[38]XI.
Na mej ręce spracowanej
Zabłąkany motyl siada,
Skrzydła składa i rozkłada,
A ja patrzę zadumany
Na tę sprzeczność tak głęboką,
Na ten kontrast mojej dłoni
Z krasą jego błon i żyłek, —
U mnie zmarszczka zmarszczkę goni,
Na nim aksamitny pyłek
Wprawia w zachwyt ludzkie oko.
Mój ty gościu z innych światów,
Przyodziany w blask i tęcze
Łąk zielonych ulubieńcze!
Bytem twoim: pośród kwiatów
Ustawiczny pląs i tan.
Gdzie nie fruniesz, w krąg ci świeci
Lazur czysty, — gdziebyś nie siadł
Do rozkosznych siadasz biesiad,
[39]
Ku twym stołom zewsząd szle ci
Swe nektary kwietny łan.
Moje zaś spętane ręce
O wieczorze i poranku
Mdleją w pracy bez ustanku,
W krwawych potach i udręce,
Czoło me się kłoni w proch;
Jak wół wlokę się jarzemnie
Pod okrutnej chłostą pięści, —
Mnie się nigdy nic nie szczęści,
Miast radości mieszka we mnie
Troska jeno, żal i szloch.
Rozkosz panem być błękitu,
Rozkosz bujać w słońca złocie,
Mimo tego ja ci, trzpiocie,
Nie zazdroszczę twego bytu,
Co na kwiatach wciąż upływa,
Nie chcę trwać w mdłych snach jedynie,
O pieszczotę róż się prosić —
Los nasz: ziem tę potem rosić.
Czyż nie po cnym tylko czynie
Ręka słodko wypoczywa?
Wolny, nie pod okiem straży,
Radbym tężyć myśl i ramię
W pracy, którą włoży na mię
Własny nakaz, — w tej, co darzy
Dniem jedynie godnym człeka;
W pracy, coby błogość niosła
Wszemu, z czem się pierś ma zrosła:
Mej Ojczyźnie i ludzkości
I szczęśliwszej tej przyszłości,
Co jest, choć się wciąż odwleka.
[40]
Ale po kres dni przeklęta
Nienawistna i zelżona
Praca, którą z musu kona
Dłoń otroka skuta w pęta —
Praca, co przy bata świście
Musi w krwawej ducha męce
Najstraszniejsze pić gorycze:
Sama na się kręcąc bicze
Na skroń kata splatać w wieńce
Triumfalnych laurów liście.