[222]Klątwa So. Wojciecha.
(z Wielkopolski.)
Wspomnienie Świętego Wojciecha w niektórych okolicach Wielkopolski jest tak popularne, jak Ś. Jadwigi na Szląsku, a królowéj Bony na Mazowszu. Ztąd nazwisko jego dowolnie mięszane bywa do różnych powiastek i gadek, — często w dziwnéj niezgodzie z chrześcijańskim charakterem i godnością świętego męża.
Jedna z takich gadek, w zbiorze Siemińskiego podana, opowiada jako Ś Wojciech, przechodząc wieś Rudę, w Kaliskiém, rozgniéwany na przelatującą srokę, która mu brewiarz splugawiła, zaklął tak sroki, że nigdy odtąd niczyje oko ptaka tego w Rudzie niewidziało.
Mnie zdarzyło się spotkać z powieścią podobnegoż rodzaju, odniesioną do miasta Wielunia, w Kaliskiem także położonego. — Podług niéj miał raz Święty Wojciech odprawiać tam mszę pod gołém [223]niebem, w któréj cisnące się zewsząd do ółtarza węże gdy mu sykaniem czyniły przeszkodę, zaklął je ażeby wszystkie skamieniały: — i tak się stało. Odtąd około Wielunia, na milę obwodu, nie ma wcale być węży; za skamieniałe zaś węże uważane są licznie znajdujące się w tamtéj okolicy skamieniałości, kształt zwiniętego węża mające.
Skamieniałości te z resztą, — których kilka w ręku miałem, znajdywane w kamieniu wapiennym, są to ogromne (pół łokcia i więcéj średnicy) ślimaki, do pospolitych dzisiaj we wodzie zupełnie formą podobne. —