętych, odszedłem do Cesi, która siedziała w salonie przy otwartym fortepjanie.
— Kazałam go znowu nastroić, — odezwała się, — może grać będziesz? Ja lubię muzykę także, ale jedną tylko, prostą, wiejską, piosenkową. Nie znam się na uczonej.
Począłem grać Ständchen Schuberta. Słuchała z zajęciem, czy przez grzeczność? Zdawało mi się wszakże, że ten tęskny rozchodzący się wśród cichego wieczora śpiew zapadał w jej duszę.
Co za szkoda! co za szkoda tak miłej, dobrej, a tak prozaicznie wychowanej kobiety! dla niej to może szczęście. Wszak i dla tego z kim żyć będzie, to szczęście także; nie wybierze zapewne chyba takiego, co jej do myśli i sposobu widzenia przypadnie; będą żyć w kątku, spokojnie, prozą, szczęśliwie!
Wyszliśmy potem do ogrodu i mówili długo. Dziwiłem się prostemu rozsądkowi Cesi. Ale sposób w jaki się zapatruje na świat, tak odmienny od mojego! Poczciwa Cesia nie ma skrzydeł, żeby nieco wyżej nad ziemię i rzeczywistość podlecieć; przywykła mierzyć wszystko miarą tego co jest w istocie, nie obiecuje nigdy sobie, czego ściśle biorąc mieć nie może. Rachuje zawsze kładąc w rachunek wszelkie trudności i niepodobieństwa. Jakże się ma zawieść? Niechże ją nikt z tego słodkiego nie wyprowadza uśpienia. Ona jest zupełnie szczęśliwa.
Przebawiliśmy tak znowu dwa dni, które dwaj starzy na jakichś tajemniczych spędzili rozmowach; ja z Cesią w ogrodzie, przy fortepjanie. Mój stary przyjaciel lokuje się w ogrodowym domku i urządza. Posłał po swe psy, książki i ludzi, których potrzebuje; zdaje się co chwila weselszy.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.