XXIV. Pociecha cnoty.
(W dzień imienin Jego Królewskiéj Mości).




Nunquam felix, qui semper felix.
Seneca.


Komu fortuna chętne z powicia
Przed wrota koło zatacza,
A dni jasnego poskoczne życia
Złotemi kreski naznacza;

Spokojność wiernym uzbraja szczytem;
Skutkiem uprzedza żądania,
Potrzeby plennym mierzy dosytem,
Natrętne smutki odgania.

Któżby nie mówił, iż ten szczęśliwy?
Lecz ja nie zajrzę mu przecie;
Jeśli nie doznał troski zgryźliwéj,
I co jest zmienność na świecie.

Nie zna błyskotnéj nędzy niedole,
Drzemiąc na łonie rozkoszy:
Bo jak go zdradnym grotem ukole,
Baczność i radę wypłoszy.

Podobny temu, co bystrym okiem
Z krągiem się promiennym zbracił;
Najlekszym znagła zdjęty pomrokiem
Rozumie, że wzrok utracił.

Grubsza ślepota na tego pada,
Kto nigdy nie widział cienia.
Z tęższym grom hukiem w pieskliwym siada
Uchu, gdy bez doświadczenia.

Blaskiem pochlebnym umyślnie wabi,
Chytra w swych postępkach pani;
Im miękczéj serce szczęściem osłabi,
Tym głębszym je sztychem zrani.

Ze złotéj cewki wiódł bez przysady
Neron godziny na tronie:
Zagrzmiał gdzieś Galba, aż on bez rady
Miecz w gnuśnym ponurza łonie.

A ty, Łokietku, choć cię trzykrotnym
Los gniewny ścigał pociskiem,
Igrzysko szczęścia, samę-ś odwrotnym
Fortunę zrobił igrzyskiem.

Przykre są nader fortunne kroki;
Długo się cieszyć — los rzadki.
Odmienia szczęście niepewne skoki,
A z góry szkodliwsze spadki.

Pomyślnéj doli te są przywary
I ludzi próżnych kłopotu:
Pomnażać zazdrość światłem bez miary,
A gasnąć téż bez powrotu.

Szczęśliwszy często, komu burzliwy
Długo upornie wiatr wieje;
Bo jeszcze przecie, dopóki żywy,
Tucznéj nie traci nadzieje;

Ufny w swym Bogu, ufny w sumnieniu,
Tą stalą mdłe serce krzepi;
Nuż po bezwinnym duszy zmartwieniu,
Los zdarzy, że będzie lepiéj!

Tymczasem mężny umysł wyprawia,
Dając z polorem hart cnoty;
I w równą wiernie szalę ustawia
Na uśmiech szczęścia i młoty.

Więc gdy lekuchnym niebo Zefirem
Zwaśnione wały pogodzi,
Potrafi dzielnym kierować styrem,
Jak w ciszy, tak i w powodzi.

Silniéj szlifowne kroją lemiesze,
Dłużéj trwa w głazie twarz ryta;
Dąb bujniéj rodzi, co go stal krzesze,
I z samych ciosów moc chwyta.

Słodszéj, monarcho, godniejszy doli!
Już to czas liczby pozbywa,
Jak cię od swoich i obcych boli,
Jak cierpi dobroć prawdziwa.

Oświecasz, darzysz, pracujesz szczerze:
Mało to w nieczułych może.
Skąd wdzięczne pszczoła nektary, bierze
Zły pająk jady i z róże.

W zbutwiałéj kleci drzemiąc bez rządu
Niewzględna na bliską zgubę,
Dała jéj zwierzchność płynąć do lądu;
I stąd ma wielkości chlubę.

Cudzych zasiewów zbierając plony,
Król jesteś najmniéj szczęśliwy:
I ów Kazimierz nader wielbiony
Teby nie poprawił dziwy.

Chciéj nam bezpieczność, chciéj pokój wrócić,
Głos słyszę zewsząd tajemnie;
A my tymczasem i ciebie kłócić
I siebie będziem wzajemnie.

Lecz już srogiego czas zamieszania
Swój upór uciszył nieco;
Rzadsze obłoki wietrzyk pogania,
Dni blaskiem weselszym świecą.

Powraca nazad Temis zelżona;
Martwa ojczyzna bez rady,
Czynności duchem trochę skrzepiona,
Życia pokazuje ślady.

Bezpieczniéj wolik w pole wychodzi,
Kmiotek się bierze do pługa;
Znosi towary handlarz do łodzi,
Zna pan swe prawa i sługa.

Ile w powszechnym rzeczy zawrocie
Dobrze udziałać los dawa;
Twojéj mądrości, twéj, królu, cnocie
Rozum i serce przyznawa.

Niechaj nienawiść potwarzy sieje:
To przecie sternik jest prawy,
Co choć mu wicher poszarpał reje,
Zupełnéj nie stracił nawy.

Gdzie wszyscy błądzą, gdzie każdy miesza,
I na prywatę wysila:
Temu na skroni wdzięczność laur wiesza,
Który się najmniéj pomyla.

Rzeczy na świecie chodzą koleją,
Mieszając sprawy człowiecze.
My się przy tobie cieszym nadzieją!
Za szczęściem smutek się wlecze.
1775, XI, 289 — 294.