Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa/Czasu obiadu...

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa
Podtytuł w r. 1787.
Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1860
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

«Czasu obiadu, pisze Plater, różne zabawne rozmowy zdały się tą razą właściwsze niż w dniu sobotnim, dodając więcej smaku wybornéj kuchni p. Tremo, gdyż o różnych krajów ucztach była mowa, a najszczególniéj prowadzący dyskurs zastanawiali się nad przepychem włoskich panów, u których pomimo mało kosztownych win własnego kraju, fruktów i desertu, od trzydziestu kilku osób stół, trzysta i więcéj czerwonych złotych kosztować zwykł; dla téj osobliwości, że niéma w tamtym kraju uczty bez ryb, a te z najodleglejszych stron sprowadzane być muszą. Przypomina dosyć właściwie ten kaprys, czasy rzymskiego panowania za Heliogabala cesarza, który mózgi pawiów i jaja najrzadszych ptaków, kazał sobie do stołu podawać, a morskiemi rybami zwykł był siebie tuczyć, choć najodlegléj od brzegów morza mieszkał, w portach zaś źwierzyną chciał mieć stoły zastawiane. — »
Po kawie prezentował się królowi p. de la Meûtte podpółkownik wojsk francuzkich, synowiec feldmarszałka de Broglie, kawaler Maltański, jadący do Konstantynopola, ale z drogi wracać zmuszony, jak mówił, dla uchodzącego urlopu. Po wieczerzy grano à la guerre w billard.
W poniedziałek rano lubo było wietrzno, król przejeżdżał się konno, i dotarł raz piérwszy do krynicy Spas zwanéj, od któréj poczyna się rzeczka Kaniów przepływająca. Niedaleko źródła upolowano szczupaka, w ten sposób, że gdy ryba korzystając z słonecznego ciepła, mimo huku i odgłosu stąpania końskiego, na powierzchnię wody wypłynęła i na niéj się utrzymywała, starosta Mielnicki przybliżywszy się z pistoletu ją zabił. Gdy dobywano pospiesznie zdobycz dość dużą a śliską i do ujęcia trudną, ks. podskarbi schwycił za skrzela nieostróżnie i dosyć mocno został w palec ukąszony.
Za powrótem do zamku, zjawił się na pokojach p. Bniński sędzia Poznański «który, dodaje Plater, czule bardzo przyjął odmówioną sobie zrana audjencją, chcąc to za złe mieć królowi, że czasem i stołem swoim nie podług widzi mi się każdego rozrządza, ale wedle własnéj swéj woli; — chociaż byłby sobie rzeczony p. sędzia i umartwieniu swemu skutecznie zapobiegł, gdyby się był zapytał mieszkających w Kaniowie o wydanym raz na zawsze N. Pana rozkazie, nie inaczéj prezentowania się nowo przybyłym jak po obiedzie. Może téż czułość rozdrażniona niespodzianém odmówieniem uspokojonąby w p. Bnińskim została, gdyby się dowiedział, że przed dziesięcią dniami toż samo i księcia Sapiehę generała artylerji spotkało, a z tego powodu przypomniany wierszyk: gaudiam est miseris, socios habuisse doloris, ułatwiłby połknięcie pigułki, która nadal skutecznym będzie lekarstwem przeciwko chorobie kraju naszego, i téj zwyczajnéj w obywatelach fixacji, aby król Polski nie miał być panem swéj woli i swych godzin, a z tego względu gorszym był stan jego od najmniejszego pana i gospodarza domu.»
Na obiedzie byli domowi kasztelan Biecki, kawaler de la Meûtte, generał Jerlicz, pisarz Reytan — senatorowie i obywatele kijowscy po obiedzie stawili się na pokojach. Od piątéj do ósméj, przechadzano się po różnych Kaniowa okolicach, była herbata u ks. podskarbiego, a w domu generała Jerlicza chodziły «liczną koleją» z rąk do rąk podawane kielichy. Że w niedzielę o późnym już zmroku postrzeżono bat wielki na Dnieprze, i domyślano się czyby to nie byli ci, co mieli dla cesarzowéj wytykać drogę, komenderował ks. podskarbi oficera od półków dla sprawdzenia. Ten w czasie herbaty przybył z raportem, że od piątku wytknięta jest droga, co wszystkich ucieszyło prędką nadzieja przybycia spodziewanych gości.
Na pół godziny przed wieczerzą wyszedł król z gabinetu, lecz postanowiwszy nazajutrz raniéj niż zwykle wyjechać pod Stepańce na musztrę półku, pożegnał towarzystwo przed wieczerzą, a około dziesiątéj wszyscy się rozeszli.
