Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa/D. 4 Maja

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa
Podtytuł w r. 1787.
Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1860
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

D. 4 Maja.

List datowany jak wyżéj, trzydziesty z rzędu tak poważnie rozpoczyna hr. Plater: «Jeszcze o moment cierpliwości czytelników moich proszę, a pewnie ci równie ze mną tę otrzymają nagrodę, że długo oczekiwana epoka przyjdzie nareszcie, jeżeli według ostatnich wiadomości nie odmieni się zamiar imperatorowéj względem jéj wypłynienia z Kijowa. Będzie to zapewne pamiętną okolicznością, a może (co dałby Bóg) szczęśliwszą niżeli nejsztadzkie z nieboszczykiem królem Pruskim cesarza widzenie się. Jeżeliby jednak w losie to było narodu naszego, ażeby przeciwne dawniejszym nie miały nastąpić skutki, i nieszczęście ojczyzny do przeznaczonego non plus ultra, jeszcze nie miało dochodzić, życzyć przynajmniéj wiernemu Polakowi należy dniów pogodnych, po zgubnie doświadczonych burzach, życzyć przynajmniéj uprzejmie królowi należy, ażeby kiedyś także spoczął bezpiecznie na tronie, i wieniec zasłużony za trudy panowania, na bielejące jego skronie Opatrzność łaskawa włożyła dla dobra kraju, ludu i jego samego. Ale dokąd mnie zapęd patoistyczny pociągnął? może kto z ciekawych gazet czytelników, nauczony przez gazeciarzów niższego Renu i Lejdejskiego rozumiałby, że posiadam ten sekret, który ma zadziwić Europę, sekret prawdziwy, bo odemnie nikt się o nim nie dowie, gdy tak mało o nim, jak i sam gazeciarze wiem w tym momencie.»
W sobotę wieczór przybył podkomorzy Orłowski z dóbr swoich przyległych Smilańszczyznie a raczéj opasanych przez nią, gdzie dla weryfikaty intrat podanych przez plenipotentów ks. Potemkina, zapewne dla sprzedaży projektowanéj zjeżdżał, i zaraz w dalszą do Kijowa udawał się drogę. N. Pan podług projektu w wigilją uczynionego o jedénastéj zrana zjechał z całym dworem, ministrami i senatorami do cerkwi KKs. Bazyljanów, gdzie mszy pontyfikalnéj wysłuchawszy, do zamku powrócił. Damy zmieniały toalety, a król expedjował pocztę, o godzinie zaś drugiéj wszyscy się znowu zgromadzili, oprócz p. Popielowéj, która dla okrutnego kataru w łóżko się musiała położyć. Na obiedzie znajdowali się oprócz dawniéj przybyłych Bierzyński podkomorzy Żytomiérski i Kordysz pisarz, dziedzic Czartorji. Po obiedzie pożegnali króla odjeżdżający do Kijowa na tamtejsze fety ks. podskarbi i ex-pisarz Plater. Około godziny piątéj, król dla spaceru udał się do miasteczka przepełnionego ludem, z powodu poniedziałkowego jarmarku «tu, nie tylko, pisze Plater, ciekawym tłumem został otoczony, ale z dwóch osobliwie chłopów niezmiernie ucieszony, z których jeden ofiarujący królowi bułkę chleba, gdy był zapytany dla czegoby to czynił, odpowiedział w prostocie, że tego użył sposobu ażeby się dłużéj królowi przypatrzéć, a drugi z pełni uradowanego serca, że N. Pana oglądał, klęcząc minut kilka miał przemowę tłómaczącą radość którą był przejęty.»

Król kończąc spacer wstąpił do kasztelanowéj Lwowskiéj i hr. Tarnowskiéj, gdzie część towarzystwa zgromadzoną znalazł, po czém powrócił do gabinetu, i dzień zamknęła gra w billard i wieczerza.
