[206]
PIELGRZYMKA DO KEWLAAR.
(Z HEINEGO)
1799 † 1856.
I.
Na łożu leżał syn blady,
A nad nim czuwała matka;
— Czy nie powstaniesz Wilhelmie?
Patrz, spieszy wiernych gromadka. —
— Jestem tak chory, mateńko,
Że nic w mej duszy nie śpiewa:
Gdy wspomnę o zmarłej Gretchen,
Serce mi bolem nabrzmiewa. —
— Powstań, pójdziemy do Kewlaar,
Odrzecze matka synowi:
Tam, Przenajświętsza Dziewica,
Twe chore serce uzdrowi. —
[207]
Szeleszczą święte sztandary,
I słońce z wolna zapada,
A do Kolonii, nad Renem,
Dąży pobożnych gromada.
Matka za ludem podąża,
I tuli syna do łona.
W chórze — śpiewają oboje:
„O Marjo! bądź pozdrowiona!“
II.
Najświętsza Panna w Kewlaarze,
Odziana szaty lśniącemi,
Dziś wiele świadczyć łask musi,
Bo wiele nędzy na ziemi...
Chorzy, przynoszą Jej w dani
Ofiary skromne, dziecięce:
Z wosku robione figurki,
Woskowe nogi i ręce...
Kto z wosku rękę Jej składa,
Ten zdrowiem rękę użyźnia;
Kto daje nogę woskową,
Temu się rana zabliźnia...
[208]
Nie jeden przybył o kuli
A dziś już biega po linie;
Ten, co nie władał palcami,
Dziś z gry na skrzypkach już słynie.
Matka do syna się zbliża
Z małem serduszkiem woskowem:
— „Oddaj to Pannie Najświętszéj,
A serce twe będzie zdrowem!“
Syn westchnął, spojrzał na matkę,
A potem w obraz cudowny;
Oczy nabiegły mu łzami,
Z ust płynął żal niewymowny:
— „O Ty! bądź błogosławiona,
W przeczystych aniołów chórze!
Królowo nieba i ziemi,
Tobie mą boleść wynurzę!
Mieszkałem z matką nad Renem,
W Kolonii, pobożnym grodzie,
Gdzie lśnią kościołów wieżyce
O bladym słońca zachodzie;
A przy nas — Gretchen mieszkała...
Lecz zmarło dziewczę kochane!
[209]
Marjo! bierz serce w ofierze
A serca zabliźnij ranę!
Uzdrów me serce zbolałe...
A dusza moja stęskniona
Będzie Ci śpiewać co rano:
O Marjo! bądź pozdrowiona!“
III.
Na łożu, w cichej komorze,
Śpi syn — i matka spoczywa.
Nagle, do chaty, z lazurów
Najświętsza Panna przybywa...
Schyla się lekko do łoża,
I dłoń, jasności promyka,
Kładzie choremu na serce,
Patrzy nań chwilę — i znika.
Matka to we śnie widziała...
Dziwny jej ciężar dolega;
Zrywa się ze snu wylękła
I drząc, do łoża przybiega.
Tam leżał syn jej nieżywy,
Z białym krzyżykiem u ręki!
[210]
Lecz twarz miał jasną, pogodną,
Jak gdyby odbłysk jutrzenki.
Matka, spojrzała w niebiosa,
Klękła — i łzami zroszona,
Szeptała usty drzącemi:
— „O Marjo! bądź pozdrowiona!“
Alexander Kraushar.