Pieśni Ossjana (tłum. Krasicki, 1830)/Śmierć Oskara
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Pieśni Ossjana | |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym | |
Wydawca | U Barbezata | |
Data wyd. | 1830 | |
Miejsce wyd. | Paryż | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
Pocóż, synu Alpina, wznawiać żal doznany!
Poco pytać, jak zginął mój Oskar kochany?
Łez obfitość już światło mych oczu zalała,
Pamięć nieszczęścia mego zawsze w sercu trwała:
Jak ci wodza walecznych zgon smutny oznaczę?
Oskarze! ô mój synu! już cię nie obaczę!
Zniknął, jak światłość nocna lub słońce, gdy burza
Wśród bałwanów wierzchołki Ardandru zachmurza.
A ja, jak ów dąb letni, co w Morwenu lesie
Wypróchniały, za lada wietrzykiem chwieje się,
Więdnieję i usycham przez ustawne płacze.
Oskarze! ô mój synu! już cię nie obaczę!
Synu Alpina! mężny nie pada, jak trawa,
Miecz jego krwią się kurzy, i krwią się napawa,
Nim legnie, obok z śmiercią miota srogie rany;
Nie doznał tej pociechy mój Oskar kochany.
Oszczep jego zrumienił się krwią przyjaciela.
Nic Oskara z Dermidem węzła nie przedziela!
Tak mocny był ich związek, jak tarcz, co zbroiła,
Wśród tej pary walecznej śmierć zawsze, chodziła;
Jak dwie skały Arwenu na hufce padali,
Krzepła krew zwyciężonych na ich mieczów stali.
Na samo ich wspomnienie bledli mężni z wstydem:
Z Oskarem tylko Dermid! a Oskar z Dermidem!
Znękali byli Darga, Darga niecofnego.
Jak zorza pierwiastkowe, jak zmrok dnia cichego,
Jak w blasku swoim miła bywa noc miesięczna;
Tak córka jego była i piękna i wdzięczna:
Oczy jej, jak dwie gwiazdy, co przez obłok ciemny,
Wydawają swój widok, świetny, lecz przyjemny.
Usta słodką skromnością wabiły w uśmiechu,
Wietrzyk ranny powiewał w jej świeżym oddechu:
Pierś biała, jak śnieg w wiośnie, co gdy ziemię rosi,
Wraz z trawką się nagina, wraz z trawką się wznosi.
Postrzegli ją rycerze, postrzegli ją oba,
A gdy się im, jak sława własna ich podoba,
Oskar zyskał pierwszeństwo. Rzekł Dermid wzgardzony,
«Oskarze! równo kocham, lecz upośledzony
Żyć nie mogę; weź życie.» — «Czyż śmiesz o to badać?
Rzekł Oskar, żebym ja ci mógł cios śmierci zadać?
«Ty, odpowiedział Dermid, ty tylko wart tego,
Miecz Oskara stanie się sławą zejścia mego.»
«Nie tak będzie, rzekł Oskar; nie tak będziesz słynął.
Walczmy, bodajbym z ręku przyjaciela zginął!»
Bitwa się wszczęła, straszna bitwa nastąpiła,
Krew ich brzegi potoku Branny zrumieniła.
Padł Dermid, a gdy nad nim Oskar płakał, wzdychał,
On na niego poglądał, w zgonie się uśmiéchał.
«Zgasłeś synu Darana! zgasłeś ukochany!
Krzyknął Oskar, z zadanej ręka moją rany!
Ty, coś nie znał co trwoga!» Powtarzając skargi,
Szedł zatem pełen żalu, szedł do córki Dargi.
Cóżto ci, rzekła piękna? utraciłem sławę,
Śmiercią Dermida moję skończyłem wyprawę;
A gdym ku tobie, piękna, z tarczą jego śpieszył,
Stawiłem ją przy drzewie, abym strzałmi przeszył,
I wszystkie nadaremnie w puklerzu zostały.»
«Doświadczę, rzekła piękna, na nim mojej strzały.»
Poszła, on biegł i stanął na tyle puklerza;
Ta, gdy giętki łuk wzniosła, i do celu zmierza,
Żartko z płytkiej cięciwy gdy strzałę puściła,
Świsła, puklerz wskroś przeszła, w Oskarze utkwiła.
Padł, mówiąc: «Szczęsny łuku, strzało ukochana!
Córko Dargi, z twych ręku śmierć mi pożądana,
Złóż razem z przyjaciela zwłokami i moje.»
«Oskarze, rzekła piękna, śmierci się nie boję,
Z tobą życie zakończę, dla ciebiem go strzegła.»
To mówiąc, własnym grotem przebiwszy się legła.
Śpią teraz snem wieczystym: a pomiędzy łozy,
Tam, gdzie wiatr chwieje smutne topole i brzozy,
Zacisz ponura w gęstwi ich grobu okrasą;
A trawką ich mogiłek zwierzątka się pasą.