«W poniedziałek nadzwyczajnie ludnym zrobił się Kaniów, a że przeciwnym sposobem od tego co po stolicach się praktykuje, rzadko gdzie widziana była kareta szybkością pędu i nieludzkością stangreta rozpędzająca wieśniaków, łamiąca i gruchocząca ich mizerne wozy, zapędzająca nakoniec zgiełki gromadne pieszego ludu do domów i ciasnych zakątów dla uchronienia się od kalectwa, śmierci nawet często.. Swobodnie więc chłopstwo obojéj płci rynek i wszystkie uliczki napełniało, bawiąc się bezpiecznie targiem i rozrywką wiejskiemu stanowi przyzwoitą, już nakoniec wolném z miejsca na miejsce przechadzaniem się. Słowem, kto zna wiejskich miasteczek jarmarki, wyobrazi sobie gatunek ludności, i swobodny szmer roju wieśniaków napełniającego cały Kaniów. Może to jednak nad inne podobne jarmarki nadzwyczajnym czyniło ten, któryśmy tu mieli w poniedziałek, że wszyscy prawie z panów assystujący N. Panu a pieszo zwyczajnie odbywający wizyty, i do zamku przybywający, równie jak z tamtąd do siebie powracający, gdy się z pospolitym mięszali gminem, widać było obok siermięgi mundury oświecone gwiazdami, tuż przy głowie niezgrabną czupryną okrytéj i długą brodą obrosłéj, utrefione fryzurami twarze, a kornetom i wykwintnym dam zacnych strojem służące za cień, kobiét prostych namitki i grube odzienie. Co wszystko żywém wyobrażeniem było owego piérwiastkowego świata wieku, w którym równość nie znała zgubnéj różnicy, na wzorach dzisiaj zasadzonéj, i bogatemu albo przypadkiem piérwéj z pod jarzma wyprzężonemu nie pozwala gardzić uboższym i deptać ten stan nieszczęśliwy z którego jednak możny wysysa cały swój byt pomyślny. To widowisko wolnie i swobodnie napełniającego cały Kaniów gminu pobudziło ciekawość N. Pana, który zaraz od nie pierzchliwego ludu i żadną dzikością starszeństwa nie przestraszonego, otoczonym został w podobieństwie owego bajecznego pasterza, którego w około gromadnie owiec otaczają trzody. Już jedni z zebranéj prostoty zapominając kufla stali jak wryci dla ciekawego króla i pana swego oglądania, już inni śmielsi zbliżali się dla tego, ażeby dzieciom i wnukom to w ustnéj zostawić mogli tradycji, że własnemi oczami monarsze przypatrywali się, już nakoniec płeć biała we wszystkich stanach śmielsza zapędzała chłopców za się, ażeby przeszkody nie miała we własnéj ciekawości i razem w assystencji królewskiéj, cieszyła się widokiem tych, których grzeczność i w wiejskich wdziękach lubi najdować dla siebie wabne ponęty. Ta zaś śmiałość kobiécego tutaj jak wszędzie, nie zawsze pierzchającego rodu, przypomina mi przed trzema tygodniami odpowiedź pewnéj wieśniaczki w Kaniowie królowi uczynioną, która spotkana na ulicy i przynęcona przez cudzoziemców assystujących N. Panu, gdy była zapytaną, którenby z nich podobał się onéj; uśmiechem pierwéj zadziwienie nad pytaniem oświadczyła, a potém śmiało do samego króla obróciwszy się, rzekła: — Waszeć najlepiéj mi się podobasz, przydawszy za przyczynę gdy o nią była zagadniona — Bo Waszeć Miłościwy Pan.
«Po przeciśnieniu się przez tłum napełniający miasteczko, zaszedł W. Pan do domu jednego z miejscowych parochów dla nawiedzeni i tam kasztelanowéj Lwowskiéj, która całą niedzielę w łóżku przebyła dla katarowéj słabości, a tam znalazłszy ją już znacznie na zdrowiu wydobrzałą, miał sobie przez jw. Miera kasztel. Inflantskiego w wigilją do Kaniowa przybyłego prezentowanym karła szlacheckiego rodu Podlasianina nazwiskiem Nurzyńskiego, który sto i blizko dziesięciu lat sobie liczący, twierdził, że za króla Jana służył jako towarzysz w wojsku, i to za największe sobie poczytywał szczęście, że był w Wolczynie w czasie chrztu N. Pana. Że jednak w relacjach swoich mięszał niektóre epoki, temu przynajmniéj zupełnéj dawać wiary nie można, ażeby za Jana III. mógł być już towarzyszem, a najbardziéj ażeby z tym królem był pod Wiedniem jak w relacji swéj przydawał, kiedy po całéj Polsce obchodzona wieku całego rocznica, świéżą jest dla wszystkich pamięcią, że już lat 100 minęły owemu sławnemu zwycięztwu, a za świadectwem metryki Nurzyńskiego o któréj kasztelan mówił, że ją ma, lata karła nie przechodzą jeszcze liczby 110. Wszakże chociażby to ostatnie bajeczném było, zawsze to będzie cudem natury, że tyloletnim jest Nurzyński, kiedy z doświadczenia i przyczyn fizycznych znoski rodzaju ludzkiego tyle żyć nie mogą, jak zupełnego wzrostu ludzie, a wiek ich chociażby do sta lat dochodził tylko, w proporcji doskonałego i w zupełnym wigorze mężczyzny, wyrównywa dwiestu.»

