Pan Walery/XVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pan Walery |
Podtytuł | Powieść z XIX wieku |
Pochodzenie | Kilka obrazów towarzyskich |
Wydawca | Th. Glücksberg |
Data wyd. | 1831 |
Druk | Th. Glücksberg |
Miejsce wyd. | Wilno |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Muzo! tobie ta chwała była zostawiona,
Opisz tych licznych gości stroje i imiona!
Wlej we mnie zapal, jakim Homer był przejęty,
Gdy ciągiem stare greków wyliczał okręty.
Na środku długiej kanapy spoczywała zacna Pani Stolnikowa. Okrywała ją czarna taftowa suknia z buffami, pono jeszcze wyprawna, miała czarną z koronek Brabantskich chustkę, na głowie perłami sadzony grzebień, a w ręku starodawny wachlarzyk z wyobrażeniem czułej jakiejś pary. Ta Pani kładła skarżąc się na ból głowy, rękę na czoło, żeby błysnąć pierścieniami, w które suche jej palce oprawione były. Obok mieściła się wdowa po Księciu N., spozierając wzrokiem niechętnym na sąsiadkę. Ubior jej był zupełnie modny, usznurowana i wymuskana, wystawiała z pod krótkiej sukni maleńką i zgrabną nóżkę. Uśmiéch jej był szydzący i przymuszony, wzrok niedbały i powolny, a ułożenie tak wyrachowane i wyszukane, że się bała poruszyć, ażeby go nie zepsuć.
Pani Podskarbina siedziała z drugiej strony Stolnikowej, ledwie mogąc wytrzymać na swojém miejscu, kręciła się ciągle, oczu nawet przez chwilę na jednym przedmiocie nie zatrzymała, usta jej cierpiały wiele, iż choć na chwilę zamknąć się musiały, a co minutę potok wyrazów płynął do uszu sąsiadki. Znano ją w całém sąsiedztwie z nadzwyczajnej interessowności o drugich, czyli plotkarstwa; zbierała rozliczne wzorki, puszczała dziwotworne pogłoski, nie jedną już poróżniła familją, nie jedną parę pokłóciła, ale po tych dowodach gorliwości, silniej jeszcze częstokroć okazywała co może.
Na miękkim taborecie ze spuszczoną głową i omdlałym wzrokiem siedziała hrabianka Olesia, tak ją nazywano w sąsiedztwie, na jej twarzy melancholijna jakaś smętność się malowała, znak oczywisty czułego serca. Czarno była ubrana, a wonny fijołków bukiecik więdnął przy jej boku — Obraz niewinności i szczęścia nie mógłby być od niej piękniejszym — czarne oczy, włosy ciemne, usta różane, i słodycz jakaś w obejściu i mowie, czyniła przyjemniejszą ją jeszcze.
Musiała wówczas myśleć o jakim bohatérze romansu, bo się zdawała mocno swemi myślami zajętą, a jej oczy wlepione były w ziemię. Biédna istota! może nie potrafiła znaleść drugiego serca, któreby jej uczuciom odpowiadać umiało!
Za nią obszerne zajmowała miejsce Cześnikowa, jak powiadają, Wendeńska, antyk w swoim rodzaju, okryta ciemno-szafirową aksamitną suknią, w białych trzewikach, dużej żółtej chustce, i czépku z zielonemi wstążkami. Woreczek jej zszyty z trójkątnych sztuczek rożnych materyj i mocno wypchany, leżał na kolanach. Córka jej Panna Petronella, wyprostowana i ściśnięta, w jasno zielonej merynosowej sukni z ponsowymi falbanami, obok siedziała, trzymając niepospolitej wielkości parasolik.
Za hrabiną z drugiej strony siedziała panna tylkoco wzięta z klasztoru, bojaźliwa i nieśmiała, niepodnosząca nawet oczu, żeby się jej spojrzenie w drodze z obcém jakiém niespotkało; bawiła się woreczkiem i końcem chustki.
Pani Trzpiotalska i jej piesek następowali potém — oboje byli bardzo niespokojni, piesek za każdym szczekał, Pani zaś jego śmiała się, rozmawiała głośniej od wszystkich, i głuszyła drugich, chcąc swego lubego Koko uspokoić.
Panna Julja zamykała szereg kobiet, a stryjenka chodziła tu i ówdzie po pokoju, z radośném obliczem solenizantki.
Mężczyźni bawili się w drugim końcu pokoju — Pan Skarbnik siedział nad małym stolikiem posuwając zwolna pionki na szachownicy, a ksiądz Pleban uśmiechając się spozierał na przeciwnika — Oba milczeli; niekiedy tylko wyrazy, mat, szach, laufer, królowa, z ust się im jakby mimowolnie wymykały.
Cztéry osoby obok zajęte były grą w karty; Pan Stolnik w sutym polskim stroju, pociągając wąsa dawał lub zabijał; hrabia Drop, w świeżym stroju; we fraku buchastym, którego poły wąziuchno się u stóp schodziły; z chustką wysoko podwiązaną i szpilką brylantową; z karbowanym gorsem, stérczącym z pod brody; z olbrzymiemi dewizkami, które kazały się domyślać złotego repetijera; z szerokiemi spodniami i bótami na wysokich obcasach; hrabia Drop, podziwienie młodzieży, grał, ale nudzić się zdawał, długiemi namysłami wspólników swoich.
Trzecim przy tym stoliku był Pan Podskarbi; suchy, z żółtą twarzą, z nastrzępionym i siwym włosem; w kontuszu tabaczkowym i żupanie złocistego koloru. Ogień panował w jego oczach i sprzeczać się zdawał z jego postawą powolną i małomównością. Cześnik był czwartym — długa opięta kapota jasno zielona, zachodziła do pięt, chustkę na szyi miał małą, ale za to pstrokata od tabaki, na pół łokcia z kieszeni wyglądała; siedział zaś bardzo delikatnie na krześle, dla tego, jak się zdawało, aby mógł prędzej wstać, gdy tego okoliczność wymagać będzie. Nadstawiał on ciągle ucha, czy do niego kto nie mówi — a za każdém słowem, zrywał się ze stołka i obarczał grzecznościami bez miary i końca. Kilka prócz tego osób przechadzało się po pokojach, a między niemi, staruszek Pan Łyksza, z czerwoniuchnym nosem, wesołą miną, z wyłysiałą głową, na cienkich nóżkach dźwigających brzuch spory; chodził upatrując kiéliszka i butelki.
W tym tedy stanie byli wszyscy, gdy wszedł Pan Walery. Julja, Antoni, stryjenka i pleban szczérze go przywitali; reszta osób, z rozmaitemi minami i poruszeniami: Pani Stolnikowa grzecznym ukłonem, wdowa po Księciu dwuznacznym uśmiechem, Pani Podskarbina zaczęła szepty, Panna Petronella dygnęła à la mode, Pani Trzpiotalska puściła z nóg pieska, który nowo-przybyłego obległ, a reszta, jak kto mógł.