«Zapomniałem zaś przydać to do dziennika, pisze Plater, że p. sędzia Bniński chętnie czy mimowoli uledz rozkazowi N. Pana przymuszony prezentował się po obiedzie, i żądaną nawet prywatną audjencję otrzymał. Wkrótce pożegnał potém N. Pana śpiesząc, jak mówił dla interesów synowicy, po niedawno zmarłym generale Kraszewskim pozostałéj wdowy, starościnej Ułanowskiéj. — »
Między ósmą a dziewiątą we wtorek, król ruszył z całą kompanją pod Stepańce dla oglądania musztry jednego szwadronu lekkiego półku swego, który pod półkownikiem Koenigiem konsystował w Kaniowie, Korsuniu i Bogusławiu, sto kilkadziesiąt ludzi z niego tylko znajdowało się przy królu. Hr. Plater nie wiedząc o idących powozach, nie zabrał się z królem pod Stepańce, czego późniéj mocno żałował, że wybornych manewrów nie zobaczył. Przed obiadem nominował król p. Jakóba Korytkowskiego do grona młodzieży w kancelarji departamentu interesów zagranicznych pracującéj, i wezwał go do gabinetu do złożenia przysięgi na wierność i sekret, którą za czytającym Dzieduszyckim, przy konsyljarzu Platerze nowo wybrany wykonał, i rękę N. Pana ucałował. Na obiad zaproszeni zostali senatorowie Kijowscy kasztelan Żytomierski i Owrucki «a z powodu p. de la Meûtte, gdy o różnych panach francuzkich była mowa, wspomniano feldmarszałka Richelieu, który lubo w 91 roku wieku swojego, gdy miał sobie uczynioną propozycją, aby prezydencji w sądzie feldmarszałków francuzkich ustąpił, odpowiedział z żywością, dość jeszcze mającą w sobie dowcipu: Quoique je radotte, ce n’est cependant jamais que le soir. W dzień zatém mógł jeszcze publico być usłużnym.
Z powodu téj odpowiedzi, przypomniał N. Pan pewnego dawnego domu swojego przyjaciela, którego zaznał jeszcze w Anglji, podczas swych podróży, a którego rozum i naukę aby mógł lepiéj oszacować, musiał go odwiedzać między 11-tą a 12-tą w nocy. W tym czasie bowiem dopiero jakby z letargu obudzała się w nim dusza, i umysł orzeźwiał. — »
Następnie p. de la Meûtte z Kijowa powracający, doniósł królowi o książętach de Nassau i de Ligne po jednéj anegdocie o każdym. «Powróciwszy, mówiémy słowy Platera, do Kijowa wielki koniuszy Naryszkin z wynalezioną Bóg wié gdzie cygą wszedł na pokoje cesarzowéj, i sposobem zwyczajnym wyrzucił ją za pomocą sznura, tak, że przypadkiem w samym impecie pękła cyga, a drzazga z niéj oderwana uderzyła w skroń tak silnie ks. de Nassau, iż z porady doktorów musiał sobie krew kazać puścić. — Szczególnym trafem, ten co lwa zamordował i pod Gibraltarem uszedł śmierci od dwóch spikniętych na się żywiołów, o mało nie padł ofiarą dziecinnéj zabawki. Książe de Ligne obywatel w państwach dwóch, cesarstwie Niemieckiém i Rossyjskiém, przytém Francji i Polski, znajomy dobrze na europejskich dworach, i dla miłego dowcipu wszędzie przyjmowany, od niedziel kilku w Kijowie bawiący, gdy dnia jednego przyszedł odwiedzić lorda Fitz-Herbert posła angielskiego przy dworze Rossyjskim, znalazł go szukającego dystrakcji i przyglądającego się przez okno ulicznemu ruchowi. Miedzy innemi poseł angielski wpatrując się w bramę domu drewnianą jakie tu są powszechne, zapytał ks. de Ligne, czyby jéj do szubienicy nie znajdował podobną? — Widzę, odparł ks. de Ligne, czyniąc alluzją do właściwego w Anglji stanowi szlacheckiemu rodzaju kary — widzę, że w. miłości ślinkę do ust przywołało to podobieństwo. Gruby nieco żart ten, poseł z powodu zażyłości i przyjaźni z ks. de Ligne przyjął śmiechem, i spleenu swego na chwilę śmiejąc się zapomniał.
Po obiedzie, gdy w billard grano powrócił z Kijowa ks. Naruszewicz, między innemi dowodami grzecznemi dla siebie ks. Potemkina przywodząc to, że gdy w niedzielę miał być wyświęcony opat Pieczerski, (archimandryta) a biskup wprzód za ks. Teophanesem, który był jego przewodnikiem po pieczarach wnosił instancją: — okazało się, że tenże sam właśnie na tę godność został wyniesiony. Po grze w billard, król na godzinę odszedł do siebie, a między piątą a szóstą dla pięknéj pogody wyszedł spacerem oglądać gotującą się na przyjazd cesarzowéj illuminacją i fajerwerk, i wybrać punkt z któregoby mógł być najlepiéj zdjęty widok Kaniowa i floty mającéj przypłynąć.
