Pierścień i róża/Rozdział trzeci

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Makepeace Thackeray
Tytuł Pierścień i róża
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1936
Druk Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Zofia Rogoszówna
Tytuł orygin. The Rose and the Ring
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ TRZECI
O CZARNEJ WRÓŻCE

Czarna Wróżka żyła na pograniczu Królestwa Paflagońskiego i sąsiadującego z niem państwa Krymtataryi. Miano „Czarnej Wróżki” nadano tej tajemniczej istocie z powodu czarnoksięskiej, cudownej, hebanowej laseczki, której dosiadała jak rumaka, ilekroć udawała się na księżyc, albo w bliższą lub dalszą podróż, na ucztę lub zabawę. Laseczka ta służyła jej również do wykonywania najróżniejszych sztuk czarodziejskich. W wiedzy czarnoksięskiej wykształcił Czarną Wróżkę ojciec jej, słynny czarownik. Po jego śmierci Czarna Wróżka ćwiczyła się przez długie lata w swym zawodzie, z szumem przelatując na czarnej laseczce z jednego państwa do drugiego, i rozdając swoje cudowne upominki to temu, to innemu księciu czy królowi. Miała całe tuziny chrześniaków, przemieniła niezliczoną ilość złych ludzi w zwierzęta, ptaki, kamienie młyńskie, zegary ścienne, pompy, parasole, wciągacze butów i różne inne pożyteczne przedmioty, jednem słowem nie było nad nią pracowitszej i usłużniejszej wróżki w całem czarnoksięskiem bractwie.
Ale po jakichś dwu czy trzech tysiącach lat praca ta zaczęła ją nużyć. Myślała często: „Ciekawam, co komu przyjdzie z tego, że daną księżniczkę pogrążę w stuletni sen, że głupiemu dziewczęciu przyczepię kiszkę do nosa, że na mój rozkaz biednej sierotce wypadać będą z ust perły i djamenty, a córce macochy ropuchy i żmije? Wszystkie moje trudy i starania przynoszą zawsze równie tyle szkody co i dobra. Wobec takich wyników, wartoby dać spokój swoim studjom nad sztuką magiczną i pozostawić wszystko własnemu biegowi rzeczy. Np. moje chrześniaczki: żona króla Seriozy i małżonka księcia Padelli. Czy wyświadczyłam im rzetelne dobrodziejstwo? Każdej z nich ofiarowałam podarunek, który miał im zapewnić wieczną miłość i uwielbienie ich małżonków. Czyż jednak mój cudowny pierścień i moja zaczarowana róża przyniosły im jaką korzyść? Wręcz przeciwnie. Dzięki temu, że rozkochani w nich mężowie spełniali każdy ich kaprys, obie stały się obraźliwe, leniwe i zarozumiałe do niemożliwości. Przez całe życie przewracały tylko oczami i wyobrażały sobie, że są ósmym cudem świata, nawet wówczas, kiedy naprawdę były już brzydkie i stare. Ha! ha! Pocieszne kreatury! I jakżeż obeszły się ze mną w czasie ostatnich moich odwiedzin, ze mną, Czarną Wróżką, ze mną, która zgłębiłam wszystkie tajemnice sztuki czarnoksięskiej, ze mną, która jednem dotknięciem swej laseczki mogłam je przemienić w pawiany, a perły ich w wieńce cebuli i czosnku!
Pewnego dnia rozgoryczenie wróżki wzrosło do tego stopnia, że z hałasem zamknęła swoje książki w szafie, i odtąd zaprzestała wszelkich sztuk czarodziejskich i używała swojej różdżki tylko jako zwyczajnej laski.
