Na trzeźwo nie mogę żyć!
Więc się upijam od rana
I zawsze z pełnego dzbana
Do nocy wciąż muszę pić!
Za każdym kielichem wina
Piękniejszym staje się świat
I urok młodzieńczych lat
Wstępować w serce zaczyna.

Zaledwie wypróżnię dzban,
Piosenkę znajduję na dnie,
A ona dźwięczy tak ładnie
Wśród moich samotnych ścian!
Rozjaśnia duszę pogodą
I z serca zdejmuje pleśń, —
Wesoła, swobodną[1] pieśń
Fantazyę wskrzesza mi młodą:


I słyszę kochanki głos,
Pierwsze miłosne zaklęcia,
I chwytam dzban mój w objęcia,
Padając na flaszek stos.
Zdjętemu błogiem marzeniem
Zda się, że wracam znów
Do jasnych młodości snów
Ponad srebrzystym strumieniem!

Po kwiatach sączy się zdrój
A wietrzyk roznosi wonie...
Pierś ogniem szlachetnym płonie:
Chcę wznowić rycerski bój;
W dobranym braci orszaku
Ochoczo biegnę na szturm
I słyszę w odgłosie surm:
- „Zwycięstwo przy białym ptaku!”

Pośpieszam co zdąży koń
I u nóg kochanki klęczę:
Ona z obłoków rwie tęczę
I moją ozdabia skroń.
W rodzinne przychodzę strony
I witam rzucony dom,
I matki radośnym łzom
Powierzam zdobyte plony...


W pośrodku ojczystych pól...
Lecz tu się sen mój ucina.
Fantazyi gdy braknie wina,
Powraca zgłuszony ból,
Każda odnawia się rana:
Na trzeźwo nie mogę żyć...
A więc pozwólcie mi pić
Z mojego pełnego dzbana!








  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – swobodna.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Asnyk.