«Koło tych zaś miejsc niedaleko, pisze diarjusz, na znacznéj wyniosłości, poszliśmy wszyscy oprócz N. Pana, (który to dawniéj już oglądał) dla przypatrzenia się zadziwiającemu natury przypadkowi, to jest zapadłemu pasowi ziemi na pięć sążni szerokości, a trzysta długości w takiéj pozycji, gdzie ani zbieg wiosennéj wody i podziemnych nurtów skutki, ani źródło ukryte wymytych lochów przyczyną być nie mogły.» Po wieczerzy kawaler de la Meûtte króla pożegnał.
We środę rano po przebudzeniu dopiéro dowiedziano się, że nocą znowu pożar był w miasteczku i trzy kramiki zniszczył, ale go nawet daléj stojący nie widzieli, ni słyszeli. Tylko kawaler de la Meûtte, bliższy niebezpieczeństwa, nie dosyć że się przestraszył, ale przelękniony z pośpiechem z izby wychodząc, tak się o nizki uszak głową silnie uderzył, że długo kaniowską pamiątkę mógł na czole nosić.
Pożar wszczęty między dwunastą a piérwszą, miał być pod owe kramiki jakoby podłożonym. Ścisła inkwizycja nastąpiła i examen ludzi różnych, których pod straż wzięto. «Może nakoniec dopyta się juryzdykcja marszałkowska, albo miejscowa ks. podskarbiego, kto był podpalaczem, pisze Plater, bo są niektórych zdania, że z żydów dziesięciu, których na dniu wtorkowym kozakami przypędzono, jeden kryjomo powrócony przez zemstę niegodziwość tę popełnił. Bądź co bądź jednak, gdy pewnie winowajca, jeżeli tylko przekonanym zostanie, nie ujdzie kary śmierci zasłużonéj, ta najprędzéj zapobieży dalszym konsekwencjom, które ponieważ na rezonowaniu, obzieraniu miejsca pogorzeliska, opatrzeniu domów krukami i kubłami wody pełnemi, rewidowaniu nakonioc po całém miasteczku włóczęgów i żadnego pana nie mających ludzi, całe rano zabawiały, zeszli się wszyscy w Kaniowie mieszkający do zamku przed samym obiadem, wraz z senatorami Kijowskiemi. Roztargnione i zmartwione umysły przypadkiem nocnym, potrzebowały koniecznie takiéj czasu obiadu rozrywki, któraby troskliwym myślom dywersją uczyniła. Dogadzając w téj mierze powszechnéj potrzebie, doniósł N. Panu jmks. biskup Naruszewicz, jak dla zabawy swéj, N. monarchini postąpić kazała na granicy, z wielkim koniuszym Naryszkinem z Kaniowa powracającym do Kijowa. Naprzód tedy zatrzymano go z wielkiém jego podziwieniem koło domu, gdzie była kwarantanna dla podejrzanych o zapowietrzenie i tu, że świadectwa żadnego o zdrowiu nie miał, przez wszelkie oczyszczenia i fumigacje zwykłe przejść zmuszono. Potém na komorze celnéj drugi raz zatrzymany, trzęsiony był ściśle dla ścisłego examinu, jeżeliby czego nowego albo zakazanego w towarach, i w monet polskich gatunkach do Rosji nie wprowadzał.
«To wszystko, gdy umyślnie z rozkazu dopełnioném zostało, wyobrazić sobie łatwo satysfakcją imperatorowéj z tego żartu, który nie mógł się nie udać, kiedy wyraźne jéj na to było rozporządzenie, a subalterni kwarantanny i komory dopełnić go jak najściśléj zostali obowiązani.»
Po obiedzie zimno i wiatr nie dozwoliły użyć przechadzki, ale za to smakowała wielce ciepła i aromatyczna herbata u księcia podskarbiego. N. Pan wyszedł dopiéro czasu wieczerzy a po niéj pożegnali go senatorowie Kijowscy.