Kiedy żona księcia Padelli powiła synka (w owym czasie Padella był tylko jednym ze znaczniejszych panów w Krymtatarji), Czarna Wróżka nie pojawiła się na chrzcinach, pomimo że była na uroczystość tę zaproszona, przesłała tylko w upominku skromną ryneczkę srebrną, wartości najwyżej dwóch dukatów. W tym samym czasie królowa Paflagonji wydała także na świat syna, z upragnieniem oczekiwanego spadkobiercę paflagońskiej korony. Radosną wieść tę rozniosły po kraju wystrzały armatnie; miasto iluminowano uroczyście, i nie było końca zabawom i ucztom, wydawanym ku uczczeniu narodzin królewicza. Wszyscy sądzili, że Czarna Wróżka, którą zaproszono w kumy, ofiaruje przynajmniej swemu chrześniakowi czapkę-niewidkę, siwka złotogrzywka, bułkę niedojadkę, lub jakiś inny wartościowy podarunek, świadczący o jej łasce i dobrym smaku, ale jakież było zdumienie wszystkich, gdy wróżka pochyliwszy się nad małym królewiczem Lulejką rzekła tylko: „Moje biedne maleństwo, nie mogę ci ofiarować cenniejszego upominku nad odrobinę cierpienia”.
To powiedziawszy oddaliła się, ku wielkiemu oburzeniu rodziców Lulejki. A gdy wkrótce potem rodzice ci umarli, zaopiekował się Lulejką stryj jego Walorozo, a w jaki sposób, o tem dowiedzieliście się w pierwszym rozdziale.
I znowu w kilka lat później święcono chrzciny maleńkiej Różyczki, jedynego dziecka króla Kalafiore, panującego w sąsiedniem państwie Krymtatarji. I tutaj zaproszono Czarną Wróżkę. Ona jednak i tym razem nie okazała się nazbyt hojną. Wysunęła się z koła dworaków, przesadzających się w pochwałach nad niepospolitą urodą dzieweczki, smutnym wzrokiem popatrzyła na królowę i rzekła: „Moja kochanko” — (Czarna Wróżka z nikogo sobie nic nie robiła i do królowej przemawiała bez żadnych ceremonji, jakby mówiła do pierwszej lepszej praczki) — „moja kochanko, ci sami ludzie, którzy w tej chwili plackiem u nóg twych leżą, uknują spisek przeciw tobie. Co zaś do tej maleńkiej, nie mogę jej ofiarować nic cenniejszego nad odrobinę cierpienia”.
To rzekłszy, leciutko dotknęła czoła Różyczki czarnoksięską pałeczką, surowem spojrzeniem objęła przerażonych dworaków, skinęła królowej ręką na pożegnanie, dosiadła czarnej laseczki i przez otwarte okno poszybowała w błękity.

Zaledwie znikła z oczu, dworacy, którzy w jej obecności nie śmieli pary z ust wypuścić, podnieśli wielką wrzawę; wołali jeden przez drugiego, że Czarna Wróżka nie jest dobroczynną wróżką, za jaką miano ją dotychczas, tylko niepoczciwą szkodliwą czarownicą, którą należałoby spalić na stosie. Wszakżeż była obecna na chrzcinach królewicza Lulejki, a ledwo rodzice pomarli, stryj Walorozo strącił jej chrześniaka z tronu. Nic innego, tylko z wiekiem straciła zdolność jasnowidzenia i czarów. Bo czyż nie śmiesznem jest przypuszczenie, że znalazłby się człowiek dość twardego serca, któryby mógł być wrogo usposobiony dla królowej i najsłodszej, najrozkoszniejszej królewny Różyczki? A gdyby nawet znalazł się jaki zdrajca, czyż król i królowa nie mieli obrońców w wiernych swoich poddanych? Hańba, hańba czarownicy i jej złowrogim wróżbom! I wszyscy chórem zaczęli wołać: „hańba!”
A teraz może chcielibyście wiedzieć, w jaki sposób dworacy owi okazali swoją wierność i przywiązanie królewskiej parze? W kilka dni później książę Padella, o którym wspomnieliśmy już powyżej, odmówił złożenia hołdu królowi Kalafiore, który na czele wojska pospieszył ukarać buntownika. — „Któżby się odważył czoło stawić naszemu wzniosłemu monarsze? — wołali dworacy. — Najjaśniejszy Pan nasz jest niezwyciężony. Maluczko, a ujrzymy, jak pokonanego Padellę przywiąże do oślego ogona i miłościwie rozkaże włóczyć po ulicach miasta, na wieczną pamiątkę zwycięstwa Kalafiore Wielkiego nad nędznym buntownikiem!”
