Podróż do Turcyi i Egiptu/List IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podróż do Turcyi i Egiptu |
Podtytuł | Z wiadomością o życiu i pismach tego autora |
Wydawca | Żegota Pauli |
Data wyd. | 1849 |
Druk | Drukarnie D. E. Friedleina |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Właśnie teraz powracam do siebie, rad bardzo z wizyty, którąm oddał pierwszemu Teketowi Derwiszów Mewlewi. Przełożony ich przyjął mię w pokoju, który przedzielony był tylko zasłoną od izby, w któréj kobiety jego bawiły; poszedł do nich na chwilę i rozkazał im śpiewać; »Głosy kobiet — rzekł mi powracając — rozweselają serce, a świat ten jest światem z dymu, na którym o uciechach myśleć tylko potrzeba.« Gdy przyszła godzina modlitwy, Derwisze zebrali się do niego, on stanął na ich czele i udał się ku meczetowi; najmłodszy z nich oddzielił się z gromady i zaprowadził mię do okna, z którego nabożeństwo widzieć mogłem. Równie ono jest wesołe jak ich moralność: zaczyna się od przyjemnéj muzyki, całéj w semitonach, któréj powolność i smutna harmonija zdaje się zatapiać Derwiszów w świętych uwagach. Muzyka staje się potym żywszą. Derwisze wstają wszyscy razem, padają na twarz przed przełożonym, a potym na palcach prawéj nogi kręcą się z niezmierną szybkością; pofałdowane spodnice rozciągając się w cyrkuł koło nich, wiele im dają podobieństwa do cygi czyli bąka, który dzieci puszczają.
Byłem wczoraj aż na końcu przedmieścia Skutari dla przypatrzenia się obrządkom duchownym Derwiszów Rufai. Stanęli najprzód w koło i zaczęli sobie śpiewać do ucha jeden drugiemu; potym zaczęli się kiwać w różne strony z gwałtownemi łamaniami, powtarzając te słowa: Iłłah, hu, hu. Po cztérogodzinném podobném ćwiczeniu, rzekłbyś, że wszyscy wpadli w szaleństwo, które nie zupełnie zdało mi się być udawaném. Jedni rzucali się na ziemię i bili głową o mur, drudzy pienili się, wpadali w konwulsyje i wołali, że widzieli Proroka; przyniesiono nakoniec obcęgi żelazne rozpalone w oczach naszych: najżarliwsi rzucili się na nie i trzymali je w gębie póty, póki nie zgasły zupełnie. Obrządki skończyły się cudami, które czynił przełożony, dotykając się chorych i skaleczonych.