Czwartkowy ranek obrócił król na obejrzenie okolic Kaniowa konno, wróciwszy po południu, odebrane kressy czytał i expedjował do obiadu, który podano o drugiéj. Nadbiegł oficer z Kijowa nazwiskiem Krzyżanowski, który oddał listy i przywiózł wiadomość, że oczekiwany niecierpliwie z Kremeńczuka półkownik Popow przyjechał do Kijowa, a wedle powszechnego odgłosu, cesarzowa miała jeszcze w tém mieście obchodzić dzień swych urodzin; i nie pierwéj jak około drugiego Maja w dalszą puścić się podróż. «Około piątéj, pisze diarjusz, N. Pan udał się do gabinetu swego dla wyexpedjowania na odwrót oficera wzwyż wspomnianego, a całe towarzystwo gdy się z zamku ruszyło, jam poszedł w kompanji ks. Michała Lubomirskiego i pisarza Morawskiego na gorę po nad miasteczkiem i Dnieprem znacznie wyniosłą, na któréj z rozkazu N. Pana wybudowana została piramida na dziesięć sążni wysoka w czasie płynienia imperatorowéj illuminowaną być mająca. Z ciekawości zaś gdyśmy we trzech na wierzch téj piramidy za pomocą wygodnych i bezpiecznych drabin we środku na sześć kondygnacji podzielonych weszli, śliczny widok odległych okolic i znaczna część Dniepru dająca się widzieć, niewymówną satysfakcją nas napełniły.»
W czasie herbaty u ks. podskarbiego, dano znać hr. Platerowi o przybyciu brata jego ex-pisarza Litewskiego, którego przyjął do swojego mieszkania. W pół godziny potém przyjechały do Kaniowa p. z Ledóchowskich Popielowa kasztelanowa Lwowska z córką i księżna Józefowa Lubomirska z domu Sosnowska, które się tego dnia nie prezentując N. Panu, zostały w mieszkaniu ks. Michała Lubomirskiego, który im ustąpił kwatery. Ex-pisarz Plater przyszedł z innemi na pokoje i mile został przyjęty. W czasie wieczerzy i bawienia w pokojach rozmawiano wesoło, i przywodzono różne anegdoty o królu Auguście II i marszałku Bielińskim, ale hr. Plater ich nie powtórzył w swoim dzienniku.
O pół do dwunastéj wszyscy się rozeszli.
Wiatr ostry i tęgi lubo przy wypogodzoném niebie, przeszkodził w piątek do konnéj przejażdżki, piechotą wszakże król obchodził okolice Kaniowa, osobliwie góry przygotowane do illuminacji i fajerwerków, które «dla znacznéj wyniosłości swéj, dodaje Plater, i dosyć przykrych choć umyślnie kopanych ścieżek, nie jednemu z assystujących N. Panu obfite z ciała wycisnęły poty, tym osobliwie, których hojniejsza natura, znaczniejszą sztuką mięsa obdarzyła.»
Około godziny obiadowéj przybyły na zamek damy i przez marszałkowę królowi prezentowane były, po czém zaproszone do obiadu wraz z p. ex-pisarzem Platerem. Około godziny szóstéj przybyli z Kijowa pp. Withort poseł angielski i Maisonneuve chargé d’affaires Maltański, potwierdzający doniesienie p. Krzyżanowskiego o postanowieniu cesarzowéj przebycia dnia galowego w Kijowie. Imperatorowa miała nazajutrz wypłynąć w dalszą drogę do Kremeńczuka, i d. 3 Maja we czwartek jest obiad na statku, o dziesięć wiorst od Kijowa nocując, drugi zaś nocleg naznaczony był pod Kaniowem o drugie dziesięć wiorst. W sobotę więc przed południem spodziewano się cesarzowéj. Na herbatę do ks. podskarbiego przybył i król, a wieczorem prezentowali się p. Kozłowski starosta Bracławski znany w Polsce i za granicą częstemi z Rzewuskim pisarzem Pol. Kor. odprawianemi pojedynkami (co tém bardziéj zdziwiło, że wieść chodziła jakoby przed trzema tygodniami przewożąc się przez Boh wraz z synem utonął) — i hr. Tarnowski dziedzic Wasilewszczyzny, który z żoną przyjechał, ale ją ból głowy w kwaterze tego dnia zatrzymał. Król dotrzymując kompanji damom około godziny dwunastéj odszedł dopiéro.
W sobotę, która była szóstą od wyjazdu z Warszawy, król znowu konno jeździł z całym dworem i gośćmi dla oglądania pięknych okolic Kaniowa. Damy w karetach tę przejażdżkę odprawujące, lubo chciały być wszędzie gdzie konno jadący, ale im przykre drogi nie dozwoliły. Spacer przeciągnął się do godziny piérwszéj. Na obiedzie wszystkie damy i minister angielski się znajdował. «Była mowa o bajkach gazeciarzy, o których pewnie w późniejszym czasie, gdy więcéj jeszcze spodziewać się do roztrząsania powodów, do późniejszych zachowuje się listów, rozumiejąc, iż teraźniejszy dosyć będzie na tém zakończyć, że po obiedzie była kawa, rozejście się, daléj herbata, billard, wieczerza i pożegnanie N. Pana...» Wieczorem zabawiła gości muzyka z amatorów i regimentarzy orkiestry (sic) złożona.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.