<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Podróż Naokoło Księżyca
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1870
Druk Drukarnia Gazety Polskiéj
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Autour de la Lune
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
ROZDZIAŁ XVI.

Półkula południowa.

Pocisk uniknął bardzo ważnego i wcale nieprzewidzianego niebezpieczeństwa. Któżby pomyślał o takiem spotkaniu z meteorami? Te ciała błądzące mogły na serjo zatrwożyć naszych podróżników. Bolidy były dla nich skałami na tem morzu eterycznem, których, mniej szczęśliwi niż żeglarze, uniknąć nawet nie mogli. Lecz czyż się na to uskarżali ci awanturnicy przestworza? Nie, albowiem natura dała im ten wspaniały widok meteoru kosmicznego pękającego przez zbyteczne naprężenie, i ponieważ ten nieporównany fajerwerk, jakiegoby żaden najzręczniejszy ogniomistrz urządzić nie potrafił, oświecił im na kilka sekund niewidzialną stronę księżyca. W tem nagłem rozjaśnieniu ukazały im się lądy, morza i lasy. Czy więc atmosfera przynosiła tej nieznanej stronie swe atomy ożywcze? pytanie to wielkie, nierozwiązalne, wiecznie stające w obec ludzkiej ciekawości.
Była wtedy godzina wpół do czwartej wieczorem, kula postępowała w kierunku swej krzywej linji naokoło księżyca. Czyż bieg jej raz jeszcze zmienionym został przez meteor? Można się było tego obawiać. Pocisk tymczasem musiał postępować po linji krzywej, niezmiennie oznaczonej prawami mechaniki racjonalnej. Barbicane wierzył, że tą krzywą będzie raczej parabola niż hyperbola. Jednak, przypuściwszy nawet tę parabolę, kula powinna była wyjść dość nagle z ostrokręgu cienia rzucanego na przestrzeń będącą naprzeciw słońca. Ten ostrokrąg jest w rzeczy samej bardzo wązki, tak bowiem średnica kątowa księżyca jest mała w porównaniu ze średnicą słońca. Tak tedy, aż dotąd pocisk bujał w tej zupełnej ciemności. Jakakolwiek była jego prędkość, a nie mogła być małą, perjod jego ukrycia się trwał ciągle. Był to fakt oczywisty, ale możeby tak być nie powinno, w przypuszczeniu że droga jest ściśle paraboliczną. Było to nowe zadanie wgryzające się w mózg Barbicane’a, prawdziwie zaklętego w zaczarowane koło rzeczy mu nieznanych, z którego wyjść nie umiał.
Żaden z podróżników nie myślał o spoczynku. Każdy spodziewał się jakiegoś niespodzianego wypadku, któryby rzucił nowe światło na ich badania sfer księżycowych. Około piątej godziny, Michał Ardan, rozdzielił tytułem obiadu kilka kawałków chleba i mięsa zimnego; spożyto je szybko nie oddalając się nawet od swych okienek, których szyby wciąż były pokryte grubą warstwą lodu.
Na kwadrans przed szóstą wieczorem, Nicholl przez lunetę dojrzał na południowym brzegu księżyca i w kierunku jakiego pocisk się trzymał, kilka jasnych punktów odznaczających się na czarnej nieba oponie. Możnaby powiedzieć, że to błyszczące sztyfty zaostrzone. Takim się przedstawia brzeg księżyca, gdy ten w jednym ze swych oktantów się znajduje.
Trudno się było omylić. Nie był to meteor, którego ruchu ani barwy nie miał ten skrawek świetlny. Nie był to tembardziej wulkan wybuchający; więc też Barbicane bez wahania zawołał:
— To słońce!
— Co! słońce? wykrzyknęli Nicholl i Michał Ardan.
— Tak moi przyjaciele, ono samo oświeca wierzchołki tych gór, leżących na południowym brzegu księżyca. Widocznie zbliżamy się do bieguna południowego.
— Po przejściu bieguna północnego, dodał Michał Ardan. Objechaliśmy tedy naokoło naszego satelitę.
— Tak jest mój dzielny Michale.
— A więc nie mamy się już czego obawiać żadnych paraboli, hyperboli i linij krzywych o gałęziach nieskończonych?
— Nie, lecz mamy krzywą zamkniętą.
— Która się nazywa?
— Elipsą. Zamiast zginąć w przestrzeniach międzyplanetarnych, podobnem jest do prawdy, że pocisk opisywać wciąż będzie drogę eliptyczną naokoło księżyca.
— Doprawdy!
— I że zostanie jego satelitą.
— Do kroćset księżyców! wrzasnął Michał Ardan.
— Tylko zrobię ci uwagę mój zacny przyjacielu, mówił Barbicane, że my niemniej jesteśmy zgubieni.
— Tak, lecz w inny i zabawniejszy sposób — z uśmiechem odpowiedział nietroszczący się o nic Francuz.
Prezes Barbicane miał słuszność. Opisując tę drogę eliptyczną, pocisk miał na wieki tak krążyć naokoło księżyca, jakby satelita drugiego rzędu. Była to nowa gwiazda, która przybyła światu słonecznemu, maleńki światek zaludniony trzema mieszkańcami, zagrożonymi śmiercią w rychłym czasie z powodu braku powietrza. Barbicane nie mógł się zatem cieszyć z tego położenia, w jakie kulę wprowadził wpływ sił odśrodkowej i dośrodkowej. Mieli znowu zobaczyć oświetloną stronę tarczy księżyca. Może nawet życie ich przeciągnie się tak długo, że ujrzą poraz ostatni ziemię w pełni, wspaniale oświeconą promieniami słońca. Może będą mogli przesłać ostatnie pożegnanie tej ziemi, której już nigdy nie mieli oglądać. Potem, pocisk ich zostanie massą zagasłą, umarłą, podobną do tych bezwładnych asteroid, krążących w eterze. Jedyną dla nich w tej chwili pociechą było to, że wyjdą nareszcie z tych nieprzeniknionych ciemności, że do światła powrócą nareszcie.
