[560]PIEŚŃ PORANNA.
Jeszcze mrok nocny kryje uśpiony
Świat, jeszcze cisza leży na polach,
Wiatr jeno wonny pieści zagony
Zbóż i kołysze liście.
Drżąc w smętnych brzozach, w smukłych topolach,
Jak dusza drżąca wieczyście
W otchłannych rwących, bezbrzeżnych bolach,
Jak biedne serce
W rozdzierających cierpień rozterce.
— O przebolesna, okrutna chwila!
Cisza złowieszcza leży po polach;
[561]
Jeszcze mrok nocny kryje uśpiony
Świat, milczą ptasie gniazda:
Duch pod brzemieniem trwogi się chylą
I czeka z bólem, z zapartym tchem,
Rychło-li zgaśnie ostatnia gwiazda,
I wskróś przeźroczej niebios opony
Błyśnie Nadzieja wraz z dniem.
W powietrzu wisi upajająca
Woń, niecąc w Duszy,
W tej skarbów pełnej, przepastnej głuszy,
Wśród najsprzeczniejszych uczuć tysiąca
Świadomość pełni, sił i młodości.
Wilgotny oddech półsennej ziemi
Kładzie się na nią z drżeniem miłości,
Wnika w jej rany:
A wiatr pachnący tchnieniami swemi
Grąży ją zwolna w mgłę zapomnienia
I od ziemskiego wolną cierpienia.
Kładnie przed Panem na pany. —
Nagle wśród cichych, błękitnych sfer
Zadrżał radosny, daleki szmer:
Hymn powitalny, hejnał prześwięty.
Wielbiący dary wszechmocnych łask.
1 przez powietrza drżące odmęty
Padł na faliste, zroszone łany.
Na rosłych dębów stuletnie głowy
Oczekiwany
Pył liliowy:
— To Brzask, to Brzask, to Brzask!
[562]
Jak za dotknięciem rąk czarodzieja
Pierzchły obawy i niepokoje,
Niby ruchliwe skrzydlate roje
A z ich głębiny Hart płynął męski,
Moc i Nadzieja.
Wszędy się rozniósł przedświt zwycięski,
Nagła niepamięć na dawne klęski
I szczęście, szczęście olbrzymie, mocne,
Zdusiwszy w duszy wizye nocne,
Wzięło iąją w moc swą przebojem,
Owładło calem jestestwem mojem
I czcią przejęty
Śpiewałem z całem istnieniem
ów hymn dziękczynny, ów hymn prześwięty
Świątynnem Duszy Milczeniem.
— A brzask rósł w zorzę. Zrazu niebieski,
Ponsowiał zwolna: — promienne strzały,
Zarania gońce,
Kreśliły w gęstwinie drzew arabeski
Złote po ziołach i wreszcie cały
Wszechświat powodzią barw swych zalały:
— To Słońce, Słońce, Słońce!
— O trzykroć święte zachwytu dreszcze! —
Szczęścia nie mąci żaden głos jeszcze,
Jeno wiatr rączy
Dotyka barwnych, kwiatowych pnączy
I śpiewa swoją niedocieczoną,
Swą niepojętą pieśń.
[563]
Wolniej i pełniej oddycha łono,
Coś się w niem budzi na widok Słońca,
Podłego smutku trawiąca pleśń
Pod jego wpływem znika i pierzchnie.
Z głębi wypływa
Kędyś z pod serca, na fale wierzchnie
Mej duszy odrodzonej,
Orla szczęśliwa,
Huraganowa,
W nieznane dotąd bijąca tony,
W nieznane dotąd ubrana słowa
A ukochaniem i wiarą tchnąca
Pieśń.
Od niemowlęctwa żyła w mem łonie,
Szła za mną wszędzie, gończa, skrzydlata,
Mężna jak serce w spiżowym dzwonie,
Skąpana w morzu łez,
W ogromie bólów i mąk wszechświata,
Z szarpiącem, ostrem, krwawem pytaniem
— »Gdzie kres, gdzie kres, gdzie kres?!«
Pod jej wyniosłem, wichrowem graniem,
W Duszy mej podły jęk trwogi zczezł,
Na jego trupie wstał Olbrzym — Hart,
Żelazne, twarde, wytrwałe Męstwo,
Ufne w świetlane Prawdy Zwycięstwo:
I przyszłość świata budując na niem,
Pieśń trubadura rzuciłem precz
I słów stalowych ująwszy miecz,
Śpiewam, jak Mocy prawdziwy bard.