[148]Sonet 88.
Ta którą sobie żywcem w serce wziąłem,
Raz, gdy dumając w ciemnej drzew ustroni
Siedziała pomnę, — tom ja, idąc do niej,
W milczeniu tylko skinął bladem czołem.
Więc tknięta mojem licem niewesołem,
Twarzą się ku mnie tak pogodną skłoni,
Że nawet temu. co grom dzierży w dłoni,
Broń z niej i gniewby wytrąciła społem.
W tem znikła szepcząc coś cichemi słowy,
A jam — raz pierwszy — ani od spojrzenia.
Anim ucierpiał cobądź od jej mowy.
I odtąd dziwnie coś się we mnie zmienia
O tem zdarzeniu myśląc sercem całem,
Mych wszystkich dawnych cierpień zapomniałem. —