[331]
SCENA PIĄTA.
SĘDZIA. Egzekucji przyszedł czas i vigor...[1]
(do Salome)
Dodzwonić się nie mogłem — gdzież uszy?
SALOME. Pani rozesłała ludzi wszystkich,
O pana troszcząc się — i tu idzie...
SĘDZIA. Egzekucji przyszedł czas i rigor...[2]
(poglądając na rzeczy)
Przenieść tego rychło niepodobna,
Więc złożyć tak, jak do przeniesienia,
Lub ażeby razem można było
Wyrzucić za drzwi... czy pod strych schronić...
(zatrzymując się i podsłuchując)
Durejkowej słyszę chód pośpieszny.
Wiedzieć rada chce o astronomie
I o apartamentach do wzięcia.
Ciekawa, jak poprowadzę sprawkę.
Czuły mąż z dobrą czeka nowinką.
SĘDZINA. Gonię wciąż za tobą, o Durejko,
Ty, któremu dziś się zwierzyć życzę —
Nie, żebym się nie zwierzała zawsze,
Ale że okoliczność rzadka jest.
(patetycznie)
Czemuż widzę Klemensa nieczułym?
SĘDZIA. (surowo) Mnie pierw spytać trzeba o fakt ważny.
(w ucho żony)
Astronoma mam w domu — pojmujesz?
Apartamenta wzięte...
SĘDZINA. (obojętnie i zimno) Cóż to jest
Przy nowinie, którą ja-ć przynoszę?...
Posłuchaj: rano hrabina Harrys
Przysłała na pensję z zapytaniem
O listę panien...
SĘDZIA. (z politowaniem) No, to niewiele...
SĘDZINA. Sluchajże mnie! Ciekawa przyczyny
Wypytałam się posłańca — słuchaj —
O Durejko, wszystkie panny będą
Zaproszone dziś na wieczorynek!...
SĘDZIA. (ze śmiechem) To jest akt dopiero, gdy nowina
Durejki jest fakt, i niewątpliwy!
SĘDZINA. (obojętnie) Czy akt, czy fakt, jeżeli pomyślny...
SĘDZIA. (zimno) Logiki coś nie zna Durejkowa.
SĘDZINA. (żywiej) Ona pewno przeczytała więcej,
Niż kto inny...
SĘDZIA. (odwracając się tyłem) W Dorpacie czytają...
SĘDZINA. (ironicznie) Czy całą «Chowannę?»[3] Klemensulku?
[332]
SĘDZIA. (przez ramię) I «Ojczyźniaka»[4], panienko!
(obracając się)
Akt do faktu jest «jak pięść do nosa».
Nie akademickie wyrażenie,
Ale jądro myśli kapitalne.
W przysłowiach jest więcej zdrowych treści,
Niż w paryskiej dziś literaturze.
Co filozof nasz sam udowodnił.
SĘDZINA. (odejście udając, chroni się za drzwi) Les goûts sont différents, mon cher mari[5],
SĘDZIA. De gustibus disputandum non est[6].
SALOME. Coś przez usta ich gada językami.
SĘDZIA. (w monologu) Durejko zna wagę interesów
I klasyfikować je potrafi.
Czuły jest Durejko, lecz i groźny,
Ani lada czemu folgujący.
On zna obowiązek pana domu...
SĘDZINA. (powracając naprzeciw męża) Durejkowa kształci generację
Najprzyzwoitszych panien w świecie!
Przyszłych matek, żon i bohaterek,
Które ci zgon podzielą i tryumf!...
Ona, łącząc słodycz z surowością,
Trzyma cugle rządu w swoim domu,
I nikt pewno jej nie będzie uczył!
SĘDZIA. (stanowczo) — Był Durejko sędzią i sędzią jest,
Rozumienie spraw posiadającym;
Co roztrząśnie on, roztrząśnie nieźle!
Potrafi też innym zamknąć usta.
SĘDZINA. (gniewnie) Durejkowa nie da się zagłuszyć
Frazesom bez gruntu i bez stylu:
Treść ceni, lecz chce i formy wdzięku —
A czy Klemensulko zna syntezę??[7]
SĘDZIA. (z pogardą wychodzi — za żoną) — Antytezę!...[8] bogdaj i protezę!...[9]
(po chwili)
— Zagajał Durejko nieraz w życiu
Różnej treści polubowne spory,
I już mu niewiele zyskać trzeba
Tam i owdzie przyświadczeń sąsiedzkich,
By na zawsze kompetentnym został
W komitetach wszystkich, wszelkiej treści...
(z uśmiechem)
— Wówczas Klementynka jemu dygnie,
Sprawkę tę lub owę przedstawując,
Lecz przemilknie ten, co teraz uczy...
(zażywając)
Dzwoniąc zlekka palcem w tabakierę —
Jednym tylko palcem, raz, i wtóry,
Prezes puknie... Cóż, pani Durejko!?...
