Pieśni Petrarki/Canzona XXIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Francesco Petrarca
Tytuł Pieśni Petrarki
Wydawca nakładem tłumacza
Data wyd. 1881
Druk Józef Sikorski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Felicjan Faleński
Źródło Skany na commons
Indeks stron
Canzona XXIV.

Napisana w r. 1361.

Raz, gdym stal w oknie niej samotni cichej,
Takie mi dano dziwne widzieć rzeczy,
Jakich nie bywa wśród słonecznej chwały.
Łania nadbiegła, wdziękiem swym przepychy
Wszelkiej postaci przechodząca człeczej —
Dwa psy tuż za nią, czarny pies i biały —
Te tak zajadle ją gnały,
Że już nie widząc na pustkowiu całem,
Kędyby mogła krwawej ujść pogoni,
Kiedy w jaskini się chroni.

Tam pastwą śmierci pięknem padła ciałem —
A ja nad smutną dolą jej płakałem.

Dalej, na morzu statek widzę, który,
W kości słoniowej rznięty i w hebanie,
Z purpurowego żagle miał przędziwa,
A morze było ciche, dzień bez chmury —
Więc przez toń modrą lekkie niosło wianie
Tę łódź, ładowną w złotodajne żniwa.....
W tem znagła burza się zrywa —
I gnany wichrem okręt w padł na skały.
O! cóż za klęska! Toćże w mgnieniu oka.
Gromem co runął z wysoka.
Tuż przy mnie przepadł skarb tak okazały,
Jakiemu żadne inne nie zrównały!

Indziej, wśród gaju, dziwnie uroczyście
Kwitł Laur tak piękny, jakby miał niezłomne
Rajskiego drzewa życie w wiecznej wiośnie —
A takim szmerem brzmiały jego liście,
Jak był ten słodki szept, co niegdyś, pomnę
Wzdychać mię uczył, drżeć i czuć miłośnie...
W tem znagła grad w niego chłośnie —
Wicher z gałęzi liście mu rozmiecie,
I wraz, skręciwszy w miejscu, aż z korzenia
Ten krzew szczęśliwy wyplenia!
Zkąd ból mi srogi serce zdjął, bo przecię
Gdzież znaleźć drugi taki cień na świecie?

W tym samym gaju, z pod sterczącej skały,
W majowej liści, łąk i kwiatów dobie,
Zdrój chłodnej toni słodko szemrząc tryska —
W około niego chętnie się schadzały
Nimfy i Muzy, wyprawiając sobie
Śpiewu i tańca wdzięczne widowiska...
Tam, kiedym siadł sobie zbliska,
Słuch i wzrok pieszcząc mej uciesze gwoli,
Znagła, rozwarta przepaść, w czarnem łonie
W mych oczach wszystko to chłonie.

A jam pozostał sam, i tej niedoli
Wspomnienie jeszcze trwoży mię i boli!

W tem, cudownego ptaka z skrzydłem białem
Widzę — a głowy był on złotopiórej,
I taki w sobie dumny a wyniosły,
Że nieśmiertelnym zrazu go mniemałem...
Tego, sam nie wiem kiedy, z ponad chmury,
Szumiące skrzydła, śnieżnych piór swych wiosły
Nad laur i źródło przyniosły —
Lecz gdy on Boskie drzewo w poniewierce,
I wsiękły w otchłań święty zdrój obaczy.
Dziób w pierś swą zwrócił w rozpaczy,
I w moich oczach znikł — a jam wziął w serce
Cios, jakbym mniemał: że się sam uśmiercę!

Nakoniec, widzę w kwiatach, wśród murawy,
Takiej postaci cudnej kształt niewieści,
Że myśląc o niej jeszcze drżę i płonę;
Skromna, miłości mając urok łzawy,
Idąc, rąbkami białych szat szeleści —
Wiatr tchnie w jej złote włosy rozplecione.....
Aliści zwolna w jej stronę
Snuć się poczęły srebrne mgły przędziwa...
W tem wąż jej żądło wraził w nóżkę bosą...
Zgięła się, jak kwiat pod kosą,
I wraz z uśmiechem znikła — o! szczęśliwa!
Mój płacz jedynie wiecznie trwałym bywa.

O pieśni moja! nie zbłądzę,
Jeśli ci powiem: że te smutne dziwa,
Dały mym myślom słodką śmierci żądzę. —





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Francesco Petrarca i tłumacza: Felicjan Faleński.