Król odprawił późniéj kurjera do Kijowa i siadł do stołu, do którego wezwany był prócz innych kasztelan Inflantski. Po obiedzie prezentował się Działyński starszy wojewodzic Kaliski ożeniony z kasztelanką Woroniczówną. Na herbatę zebrali się wszyscy do hetmana Tyszkiewicza, dokąd i kasztelanowa Lwowska z córką przybyła.. Król o ósméj dopiéro wyszedł na pokoje, gdzie mu przedstawił marszałek p. Hańskiego chorążego Kijowskiego i dwóch obywateli gubernji Mohilewskiéj p. Poniatowskiego prokurora i Hołyńskiego marszałka powiatowego brata rodzonego p. Sumińskiéj kasztelanowéj Brzesko-Kujawskiéj. Pp. Działyński i Tarnowski pożegnali N. Pana. Po wieczerzy damy siadły do kart wista i tryszaka, a muzyka zabawiała kompanją.
«Noc pogodna i ciepła, pisze nasz korespondent, a przytém od księżyca w pełni oświecona, obiecywała, wprawdzie poranek wtorkowy równie miły, który król na spacer konny obrócić postanowił, lecz skutek omylił nadzieję, gdyśmy przebudzeni niebo zachmurzone znaleźli, a wiatr dosyć przykry, oczom nie nazbyt był pożądanym. Z tém wszystkiém, N. Pan użył koło Kaniowa konnéj przejażdżki, a niedługo po powrócie zjawili się nowi goście z Kijowa pp. Suwarow generał en chef i Springport generał-major, w przejeździe do Kremeńczuka, piérwszy lądem, drugi wodą. Kto dzieje kraju naszego w czasie konfederackich rozruchów pamięta, a najbardziéj pod Stołowiczami nieszczęśliwie znajdował się, ten zna dobrze generała Suwarowa. Z pozoru podobny jest do Karola XII, a więcéj jeszcze z pracowitości prawdziwie żołnierskiéj. Generał Springport Szwed z rodu dał się najznakomiciéj światu poznać w okolicznościach ostatniéj rewolucji Szwedzkiéj i téj przemiany rządu, która jest dziełem panującego dzisiejszego króla. Musiał zaś dosyć znacznie zasłużyć na względy N. Imperatorowéj, kiedy nie służywszy w wojsku rossyjskim, generał-majorem prosto uczynionym został, i w jednym dniu prawie razem szambelanem, a przytém dobrami w gubernji Mohilewskiéj obdarzony. Ci nowo przybyli udali się naprzód do jw. marszałka w. Kor. przy wizycie zwyczajnéj, jako pierwszemu ministrowi dopraszając się u tegoż wyrobienia dla siebie audjencji u N. Pana, a gdy do udania się na pokoje godzinę piérwszą z południa udeterminowaną sobie otrzymali, przyprowadził ich jpan generał Komarzewski. Jw. zaś marszałek w kwadrans potém przybywszy doniósł o przybyłych N. Panu, i jednego po drugim zacząwszy od generała en chef do gabinetu zaprosił. Audjencja trwała pół godziny, i za przybyciem dam dano w zwykłéj godzinie do stołu. Po obiedzie prezentowali się syn generała Springporta siedémnastoletni i adjutant generała Suwarowa, Ormianin, oprócz tego pan Rakowski szambelan szwagier p. Kordysza «nieszczęśliwie od natury naznaczony gatunkiem paraliżu w oczach, który nie tylko krótki wzrok mu sprawia, ale tę nadto niewygodę, iż mrużyć musi powieki, kiedy co lub kogo rozeznać żąda. — »
Na herbacie u hetmana grała muzyka regimentu, przyszedł i król, i zabawił z godzinę, a potém wszystkich do zamku zaprosił. N. Pan i wszyscy szli piechoto, a przed kompanją kapela na dętych przygrywająca instrumentach, uprzyjemniała przechadzkę. Wieczorem pożegnał króla generał Springport z synem.
