Podróż do Turcyi i Egiptu/List XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podróż do Turcyi i Egiptu |
Podtytuł | Z wiadomością o życiu i pismach tego autora |
Wydawca | Żegota Pauli |
Data wyd. | 1849 |
Druk | Drukarnie D. E. Friedleina |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Powiedziałem WPani że miejsce, w którém od dwóch niedziel jesteśmy, jest piękne nadbrzeże u spodu góry Idy, któréj lasy ciągną się aż do morza. Wśród dzikiego tego ustronia są ogrody dość dobrze uprawne jak na kraj. W jednym z nich założyłem mieszkanie moje: altana okryta drzewem i przyparta do domostwa, całe me składa mieszkanie. Opodal jest rzeczka przez którą rzucono kładki: zbudowany tam kafenhauz odbiera chłód od wody, która płynie spodem i przez cień wielkiego klonu, którego gałęzie służą mu za dach. Tam bywają co tydzień targi, gdzie się zbierają wszyscy z okolicy mieszkańcy. Z drugiéj strony rzeki są dwa długie klony, z których jeden służy za schronienie podróżnym, drugi wielbłądom; tak są wielkie, że całą zasłonić mogą karawanę. Z początku, mieszkańcy zdziwili nas miną swą dumną i bronią którą są zawsze okryci, lecz wkrótce poznaliśmy, że to jest najpowolniejszy lud z całych Turek; korzystając z téj znajomości zapuszczałem się z rozkoszą w rozległych dolinach i lasach góry Idy: piękności natury lubo tam hojnie rozrzucone, nie same tylko miały dla mnie powaby. Widziałem tam pola, gdzie szczęśliwy Parys trzód swych pilnował; cedry które Hektor w ręku swych ważył; laur który tu zachował imię Dafny, i wszystkie te rzeczy wzbudzały we mnie pamiątkę starożytności, żywiéj może niż marmury i kolumny. Dzisiaj już porzucamy to miejsce nie bez żalu z mojéj strony przynajmniéj, byłem tam szczęśliwym i kosztowałem téj spokojnéj słodyczy, którą człowiek czuje kiedy się do natury zbliża. Już mamy rozwinąć żagle, i nie czekamy tylko na Kadego z tutejszéj okolicy, który jedzie do Mekki i z nami wsiada na okręt.
Przepłynęliśmy dzisiejszéj nocy między wyspami Moskonis i Lesbos, sławnemi urodzeniem Safy i tym rodzajem miłości, którą niewiasty tureckie przejęły potém od Greczynek. Około południa przeszliśmy między Szio (Chio) i portem Cizme tak nieszczęsnym flocie ottomańskiéj. Znaleźliśmy tam eskadrę kapitana baszy, któremu widok ten nieprzywiódł zapewne przyjemnych wspomnień.