Król zatem wyruszył w pole, a biedna królowa, jako że była istotą trwożliwego serca, tak przejęła się pierwszemi odgłosami wojennemi, że rozchorowała się i po paru dniach umarła. Przed samą śmiercią przywołała wszystkie damy dworu i kazała im przysiąc, że strzec będą jak oka w głowie maleńkiej Różyczki. Naturalnie wszystkie oświadczyły, że wołałyby dać się posiekać w kawałki, aniżeli dopuścić, by ukochanej królewnie stała się najmniejsza krzywda. Pierwszy numer urzędowej „Gazety Dworu J. M. króla Krymtatarji” przyniósł wieść, że Jego Królewska Mość odniosła świetne zwycięstwo nad zuchwałym buntownikiem; następny, że wojsko nikczemnego Padelli zostało w puch rozbite; jeszcze późniejszy, że armja królewska ściga niedobitków wojsk nieprzyjacielskich; a ostatni... no, w ostatnim ogłoszono urzędownie, że król Kalafiore został pobity na głowę i zginął z ręki Jego Królewskiej Mości Padelli I-go.
Ledwie nadeszła pierwsza wiadomość o tej porażce i przywłaszczeniu sobie przez Padellę korony, a już jedna część dworaków pognała naprzeciw wjeżdżającego w triumfie zwycięzcy, żeby oddać mu cześć i zapewnić o dozgonnej wierności, druga zaś czmychnęła gdzie pieprz rośnie, uprzątnąwszy wpierw z królewskiego pałacu wszystko, cokolwiek się zeń zabrać dało. W olbrzymich komnatach została tylko maleńka Różyczka, sama, samiuteńka, bez żywej duszy, któraby się o nią zatroszczyła. Dreptała drobnemi nożętami z jednej komnaty do drugiej i wołała żałośnie: „Hrabino! Księżno pani!” co w jej dziecinnem spieszczeniu brzmiało: — „Dlabino! Tsięzno pani! zalaz podać tulcę z tompotem! Moja Tlólewśta Mość cie papać! Dlabino! Tsięzno Pani!” I biegło biedactwo przez szeregi krużganków i komnat, aż wpadło do sali koronacyjnej. Ale nie było tu żywej duszy. Potem zajrzała do sali paziów, i tu nie było nikogo. Raczkując, zesunęła się ze schodów aż do przedsionka pałacowego, ale wszędzie było pusto i głucho. Więc podreptała dalej jeszcze, aż na podwórze i do ogrodu pałacowego, potem w park zdziczały, i dalej jeszcze, coraz dalej, aż w puszczę leśną, w której żyło dużo dzikich zwierząt.
Nie zobaczono jej już...
A gdy niedługo potem Padella uznany już przez wszystkich i koronowany król Krymtatarji zabił na polowaniu dwa młode, niewyrośnięte jeszcze dobrze lwy, znaleziono w ich paszczach resztki potarganego płaszcza i trzewiczek biednej królewny Różyczki. Służba myśliwska pokazała królowi te małe, smutne szczątki, wyjęte z zakrwawionych paszcz dzikich bestyi leśnych, a Padella pokiwał głową; wiedział już teraz, że jest naprawdę królem, i że bez troski sprawować może rządy w Krymtatarji: — „Ot, jaki los spotkał małą księżniczkę!” — wykrzyknął — „hm, moi panowie, trudno, co się stało, już się nie odstanie — chodźmy na przekąskę!” I cały orszak ruszył z królem na śniadanie. Jeden z dworzan schylił się i niepostrzeżenie schował znaleziony trzewiczek księżniczki do kieszeni. To było wszystko, co po niej zostało.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: William Makepeace Thackeray.