SĘDZINA. (pokazując się jeszcze we drzwiach) Monologów wcale się nie wzbrania.
SĘDZIA. (za żoną wołając) «Sobosłowień!» — Przynajmniej mów czysto,
Własnych przodków języka nie kalaj! —
SĘDZINA. (część głowy ze drzwi okazując) Wyłgiełłówna z rodu zna swój język.
(Sędzia uchodzi za żoną)
SALOME. (opierając się na szczotce)
Takto co dnia, gdziekolwiek zdybią się,
Zaraz pokazują sobie język —
Ani zgadnąć, czemu, ani wiedzieć,
Co szumi z nich słowy niemieckiemi.
Poczem naraz jegomość w tę stronę,
W owę imość... Dopiero na nowo
Rozesłani słudzy tam i owdzie,
Szukać pana i za panią biegać,
By się jeszcze hałaśniej gdzie starli.
(Podsłuchując)
Słyszę, spotkał sędzia astronoma.
Szczęście wielkie, że ten go zatrzyma;
Nie dobiegłszy tym sposobem żony,
Ukoją się, choć na chwilę, spory.
(Składa resztę książek i obziera się)
Otóż prawie że wszystko w porządku,
Jakby lokator umarł...
— Boże mój!
Cichym ludziom świat miejsca żałuje:
Jak powodzią, coraz, coraz dalej
Obejmani są i ciągle pchani,
Aż ostatni dzień czoło zalewa.
SZELIGA. (z lunetą w ręku wchodząc)
— Dość jest — dość uprzątania waszego:
Dla okien tych i dla kilku godzin
Ani warto, ani się i godzi
Niepokoić wszystko!
SALOME. W domu u nas
Dla rzeczy najmniejszej robi się tak.
[333]
SZELIGA. (do Salome) Lokator, jakkolwiek cierpi obłęd,
Zda się jednakowoż być spokojnym —
SALOME. Ten, kto powiedział to panu hrabi,
Musi częściej cierpieć.
— My, odźwierni,
Niż ktokolwiek, lepiej znamy rzeczy.
(z westchnieniem)
Ludzie cisi są zakałą świata!...
I odpycha on ich ustawicznie,
Coraz dalej, coraz skorzej z ziemi,
Aż nareszcie mówią: «To jest warjat!»
— Panną będąc i szyjąc u księżnej,
Która może hrabiemu jest znana,
Księżnej Orsi, co była aktorką,
Tam się napatrzyłam świata dziwów!...
(głęboko)
— Niekażdy-bo, co z sobą rozmawia,
Jest warjatem — i niekażdy nawet,
Co tak skromnie mieszka, jest lada kto!
SZELIGA. Macie i tu blisko pałac świetny
Tej hrabiny Harrys...
SALOME. To jest, panie,
Klejnot wielki — to jest laka dobroć,
Że tylko dwie równe w okolicy:
Ksiądz prowincjał i pani hrabina!
SZELIGA. A mąż?
SALOME. A któż nie wie że to wdowa?!...
SZELIGA. Zapomniałem!... Słyszałem był ongi,
Lecz, z dalekiej wracając podróży,
Myśliłem, iż wszyscy pożenieni...
SALOME. (uprzątając jeszcze w izbie)
— Należałoby to i jej począć,
Alić, co my sądzim, a co państwo,
To odmienne dwie rzeczy bywają.
SZELIGA. Małżeństwo dla wszystkich jest jednakie.
SALOME. Takto i ksiądz prowincjał naucza,
Aż nieraz łzy w okulary kapią,
Co jednak w kościele brzmi wyraźniej...
SZELIGA. — A hrabina przecież nabożna jest
I musi znać ojca prowincjała?...
SALOME. (głośno) — To tak, jakby spytał kto, czyli ja
Znam te schody i te ich poręcze.
— Gdzieżby święto Przenajświętszej Panny
Było obchodzonem z takim blaskiem
Woskowych świec, dużych, jak jegomość,
Że tu pana hrabiego przeproszę —
(z zapałem)
Gdzieżby tyle kwiatów, robionych róż,
Lilij z liściami srebrnemi,
Drogich kadzeń i ornatów, które,
Jako blachy złota, tak łamią się —
Gdzieżby było tyle w Boże Ciało
Strusich piór, kłoniących się, jak dusze,
Przed utajonego sakramentem...
— Gdyby równych w świecie zbrakło hrabin!
(głęboko)
Alić coś należy dać i niebu —
Choćby dymu wonnego obłoczek,
Jeśli nic dać z siebie nie może człek,
Wszystko jakby pożyczone mając.
(spostrzegając się)
Ja to wszakże mówię — może zbytnio...
Z przeproszeniem pańskiem stara sługa...
(wychodzi)