We środę udał się król o godzinie jedénastéj do szkół Bazyljańskich, i zabawił godzin ze trzy dla wyexaminowania uczniów i sposobu nauczania professorów. Przyjęto N. Pana kantatą w polskim języku, ale na sposób cerkiewnych pieśni ruskich odśpiewaną. Po niéj nastąpiła przemowa przeczytana przez jednego ze starszych uczniów wielbiąca zaszczyt przytomności Pana, a zarazem powiada Plater, do tegoż dobroci odwołująca się, ażeby raczył wybaczyć nieudolności i skutkom przerażenia, które z niespodzianego oglądania majestatu mdłe i dziecinne umysły przytomnéj uwagi na moment pozbawić będą mogły.» Po skończonéj przemowie, ks. opat Fizykiewicz rozdał przytomnym kwestje na które uczniowie odpowiadać mieli, z katechizmu, nauki obyczajowéj, grammatyki elementarnéj, arytmetyki, geometrji i t. p. «Niewypowiedzianie wielu z nas uradowanemi zostali, dodaje krotofilnie p. Plater, że do zadawania kwestij wyszedł na środek jmks. biskup Naruszewicz, albowiem kiedyby któremu ze świeckich rozkazał N. Pan czynić zapytania o Wierze, możeby się nie jeden znalazł potrzebującym powrótu do szkoły dla odnowienia tego co światowe obcowanie, żołnierka i podobne tym inne dystrakcje z myśli i pamięci od dawnego już czasu wygnały. Co zaś nam świeckim względem katechizmu trudności stałoby się powodem, tego doświadczył jks. biskup, gdy przyszło do zapytań grammatykalnych w nieznajomych słowach równie jemu jak tym wszystkim ze szkół dawniejszych, którzy języka łacińskiego z alwaru się uczyli. Doskonale wszakże we wszystkiém wyćwiczony jw. examinator i zacny uczeń dawnego kolegi swego ks. Alwara prędko się z nowemi obeznał wyrazami, jak tylko nowe polskie do dawniejszych łacińskich zastosował, a pomiędzy assystującemi N. Panu, głuchy szmer tylko tego odnowionego dał się słyszéć zdania, dla czego autor nowéj elementarnéj grammatyki stworzycielem, chciał być dzikich i nie słychanych słów, porzucając dawniejsze wszystkim lepiéj wiadome termina. To utyskiwanie już zaraz od początku samego wydania grammatyki dało się słyszéć wszędzie po kraju, i dla wyszydzenia nawet, nowo wymyślonych słów, co było napisaném o dzikiém ich zbiorze w liście obywatela do komissji edukacyjnéj, to każdemu podobno nadto wiadome, i nie potrzebuję cytować. Kończąc jednak moje nad tą materją zastanowienie się, niech mi wolno będzie powiedzieć, że autor nowéj grammatyki powinien wybaczyć nieukontentowaniu publicznemu, w przeświadczeniu, że nowość każda bywa dziko zawsze przyjęta, a ludzie wieku statecznego nie lubią zwyczajnie odmieniać tego w czém się zestarzeli. A rodzicom przykro dzisiaj nie rozumieć dzieci w grammatykalnych prawidłach i doświadczać, że ci wzajemnie ich nie rozumieją. Lecz kiedy saméj pamięci jest dziełem słów grammatykalnych nabycie, jedno to jest, gdy się na mózgu wyciśnie syllaba czyli zgłoska, casus czy przypadek, konjugacja czy czasowanie i inne; a wybaczyć zechcą wielbiciele alwaru téj prawdzie nie sprzecznéj, że lepiéj jest Polakowi we własnym języku uczyć się reguł łaciny i zarazem nabywać umiejętności własnego i łacińskiego języków z porównaniem stosowności, która być może między niemi, niżeli nieżywego języka uczyć się w tymże samym, pamięć ociążać w szkołach mnóstwem tych wierszy, których pożytek w samych tylko professorach wydatnym bywał. Nie tylko wszakże jmks. biskup Naruszewicz zadawał uczniom pytania, ale raczył dobrotliwie i N. Pan wybierając je z podanych sobie przez ks. opata żadnéj z tych nie zostawując umiejętności, z których examinowanemi być mieli uczniowie szkoły Kaniowskiéj. Jak zaś we wszystkich prawie polskich szkołach, łatwo widzieć można młodzież narodową do matematyki nadzwyczajnie zdatną i tę część nauk wysokich łatwo pojmującą, tak podobnie i tutaj dała dowód młódź ucząca się nieodrodnéj od innych w początkowych częściach matematyki biegłości. Znakiem zaś to w Polaku jest naturalnéj do porządnego myślenia łatwości, albowiem z doświadczenia nie wątpliwa, że nic doskonaléj sprostować nie może rozumu ludzkiego nad matematykę, i nauka jéj, pożyteczniejszą jest od dawniéj używanéj w szkołach logiki, dialektyki, równie jak alwar więcéj mordującéj pamięci, aniżeli istotną przynaszającéj korzyści. Po przejściu przez wszystkie prawie części nauk, w objekcie których przygotowane były zapytania, oświadczył N. Pan ukontentowanie swoje tak z pilności professorów i starania ks. opata, jako téż aplikacji osobliwie niektórych z uczniów, co nad innych doskonaléj i roztropniéj odpowiadali. Gdy do wyjścia już ze szkół zabierał się, zaśpiewała młodzież:

Laudate pueri Dominum.

