[170]Sonet 101.
Śpiew tak cudowny ku miłości chwale
Pocznę, aż z piersi Laury mej wytrącę
Przemocą tysiąc westchnień, i tysiące
Żądz w lodowałem sercu jej rozpalę!
Aż ujrzę obraz mój w jej łez krysztale!
Aż niepokojem twarz jej tak zamącę,
Że w jej rumieńcu wybiją gorące
I pełne łaski, acz spóźnione, żale!
Ach! już się ust jej kwiat otwiera świeży
Do słów, któremi wskrzesić jej się zdało
Tego, co patrząc w nią grobowcem chłodnie —
Słowem, od czego pragnąłbym najszczerzej
Żyć krótką chwilę, nim się stanie chwałą
Istnieć wiek długi, by ją uwielbić godnie. —