Tymczasem góry przez Barbicane’a rozpoznane coraz więcej wynurzały się z ciemności. Były to góry Doerfel i Leibnitz, które na południe ciągną się w przybiegunowych okolicach księżyca.
Wszystkie góry półkuli widzialnej, wymierzone były z zupełną dokładnością, i niech to nikogo nie dziwi, gdyż pozwalają to uczynić metody hypsometryczne bardzo ścisłe. Możnaby nawet twierdzić napewno, że góry księżycowe z niemniejszą jak ziemskie wymierzone zostały dokładnością.
Najpowszechniej przyjętym sposobem jest wymierzanie cienia rzucanego przez góry, z przyjęciem w rachunek wysokości słońca w chwili obserwacji. Wymiar ten otrzymuje się bardzo łatwo za pomocą lunety opatrzonej siatką z dwóch nitek równoległych, przypuszczając rozumie się, że średnica rzeczywista tarczy jest dokładnie wiadomą. Tymże samym sposobem obliczyć można głębokość kraterów i wklęsłości księżyca. Galileusz używał już tej metody, a później pp. Beer i Maedler z największem używali jej powodzeniem.
Inny sposób, zwany metodą promieni stycznych, może być także zastosowany do wymierzania wyniosłości księżycowych. Zastosować się ona daje wtedy, gdy góry stanowią punkta świetlne, na linji oddzielającej cień od światła i takowe widzieć się dają na ciemnej stronie tarczy. Te punkta świetlne powstają z odbicia promieni słonecznych wyższych od tych, jakie oznaczają granicę fazy. Wymierzenie przerw ciemnych pomiędzy punktem świetlnym, a częścią świetlną fazy najbliższej, daje dokładną wysokość tego punktu. Sposobu tego używać można jedynie do wymiaru gór najbliższych linji oddzielającej cień od światła.
Trzecia metoda zależy na wymierzeniu profilu gór księżycowych rysujących się w głębi, za pomocą mikrometru; lecz ten sposób da się zastosować tylko do gór położonych na brzegu księżyca.
Łatwo spostrzedz, że wszystkie te wymiary cieni, przerw, lub profilów mogą wtedy tylko być dopełnione, gdy promienie słoneczne padają ukośnie na księżyc, w stosunku do obserwującego. Gdy zaś promienie padają wprost, czyli gdy księżyc jest w pełni, wszelki cień znika z jego tarczy, i obserwacja staje się niemożliwą.
Galileusz pierwszy, przekonany o istnieniu gór na księżycu, użył metody cieniów, dla obliczenia ich wysokości, którą jako średnią oznaczył na 4,500 sążni. Hevelius znacznie zmniejszył te cyfry, a Riccioli przeciwnie w dwójnasób je zwiększył. Jeden i drugi przesadzili w swych obliczeniach. Herschell mając już udoskonalone narzędzia, najbliższym był prawdy hypsometrycznej, lecz ostatecznie znaleźć ją można w sprawozdaniach obserwatorów nowoczesnych.
Najbieglejsi dotąd selenografowie pp. Beer i Maedler, wymierzyli tysiąc dziewięćdziesiąt pięć gór księżycowych. Z ich obrachowań wypada, że sześć z tych gór mają wysokości przeszło 5,800 metrów, a dwadzieścia dwie przeszło 4,800. Najwyższy wierzchołek na księżycu wynosi 7,603 metry; jest więc niższym od gór na ziemi, bo niektóre z nich wyższe są od niego o 500 do 600 sążni. Lecz zrobimy tu jednę uwagę. Jeśli porównamy wielkość dwóch gwiazd, to góry księżycowe są względnie wyższe od gór ziemskich. Pierwsze stanowią setną siedmdziesiątą część średnicy księżyca, a drugie tylko tysiączną czterechsetną czterdziestą część średnicy ziemi. Ażeby góra ziemska dosięgła rozmiarów odpowiednich góry księżycowej, wysokość jej prostopadła musiałaby wynosić sześć i pół lieues, a tymczasem najwyższa ma tylko dziewięć kilometrów.
Z porównania wypadnie, że łańcuch Himalaya ma trzy wierzchołki wyższe od księżycowych, to jest górę Everest wysoką na 8,837 metrów, Kunchinjuga 8,588 metrów, i Dawalagiri 8,187 metrów. — Góry Doerfel i Leibnitz na księżycu, wysokością równają się górze Jewahir z tegoż samego łańcucha 7,603 metry. Newton, Casatus, Curtius, Short, Tycho, Clavius, Blancanus, Endymion, główniejsze szczyty Kaukazu i Apeninów, wyższe są od góry Mont-Blanc, która ma 4810 metrów. Równe zaś są: górze Mont-Blanc, Moret, Theophyle, Catharnia; górze Rose (4,636 metrów) Piccolomini, Werner, Harpelus; górze Cervin (4,552 metry) Macrobe, Eratosthenes, Albaterue, Delambre; szczytowi Teneryffy (3,710 metrów) Bacon, Cysatus, Philolaus i wierzchołki Alp; górze Perdu w Pyreneach (3,351 metrów) Roemer i Bogusławski; i (3,237 metrów) Herkules, Atlas, Furnerius.
Te są główniejsze punkta porównania, które pozwalają ocenić wysokość gór księżycowych. Droga jaką pocisk przebywał właśnie prowadziła ich do tej górzystej okolicy półkuli południowej, gdzie właśnie wznosiły się najpyszniejsze okazy orografji księżycowej.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Verne.