na znak radości za ten zaszczyt, którego z przytomności majestatu otrzymała. Damy nasze były téż przytomnemi na moment examinowi, ale dla przydłuższych strojów, które przy gotowalniach utrzymują czas nie mały, powracać przed końcem przymuszonemi były, aby punktualnie zjechać w godzinę obiadu. — »
Około szóstéj używając prawdziwie majowéj pogody, jeździł król konno, a damy karetami i powozami dworskiemi; wrócił zaś w pojeździe z marszałkową Koronną i hr. Tarnowską. Ostatnia w drodze spotkała męża powracającego do Kaniowa.
W końcu dodaje opowiadający, że ks. opat Fizykiewicz po examinach otrzymał od N. Pana medal złoty, i opowiada anegdotę o chłopiętku małém cztéroletniém, które bardzo śmiało rozgarnąwszy tłum szukało i pytało króla, a gdy mu go okazano, zawołało z pocieszną powagą: — Upadam do nóg W. K. Mości. Król obdarzył je kilkunastą dukatami.
We czwartek wytrzymała znowu pogoda, i król konno za Kaniów wyjechał, aż do obiadu używając przejażdżki. Powróciwszy zastał pocztę z Warszawy i tę do obiadu expedjował. «Damy, pisze Plater, podług dworskiego nastawiwszy swoje zégarki tak dobrze czasem rozrządziły, że znacznie przed drugą ani grzebienia i pudru, ani konsyljarza wdzięków nie potrzebowały, zebrała się więc cała kompanja dam i kawalerów od kwadransa czasu na pokoje, gdy N. Pan wyszedł z gabinetu, a po chwili ze zwyczajną kompanją poszedł na obiad.
Czasu którego współ z sobą biesiadującym, gdy łaskawie komunikować raczył nadeszłe w expedycjach wiadomości, najciekawszą była równie dla cudzoziemskich ministrów przy monarsze bawiących jak i dla nas wiadomość o dobrowolném złożeniu urzędów swoich przez jmpp. de Calonne kontrolera generalnego i Miromesnil stróża pieczęci francuzkich. Grzecznym to jest wyrazem, gdy wieść publiczna mówi o dobrowolném złożeniu, bo ktokolwiek wiadomym jest interesów dzisiaj krajowych we Francji, sejmu, iż go tak nazwę des Notables, i objektów na nim traktowanych z jedynéj rady p. de Calonne domyśleć się tego łatwo może, iż ten minister skarbu, nadto wiele pobudził na siebie nieprzyjaciół, ażeby pomimochętnie nawet nie miał być przynaglonym do zdania urzędu. To zaś najfatalniejszém dla wspomnionego ex-ministra stało się zdarzeniem, że wtedy od kontrolerstwa usunąć się musiał, gdy pełen był nadziei otrzymania stopnia du Chef des Finances po zmarłym Hrabi de Vergennes, i kiedy wymysł zebrania stanów francuzkich, do wprowadzenia projektowanych nowości mógł być instrumentem jego upadku przez nieprzyjaźną interpretacją królowi, iż przeciwko władzy monarszéj i zatrzęśnieniem najdzielniejszéj prerogatywy tronu francuzkiego pan de Calonne pod decyzją, jakoby stanów kraju poddał to, co od jedynéj króla woli dependowało i zdradliwie jakoby dobrowolności użył królewskiéj w przyprowadzeniu onego do zebrania stanów. Każdy z nas chwalić i owszem będzie ten postępek ministra, przez który wola kraju miała być zapytana, w tém wszystkiém co powszechność interesuje.
