<<< Dane tekstu >>>
Autor Kleofas Fakund Pasternak
Tytuł Pan Walery
Podtytuł Powieść z XIX wieku
Pochodzenie Kilka obrazów towarzyskich
Wydawca Th. Glücksberg
Data wyd. 1831
Druk Th. Glücksberg
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IV.
JAK PRZYSZŁO, TAK POSZŁO.

Bije i niżnik panfila,
Kiedy nie świeci.

Kniaznin.

— Więc tedy —
— Bez wątpienia —
— Jak prędko?
— W przyszłym tygodniu.
— To rzecz skończona —
— Zupełnie —
— Sługa Pański, Panie Synowcze, jadę przygotować wszystko na twoje przyjęcie i mocno się cieszę, że się między nami bez prawowania obeszło.
— Bardzom rad temu, i niebawem będę w Powijówce.
— Proszę cię tylko, odpowiedział Wagleer niespokojne nań rzucając wejrzenie, nieśpieszyć się nazbyt z przybyciem, ażebym ja miał czas się ztamtąd wynieść.
— Najchętniej, kochany stryju, parę dni zabawić mogę u mego przyjaciela Antoniego.
— Do widzenia, dodał Wagleer kładąc płaszcz i zapalając fajkę u kominka.
— Upadam do nóg — odpowiedział Pan Walery wyprowadzając go z sieni — upadam do nog.


Pełen pożerającej go niespokojności, przybył Wagleer do siebie, groźnym okiem powitał służących, groźniej jeszcze i zimno przyjął pieszczoty córki swej Zosi, i pobiegł zamknąć się sam na sam z jednym z powierników swoich.
— Pójdź tu, rzekł do niego przerzucając rozsypane po stole papiery, czy chcesz zarobić sporą sumkę za wierne usługi? — Młody człowiek ukłonił się w milczeniu. — Słyszysz mię, dodał głośniej, czy chcesz podrobić ten oblig?
— Postaram się, rzekł znowu chłopiec zacierając ręce i oglądając się w około.
— Odpowiedzże mi stanowczo! krzyknął starzec zaczerwieniwszy się z niecierpliwości.
— Zrobię co Pan każesz, nieśmiało wybęknął młodzieniec, ale...
— Żadnych ale... jakie ale?... co za ale?...
— Nic Panie.
— Także mi mów! a teraz do roboty! oto masz, rzekł oddając mu paczkę papierów, śpiesz się —
— Ale....
— Co tam znowu? wrzasnął ze złością rzucając na ziemię papiery Wagleer i zbliżył się ze ściśnionemi pięściami do cofającego się chłopca — czego chcesz? powtórzył groźno przystępując do niego.
— Chcę, odpowiedział nabierając śmiałości i podnosząc oczy ku niemu, chcę być pewnym nagrody — wiele mi Pan dasz?
— A to co innego, przebąknął rozbrojony Wagleer, zostawszy z kolei oblężonym — bo to widzisz mój kochany, teraz ciężkie czasy; ja ci obiecuję — ja to uważam za rzecz skończoną.
— Ale cóż mi Pan dasz? rzekł słabą stronę spostrzegłszy, zuchwale nastając młody człowiek, co mi Pan dasz?
— Co ci dam.... co ci dam, dam ci tysiąc złotych.
— A na jakąż summę ma być oblig?
— Na 500,000, rzekł nieśmiało Wagleer.
— Więc mi Pan od lej summy musisz dać piąty procent.
Starzec spojrzał na niego z zadziwieniem, jakby uszom swoim nie wierzył i zcicha wyrzekł — Nie dam —
— To ja obligu nie podrobię.
— Znajdę sobie drugiego, rzekł Wagleer udając, że go to mało obchodzi.
— A ja tymczasem, rzekł drugi ze złośliwym i prawdziwie piekielnym uśmiechem, znajdę w sądzie...
— Co ty pleciesz, drżącym głosem przerwał starzec, weź papiery i rób, dam co zechcesz.


Gdy się to działo, Walery bawił u Antoniego, z tą obojętnością i zaufaniem, jakie młodym tylko bywa właściwe — Niedoświadczenie i wyobraźnia pełna stworzonych przez się samą obrazów, których doświadczenie własne nie zmieniło, świat cały przeistacza w rzeczpospolitą Platona. Ale kiedy z wiekiem pozna się ludzi i ich charaktery, kiedy w życiu towarzyskiém nie raz nas własne serce zawiedzie, kiedy smutek i boleść odwiedzą nas kilkakrotnie, innym świat w oczach nam staje. Szczęśliwy, kto mimo przykrości i zawodów, mimo krzywd od ludzi wycierpianych, umie zawsze zachować umysł stały, i zgadza się, że nie cały świat złym został.
Oj morały przeklęte! przerwał mi mój przyjaciel, czy ci już konceptu nie stało, że się niemi łatasz.
Oj kiedy bo widzisz mój bracie, niema co już pisać w tym rozdziale.
— To go kończ.
— A kiedy bardzo krótki?
— Co to szkodzi.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.