Lecz jeżeli ten był zamiar ex-ministra, nie trzeba było nieprzyjacielem robić najpiérwszego księcia krwi królewskiéj, utratą 400,000 liwrów intraty przez nowe rozporządzenia, a swojéj własnéj sławy gruntować na rozwalinach poprzednika. Bardzo nieuważnie p. de Calonne w początkowych sessjach francuzkich stanów, naganiał ex-ministra p. Necker, którego część znaczna Francji mile dotąd wspomina, a który w zdanym wiernie rachunku, nie braku życzliwości, lecz może tylko sposobności dał oczéwiste dowody w tém, czego czasu swéj administracji nie mógł dokazać. Te były różne uwagi, których przybyły kress stał się powodem.
Były téż i wiadomości warszawskie, osobliwie bajki tam rozgłaszane, które już śmieszyły, już zasłużoną wzbudzały pogardę. Zapomnieć zaś tego nie mogę com w sobie uczuł nieukontentowania, gdy w doniesieniach ze stolicy nadeszłych, słysząc i czytając bajeczne pożaru kaniowskiego opisanie, znieść nie mogłem, iż o téj zamilczeli okoliczności, która litości pełne serce N. Pana, i za przykładem jego wszystkich przytomnych objawiła sympatją dla nieszczęśliwych, w składce na pogorzelców tém liczniéj zebranéj, że się nią zajmowała sama marszałkowa Koronna.»
Po obiedzie i spoczynku, znowu król J. M. udał się z całém towarzystwem na miejsce dla illuminacji i fajerwerku, przeznaczone nad Dnieprem na wysokiéj górze. «Powracającemu nazad królowi doniesiono z relacji przybyłego z Kijowa p. Jawornickiego komisarza ks. podskarbiego, że pan ten po balu i fajerwerku we środę w Mytnicy nocował, a zatém choć późno mógł we czwartek do Kaniowa przybyć, — i że ks. Potemkin sprzedawszy Krzyczew p. Hołyńskiemu marszałkowi gubernskiemu Mohilewskiemu za miljon rubli, dobra p. podkomorzego Orłowskiego za dwakroć kilkanaście tysięcy rubli kupił, i blizkim już był kupienia Moszny od ks. podskarbiego, chęć nie zmyśloną okazując do powiększenia swych posiadłości w Polsce. — »
Ks. podskarbi jednak oczekiwany do późna, dnia tego nie powrócił aż około północy, gdy się już wszyscy z zamku rozeszli, i nazajutrz dopiéro dowiedzieć się mógł król od niego i od p. Moszyńskiego sekretarza Lit., o uroczystym obchodzie dnia Św. Katarzyny w Kijowie.
Wkrótce po nich przybyli do Kaniowa oficerowie świty cesarzowéj wodą z pojazdami N. Pani jadący, którzy już tydzień temu jak z Kijowa wypłynęli. Z ich powolnéj podróży nic wnosić o przybyciu oczekiwanych gości niebyło można. Po obiedzie furjer dworski obwieścił wszystkim, że następnego dnia ani obiadu, ani pokojów przez cały dzień nie będzie, a około godziny czwartéj przybyły ks. Józef Lubomirski, świadek oczéwisty wypłynienia cesarzowéj zapewnił, że wyruszyła z Kijowa.
Lubo w dniu piątkowym o dziesięć wiorst tylko od Kaniowa imperatorowa nocować miała, z zadziwieniem jednak króla i wszystkich żadnéj o przybyciu nieotrzymano wiadomości, choć i po wieczerzy jeszcze długo na to oczekiwano. Dopiéro gdy się wszyscy rozeszli, nadjechał p. Działyński wojewodzic z p. Sejbern kawalerem ambassady Rossyjskiéj, którzy donieśli, że wypłynąwszy o czwartéj po obiedzie, cesarzowa o 5téj mijała dopiéro Kijewo-Pieczerską fortecę, i nocować tak daleko jak zamierzyła nie mogła, zatém i o dziesięć wiorst od Kaniowa znajdować się nie może.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.